„Jesteś ze mną tu do bezczasu końca
Ja upadam znów, Ty mówisz mi <<powstań>>
Jesteś ze mną tu do bezczasu końca
Ja upadam znów, Ty mówisz mi <<powstań>>" ~ Bovska, „Składak"Zabraliśmy bilety powrotne i całą zawartość teczki, a następnie złapaliśmy taksówkę. Podaliśmy kierowcy adres hotelu, w którym się zatrzymaliśmy.
Biegiem udaliśmy się do pokoju. Byliśmy tak oszołomieni tym wszystkim, o czym się dzisiaj dowiedzieliśmy, że nie zachowaliśmy podstawowej czujności, co mogłoby nas wiele kosztować.
Weszliśmy do pokoju i zaczęliśmy się w pośpiechu pakować. Praktycznie wybiegliśmy z hotelu i skierowaliśmy się do taksówki, którą poprosiliśmy o poczekanie.
W pewnym momencie dostrzegłam kątem oka jakiś ruch po prawej stronie. Kiedy odwróciłam się w tamtą stronę, zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Markosa i Roberta.
- Borys! – zawołałam i wskazałam ręką w ich kierunku.
- Pospiesz się, Alicja! – odwrzasnął tylko, w momencie, w którym Robert we mnie chybił. Niewiele brakowało.
Wsiedliśmy do taksówki, która ruszyła z piskiem opon.
- Na lotnisko! – zawołał zestresowany Borys.
- Borys... – szepnęłam.
- Wiem, spokojnie – odparł, zanim zdążyłam skończyć i ścisnął moją rękę – Ja wszystko wiem...
Po chwili, dostrzegliśmy w oddali Range Rovera Araj i natychmiast poprosiliśmy kierowcę o przyspieszenie.
Kiedy zaparkował pod samym lotniskiem, daliśmy mu o wiele więcej pieniędzy niż kosztował sam przewóz, mówiąc, że nie chcemy reszty.
Zabraliśmy nasze walizki i wbiegliśmy na lotnisko z nadzieją, że nas nie dogonią.
- Jak oni nas znaleźli? – spytałam wściekła.
- Wandorowie – odpowiedział tylko mój towarzysz i okazaliśmy dokumenty pracownicom lotniska.
Potem przeszliśmy przez odprawę i na ostatnim przystanku przed odlotem, dopadli nas łowcy.
Kiedy wywołano nasz lot, puściliśmy się pędem przed siebie.
Słysząc czyjeś głośne westchnienia i krzyki, spojrzałam się za siebie. Widok celującego idealnie w moja głowę Markosa sprawił, że poczułam nieodwracalny wyrok śmierci na plecach.
- Uciekaj! – zdołałam ledwie wykrzyczeć do Borysa, podczas gdy Markos już prawie pociągał za spust.
Pocisk nie wystrzelił.
W ostatniej chwili, zza ramienia Markosa wyrósł Robert, który gwałtownie złapał go rękę o i uniósł ją do góry.
- Nie strzelaj, idioto! – powiedział ostro do chłopaka i pociągnął jego nadgarstek mocno w dół – Nie trafisz jej! Jest tutaj zbyt wiele ludzi!
Ledwo wznowiłam ucieczkę, a usłyszałam za sobą jeszcze jego ostatnie słowa:
- Teraz należy do niej...
Wsiedliśmy do samolotu, ale dopiero gdy wzbiliśmy się w przestrzeń powietrzną, rozpłakałam się na dobre.
- Ala, nie płacz, proszę cię... - wciąż powtarzał Borys, zamykając mnie w uścisku.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...