WCCNŚTT (2/3): Sweter w okruszkach

156 13 4
                                    

NARRATOR: Scorpius Malfoy

.

.

.

Siedzenie na tobie siedzącym wygodnie na naszej wysłużonej sofie, ubranym w wydziergany dwa dni temu jeden ze słynnych Weasleyowskich swetrów (szary ze szmaragdowym "S"! Twój to jego bliźniak z krainy odwrotności. Urocze), to jedno z moich sekretnych hobby. Życie jest piękne w sobotę wieczór...

Mmm, zwłaszcza gdy macasz mnie po plecach tymi swoimi ochoczymi palcami.

— Mogę wiedzieć, czemu mnie tak nieprzyzwoicie tykasz?

Wcale nie mam ci za złe. Tylko się droczę. W rzeczywistości, chętnie zaprosiłbym twoje dłonie pod sweter. Czekają tam na nie moje wiecznie łaknące czułości zakończenia nerwowe.

A ty wiesz jak nikt inny, jak być czułym w mój ulubiony sposób. Mmm, dreszczyk.

— Cokolwiek przechodzi ci przez głowę: jesteśmy sami. To nie jest nieprzyzwoite.

— A ty wciąż na tej samej płycie, oj kocie...

— Udawaj ile chcesz; obydwaj dobrze wiemy, że ty też.

— Pytanie wisi i czeka — nucę cichym, neutralnym głosem, podsuwając się troszkę wyżej, żeby twoje dłonie zbliżyły się do mojego...

— No bo twój sweter jest taaaki milusi i mięciusi.

— Przecież twój jest dokładnie taki sam. — Mój policzek potwierdza.

— ...Ale na tobie jest jakoś bardziej milusi i mięciusi.

Potrafisz umieścić ten słodki uśmiech na mojej twarzy z taką łatwością.

— Poddaj marne wysiłki i po prostu przyznaj, że lubisz mnie obmacywać.

— To też. — Przesuwasz dłonie ku górze. No nie, nie, nie, na dół, Al, na dół, tutaj czeka skarb! Byłem taki samotny przez ostatnie osiemnaście godzin... (pociągam nosem w myślach). — Ale serio, twój jest bardziej milusi.

— Jasne. — Podnoszę się do siadu. — Zawsze to ja muszę być bardziej milusi, mięciusi, przytulaśny i słodziaśny. A przecież ty masz trochę więcej mięsa.

— Ależ ty to urokliwie przedstawiasz.

Ewidentnie nie jesteś zachwycony. Hmeh. Zawiodłem cię, miłości moja, wybacz, wybacz, proszę...

— Krwistego puszku? — Posyłam ci miodny uśmieszek.

— Slytheriiinie! — Zamykasz oczy, opadając głową na oparcie sofy.

Ile razy ja opadłem na to oparcie. Mam nawet dwa i pół siniaka. Pół, bo prawie go już nie widać... aczkolwiek liczy się tym niemniej.

Cóż, nie jestem pewien. Nie uczęszczałem na wykłady siniakologii.

A szkoda.

— To kogo zapraszamy?

— Niby na co?

— Na nasze bożonarodzeniowe wcalenieprzyjęcie. — Bywasz rozbrajająco niekumaty; o czym innym miałbym mówić, półtora tygodnia przed tym najmagiczniejszym czasem w całym kalendarzu?

Jęczysz, jeszcze bardziej niezachwycony. — Mhhh, musimy?

— Nie. Nie musimy. Ale byłoby miło. Hmm? — Całuję cię w skroń.

— Wcale niezbyt — mruczysz.

— Oj tam, zachmurzyło ci się tylko. — Kładę głowę na twojej klatce piersiowej i obejmuję twoje ramiona swoimi. Po chwili czuję twoją dłoń przeczesującą moje włosy. Przymykam oczy, wzdychając z zadowoleniem i wdychając twój ciepły zapach. — Znów pachniesz pierniczkami.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz