JRK R.2 - Niektóre supły są ciasne

180 8 3
                                    


Albus mógłby założyć Pelerynę Niewidkę – albo użyć jednego z zaklęć kamuflujących, których nauczył go ojciec – i podążyć za Malfoyem, gdy ten, opuściwszy klasę, skierował się do łazienki. Zakładał, że czekałoby go tam rozkoszne przedstawienie.

Ale nie był przecież Ślizgonem, żeby tak kombinować.

Był Gryfonem. Więc pójdzie po prostu do łazienki zaraz za Malfoyem, jak gdyby nigdy nic.

Zwolnił tempa, utrzymując blondyna w zasięgu wzroku. Był dobre piętnaście sekund od niego, gdy zamknęły się za nim drzwi łazienki.

Serce Albusa zabiło mocniej, gdy garść kroków później sam je przekroczył.

Zdawał się być tu sam z Malfoyem.

Szum szkolnego harmideru zagłuszał subtelniejsze dźwięki, ale mógłby przysiąc, że wchodząc wyłapał ten słodki, nieomylny odgłos mokrego napletka przesuwanego na twardym penisie. I sapanie.

Obydwu już nie było.

Wszedł do kabiny tuż obok jedynej okupowanej. Wyobrażając sobie z uciechą, jak siarczyście Malfoy musi przeklinać w tym momencie jego obecność.

Ciekawe, czy Pan Prefekt używa wulgarnych przekleństw... Taki poprawny.

Aż chce się go rozebrać z tego jego perfekcyjnego mundurka i doprowadzić do bezopamiętania, zobaczyć jaka bestia skrywa się pod tą spokojną powierzchnią.

Cicha woda brzegi rwie...

— Zatwardzenie dopadło, Potter?

Oho.

— Skąd wiesz, że to Potter?

— Wiem więcej: to Albus Potter.

Wcale nie brzmiał jakby mu przerwano słodkie chwile intymności. Raczej, jak rozdrażniony paw.

Bardzo biały paw.

Jak śnieg. Mleczko.

Ptasie mleczko.

Nasie–

— Czyżby. A skąd wiesz to?

— Bo nauczyłem się charakteru twoich kroków.

Tym razem brzmiał jak przewrócenie oczami.

Czyżby to było sprawne zamaskowanie kompromitującego faktu?

Śmiesznie połechtany tym odkryciem, Albus pozostał w ciszy. Bawiąc się swoją różdżką.

— Ciebie też dopadło, co Malfoy? — przytyknął, gdy do kolejnej lekcji została minuta, a chłopak wciąż nie ruszył się ze swojej prywatności.

— Jasny szlag — wtem dał się słyszeć dźwięk podciąganych spodni, paska przeciąganego przez szlufki, i torby zarzucanej na ramię.

I otwieranych drzwi kabiny.

Biedny, musiał się właśnie zorientować, że–

— Pięćdziesiąt sekund do lekcji, Potter! — rzucił w biegu.

I tyle go było.

Nawet nie spuścił wody dla stworzenia pozorów.

Albus westchnął. Może powinien był jednak obrać Ślizgońską taktykę.

Tymczasem, ma całe jedno okienko na rozmyślanie, co wydarzyło się między nimi w ciągu ostatniej godziny. I gdzie Albus mógłby to doprowadzić.

Gdzie chciałby to doprowadzić.

Gdzie chciałby zobaczyć tego poprawnego prefekta, który popchnął Albusa w tak intensywne wody orgazmu, w jakich dotąd nie pływał.

Cóż. Miał raczej klarowny obraz owego gdzie. Pozostawało pytanie: jak.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz