Część III, rozdział 1

3.1K 257 36
                                    


"And if I only could, make a deal with God, And get him to swap our places, Be running up that road, Be running up that hill, Be running up that building," ~ Placebo "Running up that hill"

- Kim ja tak naprawdę jestem? – spytałam pewnego wieczoru swoje odbicie w lustrze, opierając się o umywalkę.

Po sukcesie powstania szkoła opustoszała. Została zaledwie garstka uczniów, co uważałam za duże osiągnięcie, nawet jeśli zostałam sama na pogorzelisku.

„ I wszystko przez to, że wyglądam jak ty" – rzuciłam w stronę wspomnienia Aleksandry.

Slawkowicz był więcej niż wkurzony – wpadł w istną furię. Zaledwie kilka razy widziałam go w stanie wzburzenia czy gniewu, ale wtedy nigdy więcej czegoś takiego nie widziałam.

Gdy po powstaniu przeszedł się po szkole, a pod koniec wrócił do swojego apartamentu; już naprawdę nie było czego zbierać – niszczył wszystko i wszystkich. Najbardziej go chyba jednak zdenerwowały napisy na ścianach takie jak: „Morderca!", „Nieprzyjaciel pamięta! Zabijesz go, narodzi się nowy!".

„Najwyraźniej nie docenił znajomości tekstów literackich Czesława Miłosza u swoich wychowanków "

Cały dzień „przechadzał się" po klasach; czymś rzucał, rwał, niszczył, wrzeszczał, klął a następnie bił każdego, kto śmiał mu w tym przeszkadzać.

Zawsze starał się ukrywać swoją złość za maską jadowitego uśmiechu lub chłodnej obojętności, dlatego bardzo rzadko podnosił głos. Natomiast gdy stracił wszystko, co tak długo budował - nic już nie miało znaczenia. Nie obchodziło go nic, poza żądzą krwi i odwetem.

Kiedy Slawkowicz wyżywał się na swoim otoczeniu, ja siedziałam w skrzydle szpitalnym, gdzie pomagałam garstce uczniów, kilku nauczycielom oraz sprowadzonym do szkoły łowcom w opatrywaniu ran. Jako, że cały personel postanowił opuścić szkołę, byliśmy jedynymi ludźmi, którzy mogli pomóc rannym.

W ten sposób, nauczyłam się trochę więcej o pierwszej pomocy i medycynie. To właśnie tam przyjęłam z ulgą fakt, że nikt się nie dowiedział o moim przywództwie Nieprzyjaciołom. Dzięki temu, miałam szansę na ucieczkę od stowarzyszenia.

Jak się potem okazało, to wciąż nie było takie proste. Po szkole ciągle kręcili się łowcy, a na dodatek podwojono ochronę, ponieważ dyrektor postanowił lepiej zabezpieczyć swoją jedyną kartę przetargową – mój testament.

Nie było nawet mowy o tym, aby skontaktować się z Egidą, ponieważ natychmiast odebrano mi telefon oraz odłączono Internet. Po powstaniu, wszyscy moi sojusznicy opuścili szkołę, więc byłam zdana tylko i wyłącznie na siebie.

 Myślę, że dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo potrzebowałam kogoś, komu mogłam zaufać.

Ale jedynym moim pocieszeniem była świadomość, że moi przyjaciele byli bezpieczni.


Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam, by je otworzyć i w progu pojawił się Robert. Wyglądał jak zwykle niesamowicie w koszuli i marynarce. Dawniej, od tego widoku ugięłyby się pode mną nogi, ale ja już nie byłam starą Alicją. 

A on w moich oczach już nigdy nie był tym samym, starym Robertem.

Czułam do niego żal i złość, co w moim przypadku było bardzo niebezpieczną mieszanką. Dlatego zdecydowałam się na maksymalne skracanie swoich wypowiedzi i gestem zachęciłam go do wejścia do środka. Aby na niego nie patrzeć, podeszłam do toaletki aby poprawić makijaż.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz