Siedziałam na ławce, machając na zmianę nogami, aby zachować trzeźwy umysł. Było popołudnie, które miałam spędzić grając w bilard z przyjaciółmi. Ale Slawkowicz nalegał, abym w tym czasie pojawiła się na radzie pedagogicznej jako gość.
I właśnie w tej chwili, w roli gościa, spełniam się doskonale czekając za drzwiami aż rada zaprosi mnie do środka.
Nie marudziłabym aż tak, gdybym nie czekała już co najmniej godziny.W dniu, kiedy o własnych siłach przywlokłam Markosa do szkoły, zaalarmowano cały szkolny personel i ściągnięto wszystkie ważne głowy z urlopu. Podczas gdy ja siedziałam na łóżku starając się nie myśleć o niczym, do pokoju weszła Malwina, aby obejrzeć mój łuk brwiowy. Przez cały ten czas nie odezwałam się ani słowem i odpowiadałam na pytania tylko wtedy, kiedy musiałam.
Przez ten cały czas nawet nie spytałam o stan Markosa.
Po jej wyjściu przesiedziałam tak jeszcze do wieczora w samotności. Po tym wszystkim, zrobił się taki bałagan, że ludzie biegali w kółko jak wariaci. No ale w pewnym sensie mi to odpowiadało.
Ani razu nie zeszłam na dół by coś zjeść, ponieważ bałam się że zobaczę na dywanie krew Markosa. Wolałam zostać w moich bezpiecznych czterech ścianach.
Następnego dnia obudziłam się o dziesiątej i miałam zamiar tak samo spędzić dzień jak wcześniejszy wieczór, ale odwiedził mnie lekarz w fartuchu, który twierdził że jest psychologiem. Porozmawiał ze mną chwilę, a potem wyszedł wykręcając do kogoś numer.
Chwilę potem do pokoju weszła pokojówka, która stawiając przede mną tacę z jedzeniem powiedziała:
- Nie wyjdę stąd, aż nie opróżnisz całego talerza.
Z racji, że nie musiałam schodzić do stołówki a śniadanie pachniało kusząco postanowiłam się oprzeć swojemu głodowi i błyskawicznie pochłonęłam cieplutka jajecznicę.
- Widzę, że nie jesteś aż tak chora jak wszyscy myślą - podzieliła się ze mną swoją niezmiernie ważną opinią, ale postanowiłam ją przemilczeć.
Zanim wyszła, rzuciła do mnie:
- Radzę ci się ubrać w coś normalnego. Zaraz cię odwiedzi dyrektor.
Posłuchałam jej rady i prędko przebrałam się w luźne dresy i ponownie wśliznęłam się pod kołdrę.
- Jak się czujesz? - spytał Slawkowicz sadowiąc się bezceremonialnie na moim fotelu.
- Pusto - odpowiedziałam z bladym uśmiechem.
- Słyszałem, że nic nie jadłaś.
- Dobrze pan słyszał - potwierdziłam jego informacje.
- Dlaczego nie zeszłaś na posiłki? Podobno śniadanie zjadłaś w mniej niż pięć minut.
- Bo na samą myśl zbierało mi się na wymioty - odparłam lakonicznie, a dyrektor przez chwilę zastanawiał się o co mi chodzi. Kiedy wreszcie zrozumiał moje myśli, ponownie przemówił:
- Wybacz, że nie przyszedłem wcześniej.
- Nie czuję się urażona, proszę pana - odpowiedziałam całkiem szczerze - Potrzebowałam odrobiny spokoju.
- Chyba na twoim miejscu też bym go potrzebował - wyznał - Zwłaszcza, że teraz okrzyknięto cię bohaterką.
- Z jakiej racji? - spytałam.
- Nikt ci nie powiedział? - zdziwił się Slawkowicz - To w takim razie cieszę się, że mogę ci jako pierwszy pogratulować ocalenia życia Markosowi.
- On żyje?
- Żyje i ma się całkiem dobrze. Dzięki tobie.
- Nie tylko dzięki mnie - sprostowałam - Gdyby nie Sara...
- Ale to ty ocaliłaś go przed intruzem! - przerwał mi - Ty zrobiłaś opaskę uciskową i to ty przeniosłaś go na plecach do szkoły. To naprawdę wielki wyczyn, biorąc pod uwagę że uczestniczysz w szkoleniach od niedawna.
- Czy Markos opowiedział panu o wszystkim? - spytałam.
- Trochę wiem od niego i trochę od świadków ze stołówki, ale chcielibyśmy także poznać twoją wersję.I w ten sposób siedzę teraz na korytarzu i się nudzę.
Przed wyjściem, Slawkowicz obiecał że przyśle tutaj kogoś po moje ubrania z umywalki (które wciąż leżały tam nietknięte) oraz że będą mi przynoszone posiłki. Popołudniu odwiedzili mnie przyjaciele, którzy jak tabu unikali wszystkich wydarzeń ostatniego dnia, za co byłam im niezmiernie wdzięczna. Nawet Sabina nie poruszyła tematu swojego chłopaka, co też w pewnym sensie rozumiałam. Ich relacja jest dość trudna i skomplikowana i im częściej jej się przyglądam, tym bardziej przekonuję się do teorii, że to wygląda jak zwykłe partnerstwo; polegające na obu pólnych korzyściach.
Wypad na bilard miał być czymś w rodzaju terapii - miało mnie wyciągnąć z pokoju, ale jednocześnie nie zaprowadzić w kierunku stołówki. Po strachu jaki mnie ogarniał na samą myśl o tym miejscu, czy też o polanie, zrozumiałam że mogłabym odbyć nawet i całe szkolenie, a to i tak nie będzie miało znaczenia. Nie będę w stanie zaakceptować tego wszystkiego psychicznie.
Raz odwiedził mnie psycholog, który chciał mnie zaprowadzić do Markosa, ponieważ życzył sobie ze mną porozmawiać. Z tytułu, że jego tym bardziej nie miałam ochoty widzieć, kazałam mu przekazać, że teraz nie mam ochoty. Nie chciałam się zachowywać jak księżniczka, ale uratowanie Markosa magicznie nie sprawiło, że jednak go polubiłam.
Jednakże i tak zaprowadzono mnie „niby przy okazji" do sali medycznej, aby doglądnąć mój złamany łuk brwiowy.
- Cześć Ala! - uradował się na mój widok jak nigdy dotąd Markos, a ja opanowałam się przed wzniesieniem oczu do góry.
- Cześć - odpowiedziałam oschle i już chciałam podejść do szafki z lekami, ale pośpiesznie posadzono mnie przy jego łóżku.
- Jak się czujesz? - spytał i już miałam odpowiedzieć, gdy postanowił jednak kontynuować - Ja już czuję się całkiem dobrze, ale oni wciąż maja zamiar mnie tutaj trzymać. Zupełnie tak, jakbym nigdy nie doświadczał cięższych ran.
- Współczuję ci - odpowiedziałam z prawie niewyczuwalnym sarkazmem.
- Tak w ogóle to, wiesz co się dzieje tam „na zewnątrz"? - spytał mając na myśli reakcję uczniów na jego ucieczkę przed kostuchą.
- Nie wiem. Sama nie wychodziłam od kilku dni z pokoju - wyznałam, a on lekko się skrzywił.
- A wiesz co z Sabiną? - spytał z nadzieją.
- Nikt przy mnie na ten temat nie rozmawiał, ponieważ powiedziano im że jestem w lekkim szoku - odpowiedziałam raczej zgodnie z prawdą.
- Biedaczka - westchnął bardziej do siebie niż do mnie - Pewnie się zamartwia i czeka aż wreszcie stanę na nogi.
„Albo gdy wreszcie na nie więcej nie staniesz"
- Pójdę po mój opatrunek i wracam do pokoju - oznajmiłam wstając już z krzesła, gdy nagle złapał mnie mocno za rękę i z powrotem na nie posadził.
- Poczekaj chwilę! Nie zdążyłem ci jeszcze podziękować!
- Nie ma za co - odpowiedziałam natychmiast, a on zarechotał - Mówię poważnie.
- Daj spokój, nie bądź już taka skromna! - odpowiedział wyciągając w moim kierunku rękę, aby założyć mi mój kosmyk za ucho, ale chwyciłam jego nadgarstek i mocno wykręciłam.
- Powiedziałam, że nie ma za co - kontynuowałam, a on sykał z bólu - Tak powinien się zachować każdy normalny człowiek na moim miejscu. Nie zrobiłam tego, dlatego że cię lubię, albo chcę abyś mnie polubił.
- W takim razie dlaczego? - spytał zirytowany wyrywając rękę z mojego uścisku.
- Dlaczego? - powtórzyłam - Nie uważam się za bohaterkę, gdyż przez moment miałam ochotę pokazać ci że tam jestem, a potem cię zostawić - wyjaśniłam, a potem się złośliwie uśmiechnęłam - Zupełnie jak ty tamtej nocy. Myślałeś, że ci to zapomnę? - spytałam widząc jego stężałą minę.
- Dalej nie rozumiem twojej motywacji. Chciałaś mnie mieć za dłużnika czy co? - warknął.
- Nie uważam się za świętą, ale stwierdziłam że świat, gdzie jest mniej takich jak ty, jest lepszym miejscem do życia - odpowiedziałam, a on wciąż się na mnie gapił oniemiały - Do zobaczenia, Markos.
Pielęgniarka akurat wyszła zza kotary z dziwnym wyrazem twarzy i prędko zajęła się moim łukiem brwiowym, a następnie, bez większych ceremonii, wypuściła mnie do pokoju.Akurat w tym momencie otworzyły się drzwi, w których stała Renatka. Ciepłym uśmiechem zaprosiła mnie do środka. W pomieszczeniu znajdował się ogromny stół w kształcie półokręgu. Naprzeciwko niego postawiono dla mnie krzesło. Aby nie marnować czasu, od razu na nim usiadłam mówiąc „dzień dobry".
- Witaj Alicjo - odpowiedział w imieniu wszystkich Slawkowicz - Bardzo się cieszymy, że jesteś już z nami i wiemy jak trudno było ci przejść ten przykry wypadek, ale aby uniknąć w przyszłości pomyłek, chcielibyśmy poznać całe zdarzenie i ty jesteś ostatnim elementem układanki.
- Rozumiem - odpowiedziałam- W takim razie co chcą państwo wiedzieć?
Wszyscy nauczyciele spojrzeli po sobie po kolei, aż dopiero jeden z nich zadał pierwsze pytanie:
- W jaki sposób o tak wczesnej godzinie odnalazłaś Markosa?
- Tamtego dnia wstałam bardzo wcześnie, zjadłam śniadanie i postanowiłam się wybrać na spacer do parku. Wtedy usłyszałam dwa głośne strzały i czyjś krzyk - zeznałam.
- Pobiegłaś tam sama? - to pytanie należało do Roberta, który zapewne był na mnie wściekły, ale nie dawał tego po sobie poznać.
- Owszem - odpowiedziałam nie odrywając od niego wzroku - nikogo nie było w pobliżu, a ktoś mógł umrzeć.
- Nie pomyślałaś o tym, że napastników mogłoby być więcej? - spytał ponownie Robert.
- Nie pomyślałam o tym, - przyznałam się - ale mogłabym zacząć gdybać w nieskończoność nad tym, czy to bezpieczne, podczas gdy stawką było ludzkie życie. Wtedy liczyły się tylko sekundy.
To Robertowi na jakiś czas zamknęło usta i zaczęłam dalej referować cały przebieg wydarzeń, z pominięciem własnych odczuć, które i tak ich nie obchodziły. Kiedy skończyłam odpowiadać na pytania, wszyscy nauczyciele mi się skłonili.
- Dziękujemy Alicjo, że podzieliłaś się z nami swoim wspomnieniem - odezwał się dyrektor - Jesteśmy dumni z tego, że uczysz się w tej szkole i należysz do naszego stowarzyszenia. Dzięki tobie ta szkoła ma nową bohaterkę.
- Ale ja się nie czuję bohaterką - wyznałam cicho, gdy aplauz nauczycieli ucichł.
- Słucham? - dopytywała się pani Paulina.
- Nie czuję się bohaterką, - powtórzyłam nieco głośniej - ponieważ każdy powinien się tak zachować na moim miejscu. To był przypadek, że akurat wtedy tam przechodziłam.
- Wykazałaś się odwagą, - odpowiedział po chwili grobowej ciszy - a odwagę i szlachetność się nagradza. W związku z tym, zgodnie stwierdziliśmy, że skoro twój trening odnosi takie rezultaty, to co trzeci trening będzie odbywał się w grupie - oznajmił i wszyscy nauczyciele zaklaskali, a ja pokiwałam tylko głową.
- Możesz już iść Alicjo - powiedział dyrektor - Musisz być bardzo zmęczona.
- Dziękuję. Miłego dnia wszystkim życzę - skłoniłam się i opuściłam salę.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Aksi|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...