Przez pewien czas, tylko leżałam spokojnie i biernie przysłuchiwałam się przyciszonej rozmowie, do czasu gdy Szymon nie zaczął się kłócić z przełożonym.
- Ale pani mnie nie rozumie... - próbował tłumaczyć, ale najwidoczniej jego przełożony nie lubił, gdy mu się stawiało warunki - Nie, proszę pana... No, ale nie możemy tak jej zostawić!
Wstałam i zaczęłam się przyglądać Szymonowi tak, aby to zauważył. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, już wiedziałam że za chwilę przegra negocjacje.
„Wejście smoka"
- Szymon, - zwróciłam się do niego, podchodząc bliżej - daj mi telefon, lub włącz głośnomówiący.
- Proszę poczekać chwilę! - powiedział do swojego przełożonego, a potem zasłonił aparat ręką - Alicja, oni nie będą z tobą rozmawiać!
- Włącz głośnomówiący - zażądałam wyjmując broń, a następnie wycelowałam w Szymona.
Gdy tylko spojrzałam w jego oczy, znienawidziłam się. Kilka minut wcześniej zapewniałam go, że był dla mnie kimś ważnym, a ja ot tak po prostu celowałam sobie do niego z broni.
Jednak z drugiej strony, nie mogłam stać z założonymi rękami, zwłaszcza jeśli gra toczyła się nie tylko o moje życie, ale i o życie moich przyjaciół. Ludzie są w stanie zrobić najgorsze rzeczy, aby uzyskać dla siebie jakąś korzyść.
Ciągle w głębi usprawiedliwiałam się, że ja jestem w stanie zrobić wszystko, aby chronić najbliższych. A jeśli robiłam to dla czyjegoś dobra, to chyba nie świadczyło o moim całkowitym zepsuciu.
Niby to było jakieś wytłumaczenie, myślę że sama w to nigdy nie uwierzyłam.
Zszokowany Szymon po tym jak się opanował, podał mi telefon, a ja włączyłam tryb głośnomówiący.
- Dobry wieczór! - przywitałam się najpierw - Nazywam się Alicja Dostojewska! Z kim mam przyjemność rozmawiać?
Po drugiej stronie nastąpiła głucha cisza. Potem usłyszałam chrząknięcie, a następnie kobiecy głos:
- Witaj, Alicjo. Nazywam się Stella Wandor, a oprócz mnie w pokoju przebywa mój brat, Waldemar - przedstawiła się aksamitnym głosem kobieta - Bardzo nam miło, że przybyłaś na spotkanie.
- Cieszę się bardzo - odpowiedziałam szybko - Chciałam się tylko dowiedzieć, czy jest jakiś problem z moimi żądaniami - przeszłam od razu do sedna.
Rozmowy ze Slawkowiczem nauczyły mnie odrobiny dyplomacji oraz sztuki negocjacji. Nabyte umiejętności, bardzo chętnie zaczęłam wykorzystywać w przyszłości.
- Tak właściwie, - zaczęła niechętnie kobieta, po chwili ciszy - to bardzo dużo od nas wymagasz, Alicjo.
- Owszem, nie zaprzeczę - odpowiedziałam uprzejmie, mimo że się z tym nie zgadzałam - ale to dlatego, że zawierając z państwem sojusz, mogę wiele stracić.
- Wszyscy ciągle coś tracimy. Nie tylko ty, Alicjo - odezwał się wreszcie ostry głos Waldemara.
- Ale nie każdy jest kluczem do zniszczenia Stowarzyszenia Araj - odparłam oschle - A tak się składa, że tylko ja spełniam ten warunek. Ale niestety, moje decyzje mają również wpływ na życie wielu niewinnych ludzi, którym chcę chociaż oszczędzi przykrości.
- Cel uświęca środki - odpowiedziała Stella.
- No właśnie - odparowałam - Ale widzę, że skoro słynnej Egidzie, która podaje się za wszelkie dobro walczące z tak wcielonym złem jakim są Araj, nie jest w stanie ich dla mnie uświęcić. Jeśli mam rację, to wygląda na to, że niepotrzebnie tutaj przychodziłam.
- A my niepotrzebnie wymagamy od rozchwianej emocjonalnie nastolatki dojrzałej decyzji i poświęcenia w słusznej sprawie - odpowiedział opryskliwie Waldemar, za co skarciła go szturchnięciem Stella.
„Rozchwiana emocjonalnie nastolatka"
- Mógłbyś się wreszcie zamknąć? - spytała brata Stella.
- To w końcu też moja organizacja, prawda?
