Albus i Scorpius siedzieli razem, w dormitorium Ślizgonów, w przeciwnych końcach łóżka zielonookiego.
- Nie mogę uwierzyć, że chodziłeś z nim z takiego powodu. - Młody Potter prychnął z niedowierzaniem. - Scor, serio, ty? Myślałem, że w takich sprawach miałbyś poważniejsze motywy. - Grymas niezadowolenia, w gruncie rzeczy nieproszony acz szczery, wymalował się na jego twarzy.
Blondyn zacmokał; jego wargi same wykrzywiły się w czymś w rodzaju kołtuńskiego uśmiechu.
- A mnie co prawda nie dziwi, że się o mnie troszczysz, niemniej, zastanawia, czemu tak cię to tknęło.
Szlag.
- Może dlatego, że jestem twoim najlepszym przyjacielem i tak dalej? - Żartobliwa obojętność w jego głosie po części była maską dla nagłego poczucia przyparcia do muru.
- Mhmmm...
Ni to było zastanowienie, ni niepewność; Scorpius dobrze wiedział, czemu jego przyjacielowi tak na nim zależało. Znali się przecież nie od dziś; choć długa znajomość czasem okazuje się być raczej pułapką trzymającą w starych ramach wzajemnego postrzegania, niż kluczem do lepszego zrozumienia siebie nawzajem. W przypadku tej konkretnej dwójki Ślizgonów trwał okres przejściowy, a Malfoy miał dziwne wrażenie, że dziś zrobią kolejny krok naprzód. W dobrą stronę. Oby.
- Tak czy siak, jakoś lepiej teraz wyglądasz, wiesz? Depresja już ci minęła? - Pół żartem, pół serio, ale zadał pytanie.
Albus podniósł wzrok, spotykając tak mu znaną przenikliwą szarość. Za każdym razem gdy patrzył swojemu przyjacielowi w oczy, miał wrażenie, jakby na nowo nurkował w tych srebrzystych głębiach, odkrywając coraz to nowe tajemnice. Intrygowało go to; uwielbiał to robić i gdyby tylko mógł, resztę życia chętnie spędziłby sam na sam ze Scorpiusem, poznając go... i pozwalając jemu poznawać siebie.
Gdyby tylko mógł...
Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. Z pewnym zaniepokojeniem zauważył, że serce bije mu szybciej, niż normalnie powinno.
- Nie powiedziałbym, że jest świetnie, ale... - osunął się po wezgłowiu, układając wygodnie na poduszkach - tak, jest lepiej.
Dużo lepiej. Ale jakoś bał się otwarcie to stwierdzić, bowiem to by wyraźnie zdradziło podstawowy powód słabego zdrowia psychicznego, jakim odznaczał się w ostatnim czasie. Jakkolwiek, był świadom, że Scorpius i tak się tego domyśli; o ile już się to nie stało.
- Myślisz, że będzie na mnie zły? - Zagadnął po dłuższej ciszy, bardziej po to, by sprowadzić rozmowę na mniej niekomfortowe dla siebie tory, niż z faktycznej ciekawości wobec opinii przyjaciela.
- James? - Wargi blondyna wykrzywiły się w lekceważącym uśmiechu. - Na ile go znam, nie dba zbytnio o takie sprawy.
Brunet przygryzł policzek, wlepiając wzrok w baldachim nad łóżkiem. Pozwolił rozpoczętemu tematowi pochłonąć całkowicie swoje myśli; byle tylko wrócić do bezpiecznej, nie łączącej się z ryzykiem i wyjściem na desperackiego kochasia strefy komfortu.
Pomyślał o tym, co jego brat mu ostatnio powiedział. Zmarszczył czoło i na kilka krótkich chwil twarz mu stężała.
- Tia, może, ale... - Leniwie przewrócił się na bok, by spojrzeć na przyjaciela. - Żeby był aż tak obojętny...
Przypatrywał się teraz uważnie dostojnym rysom chłopaka- jego mina pozostawała bez zmian.
- Al, czemu ty w ogóle tak mocno się tym przejmujesz? - Blondyn przewrócił oczami, nawet nie starając się ukryć znudzenia. - Nie uważasz, że troszkę przesadzasz? - Zmierzył Albusa sugestywnym spojrzeniem zakrapianym nutką niepewności.
CZYTASZ
Scorbus
FanfictionDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...