Rozpadanie

181 2 2
                                    


Narrator: Scorpius Malfoy

.

.

.

"Najgłębsze poszukiwania prowadzą do najciemniejszych miejsc." — Kang Yeh

.

.

.


"...postępujące rozszczepianie struktur białek skutkujące rozległą patologiczną modyfikacją ekspresji genów... Nie wiemy jeszcze, jak duży zakres ma klątwa. Wszystkie wyniki wskazują że to zupełnie nowa formuła zaklęcia..."

Gdy tego wieczora wróciliśmy ze szpitala, nie czułem gruntu pod sobą. Oddychałem próżnią kosmiczną. W żebrach miałem potłuczone szkło. Pęknięte.

Twoją dłoń w mojej.

Moje palce były zimne.

Zaparkowałem samochód. Łagodny odgłos zaklęcia lokującego wyrwał mnie z otępienia.

Jasna cholera. Mogłem nas zabić; nie wiem jak mój mózg to zrobił.
Nie zrobiłby gdybyś w samochodzie, tuż obok mnie, nie siedział ty.

— Nie wiem co robię — mruknąłem do nikogo.

— Nigdy tak do końca nie wiemy. Dziś jest po prostu ciemniej niż zwykle.

Westchnąłem. Mój wzrok ważył tonę.

bałem się twojej twarzy. Twojego spojrzenia.

Usłyszałeś mnie. Zawsze mnie słyszałeś. Nigdy nie musiałem krzyczeć. Czasem, nie musiałem nawet mówić. Spojrzenie wystarczyło.

Co by we mnie umarło, gdybym spotkał cię nim znowu?

Ruszyłem ku drzwiom naszego domu. Szedłem przez trawę jak przez sen.
twoja dłoń w mojej.

Upiorny sen w którym każde źdźbło czeka na fałszywy krok.

Każda komórka czeka na truciznę.

Noc była czysta. Gwiazdy mrugały, rozproszone swoją odległością od naszego małego okruszka piasku. Wielkie i nieznaczące.

Kiedy ostatnio na nie patrzyłem?
Lata świetlne. Mijają.
Już minęły.
Twoja dłoń w mojej jest tak nowa mimo że znam ją od...

Zawsze.


***


Tamten wieczór był. Po prostu. Może. Nie wiem. Czuł jak horror który wypełza spośród myśli i wspomnień gdy leżę w łóżku i nie potrafię zasnąć

z powrotem, bo znów nawiedziły mnie mgły przeszłości która nigdy nie istniała. Martwa rzeczywistość w której cię nie było. Widmo które żyje w moich najgorszych koszmarach.

Z cichego zakątka mojego umysłu patrząc na każdy mój krok.

Zjedliśmy kolację, wziąłem prysznic, umyłem zęby. Zrobiłem normalne ludzkie rzeczy i patrzyłem jak ty je robisz.

Tak jak zawsze. Nic się nie zmieniło.
Mimo że wszystko się zmieniło.
Wszystko przestało istnieć i zaczęło inaczej. Przeszliśmy przez przejście do rozdziału w którym narrator to lęk.

Groza. Lód. Bezradność. Niemoc. Serce tłukące się do przeszłości. Do przyszłości której nigdy nie zazna
mimo że wczoraj wierzyło w nią tak spokojnie. Jakby dostało mural od losu, z podpisem wypalonym wiecznym ogniem.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz