NARRATOR: Scorpius Malfoy
.
.
.
Siedzenie na tobie siedzącym wygodnie na naszej wysłużonej sofie, ubranym w wydziergany dwa dni temu jeden ze słynnych Weasleyowskich swetrów (szary ze szmaragdowym "S"! Twój to jego bliźniak z krainy odwrotności. Urocze), to jedno z moich sekretnych hobby. Życie jest piękne w sobotę wieczór...
Mmm, zwłaszcza gdy macasz mnie po plecach tymi swoimi ochoczymi palcami.
— Mogę wiedzieć, czemu mnie tak nieprzyzwoicie tykasz?
Wcale nie mam ci za złe. Tylko się droczę. W rzeczywistości, chętnie zaprosiłbym twoje dłonie pod sweter. Czekają tam na nie moje wiecznie łaknące czułości zakończenia nerwowe.
A ty wiesz jak nikt inny, jak być czułym w mój ulubiony sposób. Mmm, dreszczyk.
— Cokolwiek przechodzi ci przez głowę: jesteśmy sami. To nie jest nieprzyzwoite.
— A ty wciąż na tej samej płycie, oj kocie...
— Udawaj ile chcesz; obydwaj dobrze wiemy, że ty też.
— Pytanie wisi i czeka — nucę cichym, neutralnym głosem, podsuwając się troszkę wyżej, żeby twoje dłonie zbliżyły się do mojego...
— No bo twój sweter jest taaaki milusi i mięciusi.
— Przecież twój jest dokładnie taki sam. — Mój policzek potwierdza.
— ...Ale na tobie jest jakoś bardziej milusi i mięciusi.
Potrafisz umieścić ten słodki uśmiech na mojej twarzy z taką łatwością.
— Poddaj marne wysiłki i po prostu przyznaj, że lubisz mnie obmacywać.
— To też. — Przesuwasz dłonie ku górze. No nie, nie, nie, na dół, Al, na dół, tutaj czeka skarb! Byłem taki samotny przez ostatnie osiemnaście godzin... (pociągam nosem w myślach). — Ale serio, twój jest bardziej milusi.
— Jasne. — Podnoszę się do siadu. — Zawsze to ja muszę być bardziej milusi, mięciusi, przytulaśny i słodziaśny. A przecież ty masz trochę więcej mięsa.
— Ależ ty to urokliwie przedstawiasz.
Ewidentnie nie jesteś zachwycony. Hmeh. Zawiodłem cię, miłości moja, wybacz, wybacz, proszę...
— Krwistego puszku? — Posyłam ci miodny uśmieszek.
— Slytheriiinie! — Zamykasz oczy, opadając głową na oparcie sofy.
Ile razy ja opadłem na to oparcie. Mam nawet dwa i pół siniaka. Pół, bo prawie go już nie widać... aczkolwiek liczy się tym niemniej.
Cóż, nie jestem pewien. Nie uczęszczałem na wykłady siniakologii.
A szkoda.
— To kogo zapraszamy?
— Niby na co?
— Na nasze bożonarodzeniowe wcalenieprzyjęcie. — Bywasz rozbrajająco niekumaty; o czym innym miałbym mówić, półtora tygodnia przed tym najmagiczniejszym czasem w całym kalendarzu?
Jęczysz, jeszcze bardziej niezachwycony. — Mhhh, musimy?
— Nie. Nie musimy. Ale byłoby miło. Hmm? — Całuję cię w skroń.
— Wcale niezbyt — mruczysz.
— Oj tam, zachmurzyło ci się tylko. — Kładę głowę na twojej klatce piersiowej i obejmuję twoje ramiona swoimi. Po chwili czuję twoją dłoń przeczesującą moje włosy. Przymykam oczy, wzdychając z zadowoleniem i wdychając twój ciepły zapach. — Znów pachniesz pierniczkami.
CZYTASZ
Scorbus
FanficDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...