- Pani brat ma rację - odpowiedziałam obojętnie - Jestem rozchwianą emocjonalnie nastolatką, która trafiła w sam środek świata, którego nie jest w stanie zrozumieć i zachowuje się jak wyrzucona na brzeg ryba - miota się na wszystkie strony, walcząc ze wszystkim dookoła, byle by zaczerpnąć powietrza - wyjaśniłam, mimo że i tak pewnie mnie nie zrozumieli - Odkąd trafiłam do tego świata, widziałam jak moi przyjaciele odbierają komuś życie lub je niszczą. Byłam na dwóch pogrzebach w przeciągu dwóch miesięcy; strzeliłam do człowieka; rodzice kazali mi się już nigdy więcej z nimi nie kontaktować, ponieważ jednak nie są moimi rodzicami; przeżyłam tortury, które stowarzyszenie nazywało testami predyspozycji; porwałam dziecko, okazało się, żenigdy nie poznam swoich prawdziwych rodziców, ponieważ ich zamordowano i jeśli tak dalej pójdzie, to wreszcie albo ja kogoś zabiję, albo sama to wszystko skończę - powiedziałam na jednym wdechu - Tkwię tutaj już tak długo, że nie poznaję samej siebie - wyznałam kątem oka dostrzegając Szymona, który nie odrywał ode mnie wzroku - Jestem brutalna, bezwzględna, lekkomyślna - jestem jednym wielkim bałaganem - głupią, rozchwianą emocjonalnie nastolatką, która mimo woli idzie na dno, ale nie chce, aby ludzie na których jej zależy też tam trafili. Teraz państwo rozumieją? - spytałam na samym końcu - Chcę tego - chcę zniszczyć Slawkowicza i zakończyć ten koszmar, ale nie mogę pozwolić na to, aby z powodu moich pobudek ucierpieli moi bliscy. To ja muszę się poświęcić, a nie ja ich.
Po lawinie wyrzuconych przez siebie słów, nastała głucha cisza, której nie chciałam przerywać. Po moich policzkach płynęły łzy, które nie były wyrazem żalu czy smutku.
To były łzy ulgi, które popłynęły w momencie, gdy wreszcie ktoś z zewnątrz postanowił mnie wysłuchać.
Bałam się spojrzeć na Szymona, więc gapiłam się na deski sceny w taki sposób, jakby to był nowy obraz Salvadora Dali'ego.
- A więc jaki masz plan? - przemówiła jako pierwsza Stella, po cichym westchnięciu.
- To na razie jest tylko szkic ogólny - ożywiłam się, ocierając łzy - Nie myślałam nad szczegółami, ponieważ nie byłam pewna, czy w ogóle tutaj dotrę.
- Miałaś jakieś kłopoty? - zainteresował się Waldemar.
- Slawkowicz myśli, że ma mnie w garści - odparłam - Dlatego będzie robił wszystko, aby trzymać mnie jak kanarka w klatce, ale nie w sposób oczywisty.
- Czyli jak?
- W naszej szkole panuje zasada, że zostajemy ukarani tylko za to, że daliśmy się na czymś przyłapać. A że już wcześniej zdarzało mi się robić z jego ochrony debili, wchodząc i wychodząc ze szkoły kiedy mi się podobało, to teraz po każdym moim powrocie podnosi poprzeczkę - sprecyzowałam - Ostatnim razem doszło między mną, a jednym strażnikiem do bójki. On miał tylko nóż, który mu odebrałam i wbiłam w udo. Natomiast dzisiaj jeden z nich mnie postrzelił podczas ucieczki.
- Co zrobili?! - zirytował się Szymon.
- Spokojnie, nie unoś się - odpowiedziałam - Przecież nie mogą mnie zabić.
- Jesteś ranna? - spytał dla przyzwoitości Waldemar, a ja przewróciłam oczami.
- Byłam, - potwierdziłam - ale przed wyjściem ukradłam im jakąś maść i już nic mnie nie boli.
- To skoro czujesz się już dobrze, to może innym razem omówimy zabezpieczenia Slawkowicza - przerwała nam Stella - Porozmawiajmy lepiej o twoim planie.
- Oczywiście, przepraszam. Może lepiej zacznę od tego, w jaki sposób wyzwoliłabym uczniów...
Wiem, że jest krótki, ale następny będzie mega długi. Oczywiście, te rozdziały mogłyby być dłuższe, ale w moim przypadku istnieje przynajmniej 50% szansy, że gdybym je na siłę przedłużała, to byście mnie najpierw wystalkowali, a następnie powiesili za zniszczenie (według Was, to nie tak że wpadłam w samouwielbienie, albo coś sugeruję xDDD) tak fajnej fabuły.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...