109.

404 35 73
                                    


Całą noc przespał na klatce piersiowej Alastora, słuchając spokojnego bicia serca zapewniającego mu poczucie bezpieczeństwa oraz szybszy sposób na sen, gdyż ten miarowy rytm był niezwykle kojący dla uszu, tak bardzo, że senność dopadła go zaskakująco szybko.

Schodząc po schodach jeszcze w piżamie napotkał dyskretnie posyłanych mu spojrzenia mieszkańców, w sumie nie zbyt dyskretne skoro widoczne gołym okiem. Nie analizował tego zbytnio, jest Królem, więc takie zachowania są normą wśród poddanych, poza tym łechtają ego. Ziewając zmierzał do kuchni po śniadanie wciąż nieco zaspany. Wczorajszy stres wymęczył go niemiłosiernie, dlatego gdy powoli z niego schodził pozostał tylko zmęczenie, które odespał. Niestety trudno było mu wybudzić się ze stanu błogiej drzemki w której szczerze chciałby jeszcze pozostać gdyby nie pragnący pożywienia żołądek.

Przechodząc obok baru zwrócił uwagę Angela, który skierował swe spojrzenie w stronę znużonego życiem, jak zwykle, Huska. Barman odpowiedział mu ostrzegawczym skinieniem głowy sugerującym nie rozwijanie tematu jeśli chce wieść spokojną egzystencję w tym miejscu.

Będąc blisko celu niekontaktujący ze światem Diabeł zaliczył zderzenie czołowe z bardzo znajomą klatką piersiową pewnego wysokiego wkurwiającego sukinsyna.

- Cóż za nieporadność - westchnął radiowy głos - Jak widać beze mnie błądzisz po omacku aniele. To smutne - udawał zmartwienie pławiąc się w chwale.

- Pierdol się Bambi! Dopiero wstałem - przetarł pięścią zamglone oczy uzyskując większą ostrość.

- Twój stan na to wskazuje - poprawił pomiętą piżamę rozczochranego blondyna zapinając mu rozpięte guzik przy kołnierzyku.

Wdzięczny za te usługi śpioch zamruczał coś niezrozumiałego w dziwnym języku nieistniejącym wśród rasy ludzkiej.

Wzrok demona zjechał niżej, właściwie już był nisko, ale to nic nowego, na coś czego wcześnie nie zauważył rozproszony przez poranny stan partnera, mimo iż widział go w tym wydaniu codziennie wciąż działa na niego tak samo.

- Skoro już tu dotarłeś, czy mogę dostać mój płaszcz z powrotem jelonku? - zapytał rozbawiony zdezorientowaną miną Lucyfera.

Pytany spojrzał na swe ręce a potem tors.

Oh.

Oh!

Rzeczywiście.

Wychodząc z pokoju był zbyt zasypany aby myśleć trzeźwo, dlatego chwycił pierwsze lepsze nakrycie nie zważając na kolor, czy coś innego, aby ogrzać swe ciało tracące temperaturę gdy wypełzały spod pierzyny.

- Nie! - stwierdził stanowczo złośliwie unosząc kącik ust - Przywłaszczam go sobie gdyż mam do tego prawo jako Król.

Tracenie przytulnego materiału nie wchodziło w rachubę, poza tym... przyjemnie go ogrzewał i czuć na nim zapach Alastora, dlatego będzie walczyć o nieswoją rzecz, która od kilku sekund po ogłoszonej deklaracji należy do niego, dopóki poranek nie minie i wpadnie w standardowy rytm dnia porzucając te chwilową zachciankę.

Po kilkuminutowym impasie, przepełnionym intensywną walką na spojrzenia, Alastor skończył z Lucyferem przylegającym klatką piersiową do jego pleców przykrytym czerwonym płaszczem. Najwyraźniej Diabeł odgrywał role zastępując utracony fragment odzieży Władcy samemu będąc nim szczelnie odzianym. Cóż przynajmniej dostał jakąś namiastkę oraz Króla o błogim wyrazie twarzy opierającym głowę na jego ramieniu, który wkrótce zmienił się w węża oplatającego czule ciało swego prywatnego ciepłego grzejnika.

Freakin Love [RadioApple] Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz