- Jak się nazywasz? - spytał pyszałkowatym głosem mężczyzna z nadmiernym trądzikiem na twarzy.
- Nie muszę panu podawać moich danych osobowych - odpowiedziałam gapiąc się na przejeżdżający tramwaj.
- Słucham? - spytał jego gruby kolega, poprawiając druciane okulary. Przewróciłam oczami.
- To, co pan słyszał - odparłam.
- Nie pyskuj, tylko wyjmij legitymację! - rozkazał ten pierwszy.
Nie zdążyłam kupić biletu w automacie (uwierzcie mi na słowo, długa kolejka działa jak wehikuł czasu) i tylko mnie wyrzucili z autobusu. Natomiast pana, który na pewno nie próżnował na siłowni i też nie miał biletu zostawili. Nie pozwolę wygrać ludziom, którzy znęcają się nad słabszymi od siebie.
- Nie muszę podawać wam mojego imienia i nazwiska, a o adresie nie wspominając, ponieważ chroni mnie ustawa o ochronie danych osobowych - odparłam obojętnym tonem.
- Nie wygłupiaj się! - zawołał grubasek w okularach.
- Jak panowie nie wierzycie, to proszę zadzwonić na policję i napisać podanie o udostępnienie moich danych osobowych.
Sprzeczałam się z nimi już którąś godzinę, aż tu nagle ktoś chwycił moje ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę, który mógłby mieć około dwudziestu lat. Był wysoki, miał kręcone włosy i kilkudniowy zarost. Był całkiem przystojny.
- Proszę jej wybaczyć! Ma wybuchową naturę i też często się kłócimy - wytłumaczył facet, a ja odruchowo się cofnęłam. Pierwszy raz widziałam tego mężczyznę na oczy - Ile dostała mandatu? - spytał i spojrzał na mnie znacząco.
- Nie potrzebuję...
- Sto pięćdziesiąt złotych - odparł pryszczaty, przerywając mi.
- Proszę bardzo! - podał grubaskowi banknot - Reszty nie trzeba. Miłego dnia panowie! - objął mnie ramieniem i zaprowadził mnie daleko od kanarów.
Przez kilka minut byłam spokojna i dałam się prowadzić, ale jak tylko zniknęliśmy z pola widzenia sympatycznych panów, wyrwałam się z jego objęć.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, a on zachichotał.
- Jesteś bardzo wdzięczną osobą - zauważył, nie kryjąc rozbawienia.
- Nie potrzebowałam pomocy. Nie zasługiwałam na ten mandat!
- Każdy tak mówi.
Westchnęłam ze złością.
"Gdybym była na jego miejscu, pewnie powiedziałabym to samo."
- Dobra, nie będę się z tego tłumaczyć. To nie ma sensu - odpuściłam - Dziękuję. Możemy podejść do bankomatu, to oddam ci pieniądze? - zaproponowałam.
- Wolałbym wspólną kawę - oznajmił zalotnie.
- Wybacz, ale nie jestem zainteresowana - odpowiedziałam i podbiegłam do najbliższego bankomatu.
- A może jednak? - podążył za mną.
- Jak bardzo ci na tym zależy? - spytałam lekko poirytowana.
- Tak bardzo, że jestem gotów zapłacić mandat, nie znając wcześniej jego wysokości - odpowiedział, a ja westchnęłam.
- Zgoda - zgodziłam się po dłuższej chwili zastanowienia.
- Miło mi to słyszeć - oznajmił i podał mi swoje ramię, lecz nie zareagowałam.
- To do której kawiarni chcesz iść? - spytałam obojętnie.
- Podaj mi rękę, to się dowiesz - odpowiedział i uniósł brew. Zrobiłam to, o co poprosił, rzucając tylko.
- Stąpasz po kruchym lodzie.
Tajemniczy i jednocześnie denerwujący nieznajomy zaprowadził mnie do starej, eleganckiej kawiarenki z wysokimi, czarnymi fotelami. Odsunął dla mnie jeden z nich, po czym usiadł na swoim naprzeciwko. Rozpięłam czarny płaszcz, po czym wzięłam do ręki menu i niespiesznie przeglądałam jego treść, mimo że wiedziałam od samego początku, co wybrać.
- Wybrałaś już? - spytał mój towarzysz. Dopiero wtedy zauważyłam, że przygląda mi się już od dłuższego czasu.
- Mam trudny wybór - skłamałam.
Nic nie odpowiedział. Wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku i uśmiechał się pod nosem.
Kiedy zauważył, że czytam już po raz trzeci tę samą stronę, westchnął.
- Jak masz na imię?
„Jak masz na imię"- obiło mi się w myślach.
- Alicja - mruknęłam pod nosem.
- Bardzo ładne imię. Ja jestem Robert.
- Fajnie - bąknęłam.
Był bardzo czarujący, ale z reguły nie ufa się ludziom, którzy ot tak po prostu płacili za kogoś mandat.
Zastałą ciszę przerwała kelnerka:
- Co podać? - spytała wyciągając notatnik.
- Dla mnie zwykłe espresso - zamówił Robert.
- A dla pani?
Podniosłam speszona wzrok.
- Dla mnie? - spytałam głupio - A tak, poproszę waniliowe latte.
- Dobrze, to wszystko?
Pokiwaliśmy głową, a kelnerka podziękowała i odeszła od stołu. Zostaliśmy sami.
Nie wiedziałam, na czym mam skupić wzrok, więc zaczęłam się wpatrywać w okno.
- Zawsze jesteś taka nieufna? - zagaił.
- Wolę nazywać to czujnością - odpowiedziałam - Praktycznie nic o tobie nie wiem.
- A co byś chciała wiedzieć? - spytał i ułożył się wygodnie w fotelu.
Już miałam odpowiedzieć, że tak naprawdę to nic, ale zrezygnowałam. Pomyślałam, że skoro już tu siedzę, to może o czymś porozmawiamy zamiast niezręcznie milczeć.
"Tym bardziej, że nie jest brzydki"
Rozluźniłam się i spytałam:
- Ile masz lat? Studiujesz coś? Dlaczego zwróciłeś na mnie uwagę? Dlaczego zapłaciłeś za mnie mandat? - wyrzuciłam z siebie prędko wszystkie nurtujące mnie pytania, które nieświadomie uciszałam, aż do tej chwili.
Robert uśmiechnął się pod nosem i zaczął recytować:
- Robert Pawłowski, lat dwadzieścia dwa, nie studiuję, jestem nauczycielem i zaintrygowała mnie twoja uroda, więc nie mogłem się oprzeć i zapłaciłem mandat - odpowiedział rozbawiony, widząc moją reakcję na przedostatnie słowa - Czy taka odpowiedź ci wystarczy?
- Na razie tak - odparłam dumnie, nie pozwalając mu przejąć kontroli. Parsknął śmiechem.
- A ty?
- A co ja?
- Opowiesz mi coś o sobie, czy dalej będziesz zgrywała niedostępną? - spytał unosząc jedną brew, a mnie coraz trudniej było zgrywać obojętność.
- Nazywam się Alicja Zalewska i mam 18 lat. Jestem tutaj tylko przejazdem, ponieważ zaczynam naukę w szkole z internatem. Wychowałam się w Warszawie.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Widzisz? To nie było takie straszne, prawda? - spytał, a ja w końcu odpowiedziałam uśmiechem.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...