Rozdział 48

3.5K 298 18
                                    


Na Sali spędziłam dokładnie jeden dzień, podczas którego tak naprawdę albo spałam albo ucinałam sobie pogawędkę z pielęgniarką, o imieniu Malwina. Okazała się być bardzo sympatyczną dziewczyną, która umilała mi czas spędzony na kuracji, podczas której nikomu nie wolno było mnie odwiedzać.

Gdy tylko się z nią pożegnałam, z radością udałam się do pokoju. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zamiast bałaganu zastałam porządek. Prawdopodobnie przyczynili się do tego pracownicy szkoły pod rozkazami Slawkowicza.

Od dyrektora wiem, że mam cały tydzień wolnego, aby dojść do siebie po teście predyspozycji. Ale mimo to wolałam ten czas spędzić produktywnie i udałam się do biblioteki w Sali Pamięci, w celu nadrobienia zaległości.

Po południu, do biblioteki wszedł Wiktor z naręczem książek, które czym prędzej odstawił, aby się ze mną uściskać.

- Cześć! Słyszałem, że znowu rozwaliłaś system - odpowiedział z uśmiechem, który sprawił że od razu poczułam się o wiele lepiej.

- Jakże by inaczej - odpowiedziałam - Ale już nie rozmawiajmy o tym. Lepiej powiedz mi co u ciebie słychać - poprosiłam, po czym oboje usadowiliśmy się na najwygodniejszej kanapie w bibliotece.

Wiktor jak najęty zaczął opowiadać o nudnych lekcjach, niektórych plotkach, pogodzie a nawet o  wydarzeniach na świecie, których przez jakiś czas nie byłam w stanie śledzić.

Bardzo mi odpowiadały te tematy. Przez moment poczułam się jak zupełnie normalny człowiek, który wrócił z bardzo dalekiej podróży.

Niestety, ale nie mogło to zbyt długo trwać.

- A tak w ogóle, to wiesz że niedługo jest tydzień odwiedzin? - spytał mnie, a ja zrobiłam zeza.

- Czy wyglądam na kogoś, kto wie cokolwiek? - odpowiedziałam żartobliwie, a potem oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Chodzi o to, - zaczął, gdy oboje już się trochę uspokoiliśmy - że niedługo, w listopadzie będą te wszystkie ważne święta. Z tego powodu, do szkoły zjeżdżają się rodzice uczniów, którzy albo zabierają ich na tydzień albo idą na uroczysty obiad do jakiejś restauracji. Na koniec dnia, odstawiają swoją pociechę pod szkołę z powrotem przed północą.

- Cóż, raczej nie spodziewam się, że moi będą mogli przyjechać - odpowiedziałam, a w oczach Wiktora pojawiło się zrozumienie i mała iskierka radości.

- W takim razie będziemy na siebie skazani - teatralnie podniósł ręce do góry, co mnie rozbawiło.

- Po ciebie też nie przyjadą?

- Jak już ci kiedyś wspominałem, raczej nie dałbym moim rodzicom tytułu „Ojciec i matka stulecia!" - odpowiedział żartobliwie, ale ja i tak wiedziałam jak bardzo go boli to, że traktują go jak konia wyścigowego.

- Nie martw się, - chciałam go pocieszyć, a on uniósł oczy do góry - jakoś to przeżyjesz. Jestem miła i czasami jestem naprawdę śmieszna - dokończyłam, a on się roześmiał.

- Proszę, proszę. Alicja z Krainy Czarów sprawiła, że Mądra Głowa dowcipkuje i potrafi się śmiać - zauważył uśmiechnięty Krzysztof, który wychylił się zza regału.

- Nawet nie wiesz jak tęskniłam za twoimi wyzwiskami - wyznałam wstając z kanapy i pozwalając się uścisnąć blondynowi.

Kiedy wymieniliśmy już grzeczności, zasiedliśmy na kanapie.

- Sabina ma geografię, dlatego musisz jej wybaczyć, że jeszcze nie zaczęła przetrząsać tej budy w poszukiwaniu ciebie - poinformował mnie Krzysztof.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz