32.

1.2K 112 130
                                    


Następnego dnia Alastor wrócił do hotelu jak gdyby nigdy nic machinalnie kierując swe kroki w stronę Angela wylegującego się na kanapie.

- Gotowy? - zapytał na co Dust westchnął przeciągle podnosząc na niego leniwe spojrzenie.

- Tak szybko to ogarnąłeś? - unosi brew.

- Masz wątpliwości?

- Właściwie po tobie można się kurwa spodziewać wszystkiego - stwierdził po chwili zastanowienia - To co teraz?

- Idziemy - odparł protekcjonalnie mając w dupie jakiekolwiek narzekania chcąc uniknąć natrętnych pytań, jednak na marne.

- Ej chwila, ale to nie jakiś pretekst, by mnie porwać i wykorzystać?... Nie że mam coś przeciwko - wzruszył ramionami wstając.

Powieka Władcy drgnęła lekko z irytacji powoli kwestionując podjętą przez siebie decyzję.

- Nie, a teraz chodź - warknął.

- Dobra, dobra, nie napinaj się tak Smiley - puścił mu oczko dając lekkiego kuksańca.

Alastor zaczął kontemplować czy aby na pewno Lucyfer nie posiada w gamie talentów mocy do cofania czasu, bo jeśli nie chętnie wszedłby w jej posiadanie powracając do chwili przystania na ten zakład.

W międzyczasie podążył do wyjścia ignorując spojrzenia gapiów, a zwłaszcza Króla Punktualności, który wyszedł z kuchni trzymając w swych małych łapkach talerz naleśników najpewniej zabierając go do pracowni gdzie tworzy jakiś nowy model innowacyjnej kaczki zmieniającej świat, choć to po prostu zwykła kaczka.

- Jedna. Kurwa. Chwila - krzyknął Husk, który ewidentnie miał już dość tej dziwnej wymiany zdań będąc szczerze zaniepokojony gdzieś wewnątrz siebie, lecz dzielnie tego nie pokazywał - Co wy do kurwy odpierdalacie? I gdzie razem idziecie?

Stojąca obok baru Charlie powieliła te pytania, pomijając przekleństwa. Vaggie natomiast uniosła brew w sposób mówiący, że zabije ich jeśli robią coś głupiego.

Angel uśmiechnął się tajemniczo machając lekceważąco ręką.

- Hm... idziemy na orgie. To nara - rzucił niewinnie machając im na odchodne.

Alastor poważnie rozważał sposoby morderstwa, które można uznać za przykry wypadek przy pracy, tak aby Charlie nie zaczęła nic podejrzewać.

Wieczny uśmiech na jego twarzy lekko zadrgał, a radiowy szum zalał pomieszczenie, lecz po burzliwej walce z niebezpiecznie wzrastającą rządzą mordu wyszedł bez słowa.

Mieszkańcy stali jak posągi nie rozumiejąc co właśnie miało miejsce. Vaggie zmieniła wyraz twarzy na "ja kurwa jebie", Charlie udała że nic nie słyszała, a Husk uznał to za kolejny durny żart erotomana postanawiając wyciągnąć z niego wszystko po powrocie, bo ta wymówka była gówniana.

Talerz w rękach Lucyfera prawie upadł na podłogę, ale w porę złapał go nie tracąc cennego jedzenia zapewniającego wartości odżywcze.

Był w cholernym szoku.

To żart, prawda?

Racjonalność podpowiada mu, że nie powinien brać tych słów na poważnie, lecz jakaś mała cząstka zradzała pewne wątpliwości, które niespodziewanie narastały dopuszczając dziwnie absurdalne myśli zmieniając początkowe odrętwienie we wściekłość.

Pozostawiając resztę zniknął w iskrzącym dymie powracając do bezpiecznego azylu, czyli swego pokoju.

Oparł dłonie na biurku tłumiąc głosy każące mu podążać za furią przejmującą władze nad jego ciałem.

Freakin Love [RadioApple] Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz