Po całym tym zwariowanym dniu położyłam się do łóżka z nadzieją na przyzwoity sen. Niestety, ale już wtedy prosiłam o zbyt wiele.
Obudził mnie dźwięk brutalnie otwierających się drzwi do pokoju. Chwilę leżałam bez ruchu zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić.
„Zaczyna się" - pomyślałam, gdy tylko napastnik zamknął za sobą drzwi nie zapalając przy tym światła. Niewiele myśląc, jak najciszej tylko mogłam, wczołgałam się pod łóżko i czekałam.
Napastnik zbliżył się do mojego łóżka i zaczął macać pościel w poszukiwaniu mojego ciała.
„Twoje niedoczekanie" - pomyślałam i wbiłam paznokcie tak mocno jak tylko mogłam w wystającą spod nogawki łydkę nieznajomego.
Mężczyzna zawył głośno, a ja wyczołgałam się spod łóżka i popędziłam w kierunku drzwi. Niestety, nie przewidziałam tego, że ktoś będzie pilnował wyjścia. Drugi mężczyzna pchnął mnie na podłogę i zapalił światło. Oboje mieli na sobie kominiarki i nie wyglądali przyjaźnie (jeśli w ogóle można wyglądać sympatycznie w kominiarce).
Ten pierwszy, któremu przeorałam nogę paznokciami zwrócił się do swojego kolegi:
- Ty ją przytrzymaj, a ja jej wstrzyknę to gówno.
- A tylko się do mnie zbliż, a odgryzę ci rękę! - zagroziłam, a obaj mężczyźni zaczęli się śmiać do rozpuku.
Gdy tylko napastnik spod drzwi wyciągnął do mnie ręce, naprawdę go ugryzłam, ale pierwszy uderzył mnie tak mocno w głowę, że musiałam go puścić. Potem ktoś przyłożył mi chusteczkę do nosa i ust. Zaczęłam wrzeszczeć, z nadzieją że ktoś mnie usłyszy.
Chusteczka musiała być nasączona jakimś związkiem chemicznym, ponieważ poczułam nagły paraliż i senność. Mimo to nie pozwoliłam sobie na sen i wciąż kopałam na oślep.
Byłam jeszcze na wpół świadoma wszystkiego, gdy poczułam jak ktoś wbija mi igłę w ramię.
- Gotowe - powiedział jeden z nich - Teraz już nie możesz nic zrobić, cukiereczku....
Zasnęłam.Miałam wrażenie, że minęły wieki, zanim odzyskałam jakąkolwiek świadomość.
Czułam, że pływam. Ale było mi ciepło, więc na pewno nie tonę gdzieś w jeziorze. Z trudem uniosłam powieki i moim oczom ukazała się okropnie brzydka i brudna łazienka z prysznicami oraz popękanymi kafelkami. Natomiast ja leżałam w żelaznej wannie. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to że napełniono ją krwią.
Jak rażona gromem wyszłam z wanny i ledwo powstrzymałam wymioty. Smród krwi był nie do zniesienia. Gdy tylko stanęłam na nogi zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie wiedziałam gdzie jestem i miałam ochotę wrzeszczeć.
Czym prędzej zaczęłam się oglądać, czy przypadkiem nie napełniono wanny moją krwią. Dopiero później zrozumiałam jak bardzo głupi był ten pomysł.
„Debilko, przecież byś się dawno wykrwawiła."
Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Natrafiłam na jedyne drzwi i bez zastanowienia je otworzyłam. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tej okropnej wanny.
Znalazłam się w pokoju z metalowymi szafkami i odgrodzoną przebieralnią. Do jednej z szafek przyklejono karteczkę z moim imieniem. Czym prędzej do niej podeszłam i ją otworzyłam. W środku znajdowały się czarne sportowe legginsy, para czarnych butów do biegania, koszulka na krótki rękaw i zapinany, dopasowany polar.
Wyciągnęłam ubrania trzęsącymi się rękami i udałam się do przebieralni. Dopiero gdy miałam zdjąć swoją koszulkę przesiąkniętą krwią, zdałam sobie sprawę że przez ten cały czas miałam na sobie piżamę.
„Musisz być twarda" - upominałam się. Chciałam im pokazać że już nie tak łatwo mnie nastraszyć.
Wyszłam z szatni i zauważyłam kolejną, przyklejoną karteczkę do mojej szafki. Moje imię na pierwszej karteczce zostało przekreślone i zastąpione słowem „zwierzyna".
- Bardzo oryginalnie - powiedziałam udając, że się nie przestraszyłam. Wiedziałam, że muszą mnie obserwować, więc z tego skorzystałam.
Spojrzałam na nową karteczkę, gdzie napisano:
„Stało się przeraźliwie oczywiste, że technologie wyprzedziły już nasze człowieczeństwo"
„Albert Einstein"
Odwróciłam się w kierunku wyjścia z szatni i nacisnęłam klamkę.
W środku panował mrok, dlatego musiałam chwilę odczekać zanim mój wzrok się przyzwyczaił. Przez ten cały czas nasłuchiwałam, czy nikt nie ma zamiaru mnie zaatakować, jednak nic takiego nie usłyszałam.
Po trzech minutach odkryłam, że znajduję się w ciemnym korytarzu, gdzie panował przenikliwy chłód. Ruszyłam nim do końca. Rozglądając się wokół siebie nie mogłam odgadnąć dokąd mnie wywieziono. Równie dobrze nie musiałabym być w szkole, tylko na drugim końcu Polski. Nie miałam pojęcia jak długo spałam.
Kiedy otworzyłam kolejne drzwi znalazłam się w jakimś magazynie. Wszędzie stały wysokie rzędy skrzyń i towarów niewiadomego pochodzenia. Cichutko zamknęłam za sobą drzwi i usłyszałam trzask z głośników zamontowanych w hali.
- Podano do stołu - oznajmił okropny głos z głośników.
Jednak krew mi stężała, dopiero wtedy, gdy usłyszałam przeraźliwe krzyki i szalone śmiechy, które w niczym nie przypominały ludzkich. Wiedziałam kto tu był daniem głównym, a kto konsumentem.
„Musisz walczyć"
Zaczęłam się rozglądać za czymś, czym mogłabym się ewentualnie obronić, ale nic takiego nie znalazłam, a krzyki stawały się coraz głośniejsze. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to wspinaczka po skrzyniach. Jak najciszej tylko mogłam podbiegłam do jednego z najbliższych rzędów i z bijącym sercem zaczęłam się po nim wspinać.
Dzikie krzyki zaczęły się zbliżać do drzwi, którymi tutaj weszłam, ale nie widziałam „tego" co je wydawało. Postanowiłam się więcej na tym nie skupiać, tylko wykombinować jak ich minąć.
Wdrapałam się na sam szczyt długiego i szerokiego rzędu skrzyń, a moim oczom ukazała się ogromna na kilka stodół hala magazynowa. Aby znaleźć wyjście musiałabym zejść na dół, a sama nie wiem z jakiego powodu, ale nie miałam ochoty spotkać tych krzykaczy. Zauważyłam, że na całe szczęście skrzynie uformowano w jeden wielki zygzak przypominający labirynt, dlatego jakbym zachowywała się naprawdę cicho, to możliwe że wyszłabym w jednym kawałku.
Tak więc zaczęłam wykonywać swój plan do momentu, gdy prawie minęłam się z krzykaczami. Wtedy musiałam się na moment zatrzymać i przytulić do skrzyń, aby mnie nie zauważyli. Odczekałam potem kilka minut i ponownie rozpoczęłam swoją wędrówkę.
Byłam w połowie drogi, gdy zauważyłam wysoko zawieszoną platformę gdzie były drzwi.
Pewnie jeszcze bym się zastanawiała, czy to nimi mam stąd wyjść, gdyby nie przeraźliwe piski i jęki krzykaczy. Zapewne dotarli do drzwi, którymi miałam wejść i byli bardzo zawiedzeni moją nieobecnością.
Postanowiłam przyspieszyć swoje ruchy.
Zastanawiałam się wówczas, czy to mnie coś wstrzyknięto, że ich w ogóle słyszę, czy to członkowie stowarzyszenia, którzy rozkoszują się swoją rolą prześladowców.
Nagle wskakując na kolejną skrzynię, jedna z nich stoczyła się na bok, ponieważ była źle ustawiona. Prawdopodobnie spadłabym wraz z nią na dół, gdybym w porę nie doskoczyła do kolejnej przede mną. Nawet to wystarczyło krzykaczom, aby podnieść alarm i pobiec w moim kierunku.
„Chrzanić dyskretność" - pomyślałam i zerwałam się biegiem przed siebie. Nagle usłyszałam serię huków i spadających za mną skrzyń.
Wszystko wyglądało na to, że wataha krzykaczy postanowiła się do mnie przyłączyć.
Za to wszelką cenę starałam się nie odwracać do tyłu. Myślę, że dobrze wybrałam, ponieważ gdybym ich wcześniej zobaczyła, spanikowałabym i od razu pożarliby mnie na obiad.
Spojrzałam za siebie dopiero wtedy, gdy usłyszałam za sobą jeden, ogromny i potężny ryk.
Patrzyłam na wykrzywioną twarz krzykacza, która nie miała źrenic. Cała twarz była łysa; napuchnięta i czerwona, zupełnie jak u pijaka. Z każdym wrzaskiem, po jego brodzie spływała nowa strużka wściekłej piany.
Momentalnie poczułam jak adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach. Zmusiłam się do oderwania wzroku od monstrum i przyśpieszyłam. Od platformy dzieliło mnie zaledwie kilka metrów.
Musiałam pokonać jeszcze jeden zakręt, na który zaczął się wspinać kolejny krzykacz.
Byłam w pułapce.
Krzykacze zaczęły się coraz bardziej szalenie śmiać i pluć na wszystko dookoła. Zatrzymałam się na zaledwie minutę, mając świadomość że z każdą sekundą tracę szansę na przeżycie. Zaczęłam wytężać maksymalnie wszystkie moje zmysły, aby znaleźć wyjście ze swojej beznadziejnej sytuacji.
„Słuchaj intuicji"
Tak też zrobiłam i wpadłam na brawurowy pomysł. Mianowicie postanowiłam minąć zakręt i przeskoczyć cały rząd skrzyń.
Rozpędziłam się tak mocno jak to było tylko możliwe i skoczyłam.
Trwało to zaledwie kilka sekund, ale przysięgam, że serce zaczęło znowu pracować, gdy tylko podciągnęłam się na skrzynie po drugiej stronie.
Nie mogłam się zatrzymać. Wiedziałam o tym, dlatego pokonałem te ostatnie metry, wspięłam się na platformę i dopadłam drzwi. Były zamknięte.
- To chyba jakiś żart! - wrzasnęłam siłując się z klamką.
- To chyba jakiś żart! - powtórzyły przeraźliwym chórem krzykacze.
- Albo ty, albo oni - podpowiedział głos z głośników.
Kiedy już panika zaczęła się cicho wkradać do mojego umysłu, nagle przypomniała mi się rada Kacpra, aby myśleć racjonalnie i nie ufać zmysłom.
„ Jednakże brak ci dobrego szkolenia i masz dużą tendencję do uciekania od problemów. Ale jestem w stanie zapewnić ci odpowiedni trening, aby to wszystko skorygować." - przywołałam słowa Slawkowicza.
„To właśnie jest ten trening! Muszę pokonać tych krzykaczy, a nie przed nimi uciekać!"
Przez ciągłe wrzaski i wrzawę trydno mi było się na czymkolwiek skupić, dlatego poszłam za radą Kacpra i wyłączyłam wszystkie zmysły. Wzamian otworzyłam swój umysł i spuściłam swoją kreatywność ze smyczy.
Spojrzałam na skrzynie i już miałam gotowy nowy plan.
Zeskoczyłam z platformy i prędko zrzuciłam jedną ze skrzyń. Usłyszałam głośny trzask.
Zeszłam kilka pięter niżej, a potem zeskoczyłam na dół i zaczęłam przeszukiwać szczątki rozbitej skrzyni. Jaka radość mnie ogarnęła, gdy okazało się, że w środku było kilka sztuk broni i amunicja.
Pomijając fakt, że w ogóle nie potrafiłam strzelać, stałam się teraz łowcą, a nie zwierzyną. To ja miałam broń i dyktowałam warunki.
Przez chwilę jednak się wahałam, czy będę w stanie to „coś" postrzelić, ale trwało to zaledwie sekundę, ponieważ znowu usłyszałam krzykaczy.
Tym razem jeden z nich wrzeszczał na mnie ze szczytu skrzyń. Chwyciłam prędko coś, co wyglądało jak shotgun, odbezpieczyłam i nie sprawdzając czy jest naładowany wystrzeliłam w górę hali dwa razy. Dwa głośne strzały spowodowały, że krzykacze umilkły
- Przekonałaś mnie - powiedział głos z głośników i otworzył mi drzwi na górze.
Chwilę czekałam na ruch krzykaczy, albo jakikolwiek objaw ich szaleństwa, ale nic takiego nie nastąpiło. Mimo to nie chciałam rozstawać się ze swoją bronią i wzięłam do niej trochę amunicji, ustalając że później będę się martwiła o to jak się przeładowuje.
Przerzuciłam pasek przez ramię i wdrapałam się na szczyt stosu skrzyń.
Wszystkie krzykacze przyglądały mi się w milczeniu. Zupełnie tak, jakby na coś czekały. Uznałam to za znak, że trzeba się wynosić.
Już odwróciłam się plecami do moich dawnych prześladowców i pokonałam kilka metrów, gdy nagle jeden z nich zaczął się ponownie wydzierać.
Odwróciłam się raptownie i niewiele myśląc nad tym co robię, strzeliłam w niego. Zbuntowany krzykacz odskoczył do tyłu, a potem upadł na ziemię. Nie ruszał się.
- Komuś jeszcze coś się nie podoba? - spytałam niemal wrzeszcząc - Nie? To doskonale!
Tym razem bez przeszkód dotarłam do drzwi. Opuszczając ten koszmarny magazyn usłyszałam tylko za sobą chłodny głos dobiegający z głośników:
- Test zaliczony.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...