Rozdział 31

2.4K 186 79
                                    



Nie spałam. W ogóle.

Od kiedy wróciłam do kwatery, nie przespałam spokojnie ani jednej nocy. Nie głodziłam się, ani nie zamykałam się w pokoju tylko po to, aby móc spokojnie gapić się w ścianę i rozmyślać o tym, jak bardzowszystko schrzaniłam. Już nie wolno mi było tego robić – nie na takim etapie.

Odmawiałam również leków uspokajających, które wciąż przypomniały mi o stłumionych emocjach po pogrzebie Szymona. Może i przyniosłoby mi to jakąś ulgę, ale nie chciałam tego.

Nie da się ominąć bólu lub o nim zapomnieć.
Trzeba mu pozwolić wejść i go jakoś przeżyć.

O piątej nad ranem wymykałam się z apartamentu ijak zwykle szłam na salę treningową. Tam wyciskałam siódme poty na siłowni, znęcałam się nad workiem bokserskim lub trenowałam ze snajperką.

O szóstej w sali zobaczył mnie Borys. Zapewne zaniepokoiły go rytmiczne uderzenia w worek, które o tej godzinie skalą hałasu dorównywały wierceniu młotem pneumatycznym.

- Pomóc ci ulżyć? – spytał, wchodząc do sali.

- Nie, bo zrobięci krzywdę – odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby, nie zaburzając rytmu uderzeń.

- Nie to miałem na myśli – odpowiedział, podnosząc moje buty z ziemi – Zakładaj je, idziemy biegać.

Skupiłam na nim swoje spojrzenie i przez chwilę analizowałam jego propozycję. W końcu doszłam do wniosku, że i tak nie mam nic do stracenia, więc zrobiłam to, o co mnie poprosił.

Poszliśmy do lasu. Kiedy tylko wyszliśmy na powierzchnię, bez żadnego ostrzeżenia ruszył przed siebie. Na początku dawałam mu radę, ale gdy przez dłuższy czas biegliśmy na maksymalnym sprincie, poczułam jak cały nadmiar energii zaczyna ze mnie uchodzić.

- Nie poddawaj się! – zawołał z przerwami na oddech, zauważając, że zwalniam – Jeszcze nie koniec biegu!

Postanowiłam nie narzekać, ani nie przekonywać go do postoju, tylko dać z siebie wszystko.

Biegliśmy jeszcze chwilę, aż las zaczął się przerzedzać i natrafiliśmy na pustostany. Najpierw pomyślałam, że to już koniec biegu, ale Borys nawet na moment nie zwolnił. Kiedy dobiegł do budynku, oparł dłonie na pustym miejscu, w którym powinno znajdować się okno, podskoczył i znalazł się w środku budynku.

Zrobiłam to samo, przypominając sobie, że dziadkowie opowiadali mi trochę o parkourze. Nauczyli mnie jakiś podstaw, ale kiedy zobaczyłam, z jaką łatwością Borys pokonuje wszystkie przeszkody, poczułam się bardzo niepewnie.

Chłopak wbiegł na schody i ruszył sprintem w kierunku „drzwi balkonowych". Znaleźliśmy się na „balkonie", z którego skoczył na sąsiedni budynek. Przypomniał mi się mój skok między rzędami skrzynek podczas analizy z krzykaczami, ale po chwili uznałam, że to jednak nie było to samo.

Bałam się, ale tak bardzo zależało mi na dotrzymaniu mu kroku, że odbiłam się od samej krawędzi i tym sposobem udało mi się doskoczyć.

Chłopak złapał się rękami krawędzi ściany, nogi spuścił na dół i wskoczył do środka przez okno. Zrobiłam to samo i ponownie znaleźliśmy się w środku.

Borys z perfekcją wyrabiał się na zakrętach, czego nie można było powiedzieć o mnie. Ale mimo wszystko, wciąż się nie poddawałam.

Tak się wkręciłam, że zapomniałam o zmęczeniu i bólu mięśni. Już się nie bałam – adrenalina była obecna w moim krwiobiegu i chciałam więcej.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz