Rozdział 25

4.3K 348 15
                                    

-Nie wierzę, że to robię- wyszeptałam skradając się z Kacprem po korytarzu.
-Daj spokój, to nic wielkiego! Każdy w tej szkole to kiedyś zrobił. Przecież to już niemal szkolna tradycja!- odparł również szeptem.
Po tym jak mój dzień okazał się tak strasznym niewypałem, że żałowałam iż się wtedy w ogóle obudziłam, propozycja Kacpra wydawała się niesamowicie kusząca. Jednak wciąż miałam pewne obawy, które niekoniecznie dotyczyły łamania przez nas regulaminu, a raczej samego Kacpra, który w stosunku do mnie zachowywał się jak chorągiewka na wietrze. W zależności z której strony powiało, był dla mnie bardzo miły lub chamski.
Jednak stwierdziłam, że po takim dniu nie będę w stanie wysiedzieć sama w pokoju i że po prostu musiałam wyjść, choćby i na chwilę, do świata.
Wychodząc na zewnątrz przez drzwi internatu, poczułam tak wielką satysfakcje, że tym razem ubrałam się adekwatnie do pogody. Na dzisiejszy wieczór wybrałam jasno różaną sukienkę do kolan, a na odkryte ramiona narzuciłam ciepły płaszczyk. Jedynym elementem niepasującym do owej stylizacji były trampki, które potraktowała jako tymczasowe rozwiązanie na dzisiejszą noc, podczas gdy w torebce cierpliwie czekały szpilki.
Zamknęliśmy za sobą drzwi i przez chwilę staliśmy w bezruchu, podpierając plecami drzwi.
-Na mój znak, puszczamy się pędem w tamtym kierunku.- wskazał palcem jakiś niewidoczny dla mnie punkt w ciemności.
-Yhym- odparłam starając zabrzmieć pewnie, ale wydobyłam z siebie coś co raczej przypominało pisk rannego zwierzęcia.
-Raz... dwa... trzy!- zawołał i zerwaliśmy się w kierunku ciemnego podwórza. Po zaledwie kilku sekundach biegu celowo zwolniłam tempo, albowiem nie miałam pojęcia dokąd mam biec.
Kiedy przyzwyczaiłam wzrok do ciemności, w porę zauważyłam jak Kacper się zatrzymuje i daje mi gestem znać, abym zrobiła to samo. Oboje przyklękamy, a mnie serce zaczęło bić mocniej. Wzrokiem starałam się wychwycić powód, dla którego się zatrzymaliśmy ale niestety nic nie przykuło mojej uwagi. Jednak Kacper wciąż wpatrywał się w mrok, co najmniej jakby był jakimś cholernym kotem.
Nagle chwycił mój nadgarstek, pociągnął do góry i wróciliśmy do biegu. Kiedy dostrzegłam wielki dąb, który zwiastował początek lasu, sądziłam że zaraz się w nim zatopimy. Ku mojemu zaskoczeniu, Kacper poprowadził mnie skrajem lasu, czyli na teren gdzie jeszcze się nie zapuściłam.
Im dłużej biegliśmy, tym roślinność stawała się coraz dziksza. Już nie spotykaliśmy alejek, ławeczek, pól do mini golfa ani stołów do gry w szachy. Gdzieś sowa rozpoczynała swoje wywody lub gałęzie drzew trzeszczały i skrzypiały, jakby złośliwie mnie strasząc.
Tym razem wpadłam na Kacpra, który łapiąc mnie w porę ratuje mnie od upadku.
-Co się stało tym razem?- spytałam szeptem, jednak on zbył moje pytanie machnięciem ręki i nakazał milczenie.
On ponownie wpatrywał się w ciemność, co mnie przerażało, albowiem to by oznaczało, że ktoś nas śledzi.
Kiedy usłyszałam trzask łamanej gałęzi w oddali, zrozumiałam że Kacper, tak samo jak ja, nic nie widział. Przez cały czas tylko nasłuchiwał.
Kiedy zaledwie kilka metrów przed nami, w niebo wzbiły się przerażone ptaki, pociągnęłam Kacpra za sobą. Serce waliło mi jak młot, wrzeszcząc „szybciej, szybciej, szybciej!".
Kiedy usłyszałam za sobą przyspieszone kroki, czułam jak adrenalina wstępuje na wyższy poziom, dzięki czemu nawet nie czuję piekącej tchawicy ani błagania mięśni o odpoczynek.
Przeskakiwaliśmy kamienie, doły nie oglądając się za siebie. Nie wiedziałam dokąd biegnę, ani czy jest ze mną Kacper. Strach zajrzał mi w oczy, dlatego nie potrafiłam dostrzec racjonalnego rozwiązania, jakim było ukrycie się.
Kiedy mój mózg przetworzył ten pomysł, kilka metrów przed sobą dostrzegłam dół. Chciałam dać znać Kacprowi, że tam należy się skryć, ale ku mojemu zaskoczeniu, jego już nie było.
„Zostawił mnie"
Przed oczami ponownie pojawił się obraz łazienki, niczym powracający koszmar.
Słyszałam kiedyś, że dzięki adrenalinie człowiek staje się silniejszy, szybszy a jego zmysły ulegają wyostrzeniu. Teraz wiem, że jest w tym odrobina prawdy, albowiem po raz pierwszy udało mi się naprawdę odsunąć od siebie te wspomnienie jak najdalej się da i skupić się na chwili obecnej.
Moim priorytetem stało się przetrwanie.
Zbliżając się do mojej kryjówki, w odpowiednim momencie dałam nura w bok, prosto do dołu. Podczołgałam się bliżej krawędzi dołu i próbując wyregulować oddech, a potem czekałam.
Rzęsisty oddech napastnika stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu usłyszałam jak z wielkim trudem wyhamował zaledwie kilka metrów od mojej kryjówki.
-Zwiała! Nie do wiary! - zawołał głośno dość znajomy głos.
Po chwili usłyszałam kolejne kroki, tym razem należące do dwóch osób.
-A mówiłeś, że jest świeża.- wypomniał jakiś nieznany męski głos.
Z bardzo trudnych kalkulacji wynikało, że moja sytuacja jest beznadziejna, dlatego zaczęłam się rozglądać za prowizoryczną bronią lub ewentualną drogą ucieczki.
-Bo jest!- odpowiedział głos łudząco podobny do Kacpra.
„Dzięki kolego za naprawdę fajne wyjście!"
Kiedy usłyszałam zbliżające się kroki, bez namysłu chwyciłam garstkę piachu i wyczekiwałam odpowiedniego momentu.
-To co teraz?- zapytał nieznany mężczyzna.
-Olejmy ją i jedźmy już.- zaproponował głos zapewne należący do Krzysztofa, którego wcześniej nie rozpoznałam ze względu na dyszenie, które doskonale maskowało nutkę gnojkowatości w jego barwie głosu.
-Nie ma mowy!- zaprotestował oburzony Kacper- Ona mogła się zgubić w lesie i jeśli się nie odnajdzie to Wiktor cię chyba zabije za tak głupi pomysł- warknął Kacper, podchodząc bliżej do źródła głosu Krzysztofa.
-Wyluzuj! Od kiedy to już się na żartach nie znasz?! - zawołał Krzysztof, po czym usłyszałam głosy szamotaniny- Markos, zrób coś do cholery!
-Nie mam takiego zamiaru! Jak nie Nobel, to porządny łomot ci się należy za straszenie tej dziewczyny. Już nie mówiąc o tym, że coś może jej się stać, a wtedy to Slawkowicz nas dopiero zgnoi!
I w tamtej chwili nagle wszystko do mnie dotarło i poczułam tak wielką złość na tego pajaca, że miałam ochotę wstać i pomoc Kacprowi w dobijaniu go, lecz wpadłam na jeszcze inny pomysł.
Nagle usłyszałam jak coś ciężkiego upada na ziemię
-Później ci nakopie, teraz trzeba ją znaleźć.- oznajmił gniewnie Kacper i zaczął się oddalać od mojej kryjówki.
-Nie patrz na mnie, przegiąłeś.- oznajmił Markos rozbawiony i po zaledwie kilku sekundach usłyszałam jak zaczynają się oddalać, a potem w dziczy rozległo się wołanie mojego imienia. Odczekałam dziesięć sekund i wyszłam z ukrycia, a potem jak najciszej podążałam za nawoływaniem.
Kiedy zbliżyłam się już na odpowiednią odległość, zaczęłam biec. Nikt z mężczyzn mnie nie dostrzegał, dopóki nie doskoczyłam do Krzysztofa.
-O i jest nasza zguba!- zawołał Krzysztof z głupawym uśmieszkiem. Zanim zdążył mnie doskoczyć, wymierzyłam mu siarczysty policzek, co wywołało jego głośny, nieznośny rechot. Kiedy zauważyłam, że już w miarę stoi na nogach, uderzyłam go pięścią w brzuch, co według niego nie było już takie zabawne.
Chłopak się skulił, a ja się do niego nachyliłam:
-Zaczynasz mi już działać na nerwy.
Wyprostowałam się i minęła skulonego Krzysztofa. Dostrzegając zdziwione i zaskoczone twarze reszty towarzyszy ledwo co udało mi się zachować kamienną twarz.
-Dokąd teraz idziemy?- zapytałam jakby nigdy nic. Chłopak o imieniu Markos, który miał urodę Włocha i mógłby być w ostatniej klasie liceum, uśmiechnął się:
-Chyba właśnie zostałaś moim ulubionym świeżakiem.

Bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy to czytają! Nawet nie wiecie jak wiele radości sprawia mi dzielenie się tą opowieścią z Wami!

A, i dziękuję jeszcze raz za #8 miejsce w kategorii Akcja! Mam nadzieję, że wytrwacie i zostaniecie ze mną aż do samego końca!


NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz