- Jesteś tego pewna? – spytał Krzysztof.
- A nie słyszałeś, co przed chwilą powiedziała? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Marii.
- Chyba wolałem, jak byłyście pokłócone...
- Myślę, że możemy mu zaufać – puściłam jego uwagę mimo uszu i skupiłam się na ważniejszych sprawach – Uważam nawet, że może nam się bardzo przydać.
- A skąd wiesz, że nie jest kolejnym psem Slawkowicza?
- Bo pamiętam dzień, w którym wyznałam mu nienawiść do stowarzyszenia. Dowiedziałam się od niego, że nie jestem jedyna, ale powinnam trzymać język za zębami, ponieważ jeśli nie on na mnie doniesie, to zrobi to ktoś inny – wyjaśniłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
- Naprawdę byłaś tak lekkomyślna, czy tylko się zgrywasz?
- Niestety, ale nie mam twojego poczucia humoru.
- Zawsze myślałem, że jest jednym z jego największych popleczników – odpowiedział wyjmując gumę do żucia ze spodni.
- Myślę, że to jest prawie tak samo jak ze mną. Każde z nas robi wszystko, by przeżyć kolejny, okropny dzień.
Marii usiadła na kafelkach mojego balkonu i wyjęła paczkę papierosów.
- Możesz przy mnie nie palić? – spytał Krzysiek, przypominając o swojej astmie.
- Wy możecie wejść do środka. Ja nie – uzasadniła krótko swoje stanowisko, a my postanowiliśmy odpuścić i wrócić do pokoju.
- Dobra, powiedzmy że możemy mu zaufać. Co dalej? Jak masz zamiar z nim porozmawiać?
- Zastanawiałam się, nad pójściem do niego dzisiaj na konsultacje.
- To on ma jakieś konsultacje? – zdziwił się.
- Nawet Renatka ma. A że z reguły nikt nic nie poprawia z przetrwania, to będę jedyną osobą w klasie.
- A co reszta spiskowców na to? – chciał wiedzieć.
- Już im powiedziałam! – odpowiedziała za mnie z balkonu Marii.
- Czyli dowiaduję się ostatni?
- Nie mogłam nas ponownie wszystkich zebrać. Ktoś musiał być ostatni.
- No dobra – postanowił odpuścić i się nie dąsać – A masz jakiś plan „B"?
- Bić, a potem uciekać i nie oglądać się za siebie.
- Tym razem pytam poważnie, Alicja.
- Nie powiem mu o was. Wiedziałby tyle, ile byłoby to konieczne. Jedną rzecz, o kt9rej na pewno będzie wiedział to, że to ja wszystkim dowodzę.
- Nie możesz się tak narażać – sprzeciwił się.
- Póki jestem im potrzebna, to dostanę najwyżej reprymendę, a w najgorszym wypadku, zamkną mnie w jakiejś piwnicy.
- A skąd wiesz, jaka jest teraz sytuacja? Jak możesz mieć pewność, że Slawkowicz nic ci nie zrobi?
- Nie mam pojęcia, – przyznałam – ale wiem, że on tego po prostu nie zrobi. Za bardzo mu kogoś przypominam. Ale jeśli jednak masz rację, to gdy mnie złapią macie mimo wszystko kontynuować – im więcej osób stąd wyprowadzicie tym lepiej!
- Nigdzie cię nie zostawimy! – oburzyła się Marii, wchodząc do pokoju.
- Jeżeli będzie taka potrzeba, to zrobicie to. Potem będziecie mogli mnie odbić o wiele większą armią.
- Chyba nie rozumiem...
- Ale ja chyba tak – powiedział Krzysiek – Ty mówisz o rodzicach wyzwolonych uczniów, prawda?
- Dokładnie – odparłam chytrze uśmiechnięta – Gdy tylko stąd wyjdziemy, będziemy wolni i bez skrępowania porozmawiamy z kimkolwiek będziemy chcieli.
- Tylko, że zapominasz o jednym – przerwała mi Marii – To właśnie nasi rodzice i opiekunowie nas tu wysłali.
- Marii ma rację.
- Może się stać tak jak ty mówisz, ale istnieje również możliwość, że się za nami wstawią. Wystarczy tylko, że dowiedzą się prawdy. To są przecież nasi rodzice!
- Nigdy nie wychowywałaś się w rodzinie snobów, prawda? – spytał Krzysztof.
- Jeśli dobrze myślę, – wtrąciła się Marii – to nie musimy się ograniczać tylko do rodziców. Na pewno znajdą się ludzie, którzy tylko czekają na okazję do obalenia Slawkowicza.
- Dobrze kombinujesz! – pochwaliłam przyjaciółkę – Gdy tylko usłyszą o moim odnalezieniu i o testamencie, to będziemy mieli całkiem niezłe wsparcie!
Jeszcze chwilę dyskutowaliśmy nawzajem. Tymczasem, kiedy ją i Marii byłyśmy coraz bardziej podekscytowane, Krzysztof tylko kręcił głową.
Gdy wreszcie Krzysztof zaakceptował mój plan, pożegnaliśmy się.
Udałam się na konsultacje do Modrzewskiego. Podczas drogi, na korytarzu zaczepił mnie jednak Robert:
- Masz dzisiaj czas? – spytał całując mnie w policzek, a ja posłałam mu karcące spojrzenie.
- Musimy być ostrożni!
- To tak, czy nie? – chciał wiedzieć.
- Właśnie idę na konsultacje... - odpowiedziałam tak cicho, że nie zdziwiłam się, gdy mi nie uwierzył.
- Konsultacje?
- Z przetrwania. Nie rozumiem jednego zagadnienia.
- To ja ci wytłumaczę! – zaproponował obejmując mnie. Czułam się okropnie go okłamując.
- Niestety, ale Modrzewski już wie, że przyjdę – odparłam wyślizgując się spod jego ramienia – Przepraszam.
Robert chwilę mi się przyglądał, aż wreszcie uśmiechnął się blado.
- W porządku, powodzenia!
- Cześć! – odmachałam i czym prędzej udałam się na halę gimnastyczną, gdzie Modrzewski prowadził konsultacje.
Weszłam na halę i podeszłam do jednej z ławek pod ścianą.
- Możemy się przejść po lesie? – spytałam Modrzewskiego, który zaskoczony podniósł wzrok znad książki.
- Pewnie, chodźmy.
Podejrzewam, że nauczyciel domyślił się moich zamiarów, ale przez całą drogę nic nie mówił. Cierpliwie czekał na moje wyjaśnienia. Gdy zapuściliśmy się wystarczająco daleko, odezwałam się:
- Wciąż pan nam chce pomagać?
Mężczyzna chwilę mi się przyglądał ożywiony, aż wreszcie skinął głową.
- Co mam zrobić?
- Trzynastego marca wydarzy się pewien incydent z moim udziałem. Mamy zamiar wywołać powstanie w szkole, a następnie uciec do Egidy.
- Jak wy macie zamiar to zrobić?! – spytał autentycznie przerażony, a ja starałam się uciszyć wewnętrzną niepewność.
- Trochę będziemy się wzorowali na historii...
- Czyli na tych wszystkich przegranych powstaniach?
- Z naszymi poprawkami – poprawiłam go – W swoim przedsięwzięciu nie jesteśmy sami. Egida już nam wysłała narzędzia do pracy, więc wszystko mamy prawie gotowe. Ale jak pan dobrze wie, nie przepowiadamy przyszłości i nigdy nie wiemy, z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Właśnie dlatego postanowiłam się panu ujawnić – przeszłam do sedna – Zastanawialiśmy się, czy wśród nauczycieli też są jeszcze jacyś buntownicy i czy dałby pan radę z nimi porozmawiać.
Modrzewski się na chwilę zamyślił.
- Mam przynajmniej trzech pewniaków – policzył.
- Kogo?
- Paulinę, Korneliusza i Dimitriego.
- Dimitri?
- Nauczyciel rosyjskiego – wyjaśnił prędko, a ja skinęłam głową uświadamiając sobie, że nie wymienił Roberta.
- A Renatka? – przypomniałam sobie o mentorce Sabiny.
- Mówiłem o pewniakach, a Renatka mimo że jest miła i otwarta, to nie lubi mówić o swoich poglądach.
- W porządku. To byłby pan w stanie ich wypytać?
- A co mam im powiedzieć, skoro niewiele wiem o waszym planie?
- O planie opowiem panu niedługo – odparłam – Póki co, może im pan jedynie powiedzieć, że nazywam się Alicja Dostojewska.
Mężczyzna stanął jak wryty i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, myślę że już nadeszła pora, by wyjść z ukrycia - odparłam stanowczo - Od kogoś trzeba przecież zacząć, prawda?
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...