Rozdział 12

3.1K 247 29
                                    


- Chcę, abyście załatwili mi do niego kontakt – odezwałam się władczym tonem do techników, po tym jak podałam im fotografię Japończyka oraz jego imię i nazwisko – Gdy tylko wam się uda, macie mnie o tym jak najszybciej poinformować.

- Zrozumiano! – odezwał się przywódca grupy i całe biuro zabrało się do pracy. My natomiast wyszliśmy na korytarz. Wtedy odezwał się Szymon:

- Co ci powiedzieli?

- Kto?

- Twoi rodzice – sprecyzował, a ja się zatrzymałam.

- A wiesz, czym są sprawy rodzinne?

- Jesteśmy zespołem – wciąż nie odpuszczał – Powinniśmy sobie nawzajem bezwzględnie ufać.

- Doprawdy? – spytałam i ruszyłam przed siebie – Ja mam też rodzinę, Szymon, której bezwzględnie ufam. Dlatego jeśli mieli powód, aby prosić was o wyjście, to ja to respektuję. Teraz to ja proszę was o zaufanie...

I tego się nie spodziewałam.

On szarpnął mnie za nadgarstek i obrócił ku sobie, ponieważ stwierdził, że jeszcze nie skończył ze mną rozmowy. Wściekłość zaczęła we mnie tak buzować, że ledwie się powstrzymałam przed spoliczkowaniem go.

- Posłuchaj mnie! – zawołał, a ja wyszarpałam się z jego uścisku.

- Nie, to ty mnie posłuchaj! – wrzasnęłam głośniej – Wiesz ile masz lat? A wiesz ile lat mają moi rodzice, którzy byli ścigani, tropieni i zastraszani? Zdajesz sobie sprawę, przez co musieli przechodzić po śmierci moich rodziców oraz w trakcie wychowywania mnie? To mogę ci jedynie powiedzieć, że to był jeden wielki koszmar, o którym mogą porozmawiać tylko i wyłącznie ze mną i gówno ich obchodzi, czy jesteście moim zespołem czy nie! – ryknęłam i ruszyłam w swoją stronę.

Nie planowałam, że tak zareaguję, ale potem stwierdziłam, że postąpiłam słusznie.

Musiałam stale zaznaczać swoją pozycję w organizacji, zwłaszcza przed Szymonem, który był bezwzględnie lojalny wobec Egidy.

Jako, że dzień się jeszcze dla mnie nie skończył, wpadłam do pokoju, przebrałam się i poszłam potrenować, aby rozładować napięcie.

Weszłam do sektora treningowego i najpierw sprawdziłam, co mieli do zaoferowania.

Najpierw chciałam pójść na strzelnicę, ale że była okupywana przez agentów, zdecydowałam się na salę treningową z matami i siłownią.

Najpierw zrobiłam rozgrzewkę, potem rozciąganie i przystąpiłam do atakowania worka bokserskiego gołymi rękami. Moje ręce już tyle razy uderzały w czyjąś szczękę, że już nie potrzebowałam dodatkowej amortyzacji.

Wyżywałam się na worku z taką pasją, że nawet nie zauważyłam intruza, który wśliznął się do pomieszczenia.

- Tak właśnie myślałem, że to ty – odezwał się znajomy głos, a ja zrobiłam pauzę – Potrzebujesz partnera do walki? – spytał uśmiechnięty Mikołaj, rzucając na podłogę torbę treningową.

- Jeśli się mnie nie boisz, to zapraszam! – odpowiedziałam żartobliwie i przybrałam bojową pozycję na macie. Mężczyzna uśmiechnął się i stanął przede mną.

- Chcesz ćwiczyć coś konkretnego? – spytał mnie, idąc w moje ślady.

- Tak. Walkę bez taryfy ulgowej – odpowiedziałam i przystąpiłam do ataku, który skutecznie zablokował.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz