Rodział dedykuję osobie, która czyta "Nieprzyjaciela" od samego początku, ocenia mnie, daje rady i gdy tylko coś jest nie tak, ona to wyłapuje. Dziękuję Ci za wszystko, a ten rozdział dedykuję Tobie, bo to twój ulubiony ( i wiem chyba nawet dlaczego, ty niedobry człowieku).
Dobra, a teraz wracamy do Alicji.
Po wszystkim ukryłam się w pokoju i nie wychodziłam z niego do końca dnia. Gdy później Sabina i Wiktor pytali się o moją nieobecność, odpowiadałam, że po prostu się rozchorowałam i w ten sposób wegetowałam przez trzy dni u siebie w pokoju udając, że cały świat nie istnieje. Że nie ma Slawkowicza, Markosa, bólu, zazdrości, przemocy ani cierpienia.
Najgorsze w byciu marzycielem jest przymus powrotu do szarej rzeczywistości, którą nie zawsze możemy zmienić. Bolesna prawda za każdym razem podcina nam skrzydła za wyobrażanie sobie lepszego życia i lepszych ludzi.
Weszłam zmęczonym krokiem do pokoju, zrzuciłam niedbale buty i wczołgałam się pod kołdrę. Nie płakałam, ponieważ wiedziałam, że nie wolnomi już nigdy więcej okazywać słabości.
"Teraz moje życie należało do Stowarzyszenia i muszę działać pod ich dyktando. Muszę się zmienić"
Gdy druga część mnie przez te trzy dni próbowała na dobre pożegnać się ze starą, pieprzoną bohaterką, Alicją; druga wciąż chciała, abym walczyła do oporu. Abym walczyła o to, by nie stać się podobną do Markosa.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, które zignorowałam. Zresztą nie pierwszy raz tego dnia. Powoli zaczynałam rozpoznawać po pukaniu do drzwi, kto chce mnie odwiedzić. Z reguły częściej przychodziła Sabina i Wiktor, a potem Sara z którą miałam wtedy całkiem dobry kontakt. Może raz tamtego dnia przyszedł Kacper, ale i jemu nie otworzyłam.
Jednak tym razem te pukanie do drzwi było zupełnie inne. Nagle stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Ktoś wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Postanowiłam się nawet nie ruszać.
Rozległy się czyjeś zdecydowane kroki i zobaczyłam zdenerwowaną twarz Roberta, któremu wyraźnie ulżyło, że mnie widzi żywą.
Prawdopodobnie już usłyszał złe wieści na mój temat. Wywnioskowałam to z jego oczu. Patrzył na mnie z takim współczuciem i niemal błaganiem o jakąś rzecz. Dopiero gdy oparł się o ścianę i zsunął się na podłogę, przypomniałam sobie jego obietnicę.
„Nie będziesz taka jak oni. Ty się nie złamiesz i ja ci w tym pomogę, rozumiesz? Obiecuję ci to."
- Przepraszam... - wyszeptał - Tak bardzo mi przykro...
Przeraziłam się nie na żarty, gdy schował twarz w dłoniach. Od razu do niego podbiegłam i uklęknęłam.
- Nie przepraszaj. Nic nie dało się zrobić.
- Złamałaś się, a ja nie dotrzymałem obietnicy. Teraz oni cię zniszczą, rozumiesz? Zniszczą w tobie poczucie winy i staniesz się taka jak...
- Jak ty? - spytałam, a on spojrzał na mnie - Stanę się taka jak ty, czyli bez poczucia winy? - uśmiechnęłam się hamując łzy, a on pogładził mój policzek.
- Będziesz pusta, Alicja. Gdy staniesz się tym, kim chcą abyś była, zrozumiesz że lepiej jest nic nie czuć.
Przez chwilę nie wiedziałam co mam zrobić. Przed chwilą chciałam się poddać, ale chyba dopiero wtedy wiedziałam jak postąpić słusznie.
"Nie mogę się poddać, to przecież jeszcze nie koniec!"
- Nie złamałam się - odpowiedziałam - Przystąpiłam do Stowarzyszenia, ponieważ chciałam chronić moją rodzinę i, owszem, fizycznie należę do nich, ale nie oddam im mojego serca. Nie będę ich lojalnym zabójcą i gdy tylko nadarzy się okazja to zniszczę tę ich całą śmieszną bandę - powiedziałam całkowicie poważnie - Ja jeszcze walczę, Robert. Nie wiem tylko co z tobą.
Gdy przez chwilę tylko na mnie patrzył i nic nie mówił, postanowiłam zrobić najdurniejszą rzecz w moim życiu.
Nachyliłam się do niego i go pocałowałam. Nie spodziewał się tego, ale nie pozostawał wobec mnie obojętny.
Gdy wreszcie go od siebie odsunęłam na kilka centymetrów, spytałam:
- Czy ty też będziesz ze mną walczył?
Odsunął mnie od siebie tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy. Przyłożył prawą dłoń do serca i powiedział:
- Przysięgam. Będę walczył, dopóki będziesz tego chciała.
Nie byłam wówczas tego świadoma, ale to właśnie wtedy obudziłam czyjegoś ducha walki, a to był dopiero początek.
Gdyby nie było odważnych ludzi, nie było by nikogo, kto wzniecałby płonący ogień buntu, który wrze w każdym, kogo dotyka niesprawiedliwość. Niestety, ale aby zdobyc sie na taką odwagę, trzeba też nie mieć nic do stracenia, albo stracić zbyt wiele by pozwolić na utratę reszty.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...