Rozdział 46

3.2K 297 9
                                    

Ale sie wkurzyłam, no nie wyobrażacie sobie! Ja ten rozdział już przecież publikowałam! Dobra i tak wiem, że Was to nie obchodzi - ma być i koniec! No trudno, najwyżej dostaniecie dzisiaj jeszcze jeden rozdział ;). Miłego czytania!

Kiedy usłyszałam „Test zaliczony" odczułam niezwykłą ulgę. Wypuściłam powietrze i oparłam się o ścianę przymykając oczy. Niestety, ale w ten sposób nawet nie zauważyłam, że ktoś jeszcze znajdował się w zniszczonym pokoju, wyłożonym brudnymi, białymi kafelkami. Dopiero gdy usłyszałam kierujące się w moją stronę kroki, gwałtownie otworzyłam oczy.

Postać w kitlu zmierzająca w moją stronę była strasznie blada. Jej przekrwione, martwe ślepia wpatrywały się we mnie. W ręku trzymała strzykawkę.
- Odsuń się! - wrzasnęłam podnosząc shotgun do góry. Niestety byłam tak sparaliżowana strachem, że przerażająca postać jednym ruchem wytraciła mi go z ręki.
Nie czekałam na dalszy rozwój akcji, tylko szybkim ruchem wyprowadziłam uderzenie w nos. Blada istota jęknęła głośno i cofnęła się do tyłu. Wykorzystałam jej nieuwagę i pobiegłam w kierunku jedynych drzwi. Czułam okropną panikę. Przeżywałam koszmar, z którego nie mogłam się za nic w świecie wybudzić.
Drzwi były zamknięte, mimo to uderzałam w nie tak mocno, że poobijałam sobie dotkliwie kostki na dłoniach.
- Widzę, że dawka była za słaba... - rzucił do siebie upiór. Nawet się nie odwróciłam. Czułam jej oddech na moich włosach.
- Proszę, niech to się skończy... - poprosiłam szeptem i odwróciłam się do doktora. Serce waliło mi jak młot i cichy głosik wciąż krzyczał w mojej głowie „Uciekaj! Krzycz!", ale ja wciąż stałam w miejscu. Musiałam się opanować.
Postać nachyliła się do mnie, aby odsłonić mi moją szyję i właśnie wtedy rozpoznałam w niej mężczyznę. Zbliżając strzykawkę do mojej szyi, wyszeptał:
- Teraz będzie jeszcze gorzej. Myśl racjonalnie i pamiętaj, że wszystko jest iluzją. Tylko twoje decyzje są prawdziwe.
Musiałam ze sobą naprawdę bardzo długo walczyć, aby nie zacząć okładać tej postaci pięściami. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Wszystko wydawało mi się takie okrutne i przerażające - zupełnie jakbym cierpiała na autyzm. Każdy dźwięk, słowo czy widok budził we mnie lęk, który uniemożliwiał mi racjonalne myślenie. Wszystkie decyzje przychodziły mi z trudem.
Mężczyzna docisnął tłok do końca, a potem odsunął mnie od drzwi, które następnie otworzył. Nic więcej już nie mówił tylko wpatrywał się we mnie tymi swoimi przerażającymi oczami.
- Jesteście okropni - powiedziałam w miarę spokojnie.
- To od ciebie zależy, w jaki sposób będziesz postrzegać świat - odpowiedział zachrypniętym głosem.
Ja wciąż tam stałam i mierzyłam się z nim wzrokiem. Po chwili jednak stracił cierpliwość, chwycił mnie za ramię i wepchnął do następnego pomieszczenia. Gdy tylko znalazłam się za progiem z hukiem zamknął drzwi.
Stałam chwilę w pół mroku. Z każdą mijającą chwilą oddychałam coraz płycej. Było mi na przemian zimno i gorąco. Miałam nadzieję, że za sekundę stracę przytomność. Czułam jak klatka piersiowa zaczyna zaciskać się coraz mocniej. Już wcześniej domniemywałam, że to co mi wstrzyknęto miało wpływ na mój spotęgowany strach i prawdopodobnie na to co widzę, ale w tamtej chwili nie miałam już co do tego żadnych wątpliwości.
- Ciekawe co wam będzie po mojej analizie, jak zaraz zejdę tu na zawał - pomyślałam na głos.
- Ciekawe co wam będzie po mojej analizie, jak zaraz zejdę tu na zawał, ciekawe co wam będzie po mojej analizie, jak zaraz zejdę tu na zawał, ciekawe co wam będzie po mojej analizie, jak zaraz zejdę tu na zawał...- powtarzały niczym mantrę znajome szepty krzykaczy.
Uznałabym tę sytuację za niemal absurdalną, gdyby głosy nie zaczynałyby się do mnie przybliżać.
Zaczęłam się cała trząść. Nigdy wcześniej się tak nie bałam jak w tamtej chwili.
Powoli cofałam się w stronę drzwi, nie odrywając wzroku od kierunku głosów wydobywających się z mroku. Kiedy dotknęłam plecami ściany, zaczęłam się wzdłuż niej przesuwać.
- Ciekawe co wam będzie po mojej analizie, jak zaraz zejdę tu na zawał, ciekawe co wam będzie po mojej analizie, jak zaraz zejdę tu na zawał...
„No nie wierzę! - pomyślałam, gdy łzy zaczęły spływać mi po policzkach -Tylko tego mi teraz brakowało!"
Nagle wszystkie szepty ucichły. Sekundę później usłyszałam niebezpiecznie blisko mnie:
- Dlaczego płaczesz dziewczynko?
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć.
„Skoro mnie widzą, to dlaczego mnie po prostu nie dopadną?"
- No powiedz nam, no! - syknął jeden z krzykaczy i pociągnął mnie brutalnie za ramię. Zaczęłam wrzeszczeć.
Cała gromada zaczęła się głośno wydzierać i rechotać. Dosłownie tak samo jak moi dawni kumple z hali magazynowej.
Dostawałam szału za każdym razem, gdy tysiące niewidzialnych rąk głaskała mnie po całym ciele, drapała lub ciągnęła za włosy. Kopałam, drapałam i wyginałam się na wszystkie strony, ale wszystko na daremno. Z każdą chwilą traciłam siły i jedyne czego wtedy chciałam, to aby ten koszmar się skończył.
W pewnym momencie upadłam na ziemię. Ktoś zaczął zdejmować mi mój polar i buty. Podczas gdy, przynajmniej z trzy osoby mnie przytrzymywały, inni boleśnie mnie szczypali i orali paznokciami moją skórę. To wszystko tak cholernie bolało.
- No powiedz nam! Powiedz! - wciąż krzyczeli wniebogłosy, a ja tak bardzo chciałam, aby przestali.
Przez ten cały czas próbowałam znaleźć wyjście z tej sytuacji, ale ono mi wciąż gdzieś umykało.
Przypomniałam sobie wtedy, że już raz byłam w takiej sytuacji, zaledwie kilka minut temu. Musiałam się na chwilę wyłączyć.
Musiałam zacząć panować nad strachem.
Chwilę jeszcze walczyłam, ponieważ ręce nieznajomych stawały się coraz bardziej natarczywe. W momencie, gdy ktoś zaczął owijać swoją dłoń wokół mojej krtani, zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć.
Robiłam tak już w dzieciństwie, gdy bałam się ciemności. Od niedawna znowu odczuwam strach przed mrokiem i powracam do tej metody.
Kiedy skupiałam się na liczeniu, w mojej głowie rozbłysła pewna myśl, niczym błyskawica.
„ - Myśl racjonalnie i pamiętaj, że wszystko jest iluzją. Tylko twoje decyzje są prawdziwe."
Już wtedy wiedziałam co robić.
Czyjeś spocone ręce wciąż utrudniały mi oddychanie, a w tle wciąż rozbrzmiewały głośne śmiechy szaleńców.
Jeszcze chwilę walczyłam, a potem stałam się zupełnie obojętna. Przestałam walczyć i krzyczeć , a nawet udało mi się opanować płacz. Stałam się bierna na wszystkie bodźce i po prostu gapiłam się w górę.
Nie musiałam długo czekać na to, aby uścisk krzykaczy zelżał, a potem każde z osobna zaczęło coś do siebie szeptać, co raczej przypominało syk węży. Ja natomiast postanowiłam iść dalej z moim przedstawieniem i zanim mój dusiciel zdążył mnie puścić, złapałam go za rękę i poprowadziłam z powrotem w kierunku mojej szyi. Następnie uśmiechnęłam się i zacisnęłam ją wokół mojej krtani.
Zaczęłam samą siebie dusić. Może to teraz brzmieć dziwnie, ale wiedziałam co robię.
Ten upiór ze strzykawką miał rację. Przez ten cholerny narkotyk naprawdę zapomniałam, że to wszystko jest testem, a ja odgrywam rolę szczura laboratoryjnego. Wcześniej  wymagano ode mnie konkretnego zachowania. Teraz sprawdzają jak wybrnę z sytuacji, gdzie nie ma jednego rozwiązania.
- Proszę, niech to się skończy - zaczęłam charczeć. Mój dusiciel wyraźnie próbował wyrwać rękę z mojego uścisku, ale nie dawałam za wygraną.
- Ja już tak dłużej nie potrafię... nie potrafię, nie potrafię, nie potrafię... - próbowałam się wczuć w swoją rolę całym swoim sercem i mimo tego, że aktorka ze mnie marna, to głosy krzykaczy były niezwykle spanikowane.
Wreszcie postanowiłam puścić dłoń dusiciela. Oczami wyobraźni widziałam go odskakującego jak najdalej ode mnie, więc postanowiłam to wykorzystać. Natychmiast wstałam i zaczęłam biec.
- Sama to skończę, przysięgam! Skończę, skończę, skończę! - wrzeszczałam i słyszałam jak cały tłum zaczyna za mną biec.
Dzięki regularnym biegom na świeżym powietrzu nie miałam większych problemów z zadyszką, ale nawet to nie wystarczyło, aby im umknąć. W pewnym momencie, ktoś złapał mnie za bark i pchnął na ścianę. Uderzyłam tak mocno, że nie potrafiłam zdusić krzyku.
- Biegnij po kogoś! Ona oszalała! - pisnął jeden z krzykaczy.
- Puśćcie mnie!!! Ja ma już dosyć, rozumiecie? Dosyć, dosyć, dosyć!!!- powtarzałam w kółko.
Podczas próby wyrwania się swojemu napastnikowi, przez moment miałam wrażenie, że głową natrafiłam na jakąś krawędź. Próbowałam ją zbadać ręką, ale krzykacze natychmiast mi je unieruchomili.
„Muszę coś wymyślić, bo za chwilę naprawdę założą mi kaftan bezpieczeństwa."
Jedyną rzeczą, jaka mi wtedy jeszcze została, to ruszanie głową. Zaczęłam się przesuwać w stronę tajemniczej krawędzi, której bok nie mógłby mieć więcej niż dwanaście centymetrów.
Kiedy już byłam naprawdę blisko pochyliłam głowę lekko w dół, a potem uderzyłam jej tyłem w wypukły kwadrat na ścianie.
Gwałtownie zamknęłam oczy i osłoniłam uszy, ponieważ piski i wrzaski krzykaczy stały się nieznośne.
Oczy piekły mnie jak diabli.
Okazało się, że ów wypukły kwadrat był włącznikiem światła. Moi kochani krzykacze, których może było z siedmiu, mieli na głowie jakieś dziwne okulary, które prędko próbowali zdjąć.
„Noktowizory. Oczywiście!"
Zaczęłam od razu rozglądać się po zniszczonym korytarzu, aż mój wzrok natrafił na kolejne drzwi. Postanowiłam pobiec w ich kierunku.
Okazało się to jednak trudne, ponieważ wstrzyknięta substancja wciąż wywierała na mnie swój wpływ w postaci zamroczeń, zawrotów głowy i podwójnego widzenia. Aby nie upaść i nie zrobić sobie krzywdy zdrowym ramieniem oparłam się o ścianę i, mimo że moje nogi były jak z waty, zaczęłam biec truchtem w kierunku drzwi.
W momencie gdy dotarłam do drzwi zgasło światło. To mi tylko dodało sił, aby po kilku sekundach mocowania wreszcie pociągnąć klamkę w dół.
Moją twarz owiało chłodne powietrze, które od razu podziałało na mnie kojąco.
- Mam nadzieję, że bolało - rzuciłam w kierunku krzykaczy i z hukiem zamknęłam za sobą drzwi.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz