Ciemna noc duszy

483 27 4
                                    

NARRATOR: Scorpius Malfoy

.

.

.


Gubię się w deszczowych chmurach;

nie są mi tak znane, jak oczy, które widzę w lustrze każdego dnia.

Niebo ciemnieje.

Czekam na uderzenie.

Nie zdoła przyjść nagle; poznałem już echo piorunów.


***


Ląduję trochę zbyt twardo na szarozielonej trawie, rozpryskując wokół krople wody, która z rosnącą intensywnością spada z ciemniejącego szybko, szarego nieba. Trening się jeszcze nie skończył, ale nie byłbym w stanie utrzymać się dłużej w powietrzu. Dyszę ciężko, znajdując dziwną ulgę w fakcie, że wszystko mnie boli. Niepokojące mroczki przed oczami zmuszają mnie do nabierania tak dużej ilości zimnego powietrza w płuca, jak tylko zdołam. Niemal słyszę, jak moje serce uderza rozpaczliwie o żebra, w desperacji pompując gorącą krew przez żyły. Moje spierzchnięte usta pozostają rozchylone, pozwalając zbawiennemu tlenowi wpływać szybciej do moich płuc. Oddycham, oddycham, oddycham. Fizyczne wyczerpanie miesza się z emocjonalnym i lodowata mgła zalewa moją świadomość coraz sukcesywniej. Każda chwila wysysa ze mnie energię; upływający czas działa niczym dementor.

Mam ochotę cisnąć miotłę na ziemię i pewnie bym to zrobił, gdyby nie fakt, że służy teraz lepiej jako podparcie, bo kolana uginają się pod moim ciężarem i czuję, że zaraz upadnę. I tak cud, że wciąż stoję.

Choć przysiągłbym, że grawitacja działa na mnie jakoś mocniej niż zwykle, powietrze zgęstniało po wielokroć, a krew, ciało i kość zmieniły się w ołów, udaje mi się dowlec do szatni. Jest jasna i ciepła, kontrastując ze światem, z którego przed chwilą wyszedłem, chwiejąc się na skraju przytomności.

Lakierowany trzon mojego nowego Nimbusa uderza o podłogę, gdy opadam bezwładnie na jedną z ławek. Z ulgą opieram plecy i głowę o ścianę, modląc się, by wytrzymać. Największa fala już uderzyła, już przepłynęła; teraz tylko muszę nie utonąć w tym bajorze. Za moment przejdzie; na pewno; zawsze przechodzi...

Lodowate krople deszczu skapują z moich wilgotnych włosów, spływają po czole, policzkach, brodzie. Podnoszę lewą rękę, by otrzeć twarz rękawem szaty.

Skupiając się na głębokich, równych oddechach- to jedyne, co mi w tej chwili pozostało, moja kotwica- zamykam ciężkie powieki; widzę teraz tylko czerwień.

Mimo że wygraliśmy do tej pory każdy mecz dla Slytherinu, czuję się jak ostatni przegrany. Dzisiejszy trening tylko dodał do listy rzeczy, na których ostatnio odbija się moja stopniowo załamująca się kondycja psychiczna. I fizyczna.

Nie mam pojęcia, co się dzieje, dlaczego. Chciałbym mieć komu zadać te pytania. Nawet książki nie znają wszystkich odpowiedzi.

Albo ja nie znam odpowiednich książek.

Jestem jak złamana różdżka. Bez mocy. Do niczego.

Jak czarny karzeł. Wypalony. Obumarła gwiazda.

Jak zdmuchnięty płomień świecy. Ogień był i przestał być.

Co mnie złamało? Co mnie zgasiło?

Co mi się stało?

Woskowa figura. Kruchy. Bez życia. Zimny.

Pusty w środku. Jak bombka.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz