Był sobie przyjemny, cieplutki (dla niektórych zabójczo duszny i gorący) dzień- popołudnie, gwoli ścisłości- który to uczniowie Hogwartu chętnie wykorzystywali- przebrnąwszy już przez godziny lekcyjnych katuszy- spędzając czas na szkolnych błoniach i dziedzińcu.
Albus, który postanowił szlifować swoje zdolności w zakresie szlachetnej sztuki nicnierobienia, przesiadywał aktualnie w swoim ulubionym miejscu- w pewnej odległości od całej reszty uczniów- i od jakiegoś czasu pozwalał swoim zielonym oczom sycić się pięknym obrazem, który się przed nim malował. A dokładniej, pewnym bardzo konkretnym fragmentem tegoż obrazu, mianowicie obejmującym kilkanaście brukowych kostek, niewielki murek z kolumnadą, kawałek nieba gdzieś tam w tle i ławkę; jakkolwiek uwaga czarnowłosego pozostawała w całkowitej wyłączności skupiona na postaci, która na tejże ławce pod murkiem siedziała- a był to Scorpius Malfoy: z nosem utkwionym w książce, równie nieświadomy swojego otoczenia, co Albus Potter swojego, skąd stanowił bardzo wygodny obiekt do bezwstydnego i długotrwałego wlepiania weń wzroku, której to przyjemności (nie żeby była rzadkością) młody Potter nie mógł (nie potrafił) sobie odmówić.
Oczywiście niewinnemu, młodemu człowiekowi świętym spokojem cieszyć się zbyt długo nie wolno: bo oto Lily Potter- siedząca na innej ławce, nieopodal Albusa, i zajęta (częściowo) odrabianiem jednej ze swoich prac domowych w towarzystwie bliżej niezidentyfikowanej ciemnowłosej postaci, o której Albusowi mogło być wiadomo co najwyżej tyle, że była jakąś bliższą jego siostry znajomą slash deską ratunku gdy szkoła zbyt dużym ciężarem kładła się na barkach rudowłosej- od dłuższego czasu wykorzystywała swoją naturalną wielozadaniowość, lawirując pomiędzy układaniem kolejnych zdań wypracowania narodzonych w konsultacji z ciemnowłosą, a obrzucaniem brata bardzo uważnymi spojrzeniami, jak gdyby był pacjentem oddziału specjalnej troski, którego nie można było spuścić z oczu na więcej niż dwie minuty. Wkrótce- najwyraźniej- postanowiła objąć rolę w scenie, której dłuższy czas była nieproszonym świadkiem, bo podeszła do czarnowłosego i z właściwą sobie dziewczęcą gracją opadła na trawę obok.
- Znów to robisz, Al - zaczęła zupełnie niezobowiązującym tonem, jakby komentowała warunki atmosferyczne.
Albus otrząsnął się łaskawie ze swojego- sięgającego już niebezpiecznie głębokich głębi- transu, po czym- zdawszy sobie sprawę, co się tak właściwie wokół niego dzieje- zwrócił się do siostry z cieniem rozkojarzenia w głosie; jego wzrok nie opuścił jednak blondyna.
- Co robię?
- Gapisz się na niego.
Na tę bardzo bezpośrednią odpowiedź brunet zmierzył rudowłosą ostrożnym spojrzeniem.
- Nie gapię się. Rzucam przeciągłe spojrzenia - odparł z nieudawaną swobodą.
- Aha. "Rzucasz". - Rudowłosa parsknęła, prawie rozbawiona. - Al, ty nie oderwałeś od niego wzroku ani na moment przez ostatnie pół godziny!
- Podglądasz mnie? Oj, nieładnie, siostrzyczko, nieładnie. Nie tego cię uczyłem.
W brązowych oczach Lily Potter czaiła się pogarda.
- Mógłbyś wreszcie przestać bawić się we wzdychającą księżniczkę i coś zrobić.
- Niby co? Mówię ci, Lils, ja po prostu rzucam przeciągłe spojrzenia; i to jest zupełnie normalna sprawa, jeśli ma się w swoim środowisku kogoś tak... przykuwającego uwagę.
Rudowłosa westchnęła, kręcąc głową, w pewnym niedowierzaniu układając kolejne zdania.
- Jesteś strasznie dziecinny, Albus. Gdyby to jeszcze było zwyczajne taksowanie... Ale nie, ty go dosłownie pożerasz spojrzeniem, a oczy tak ci się błyszczą, jakbyś chciał się na niego rzucić, powalić go na ziemię, zerwać z niego ten szkolny mundurek i... - Postanowiła nagle zamilknąć, by skierować niepewny, nieco może nawet podejrzliwy wzrok na brata- jakby chciała się upewnić, czy znów nie odpłynął w zachwyty nad siedzącym nieopodal blondwłosym nastolatkiem, zdziwiona, że jak na razie nie zareagował na jej barwny opis sytuacji. - Nie przerwiesz mi?

CZYTASZ
Scorbus
FanfictionDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...