Koniec końców, nie pojechałam nigdzie z Robertem ponieważ bardzo się ze sobą pokłóciliśmy. Przede wszystkim miał mi za złe moją lekkomyślność i stałą chęć bycia bohaterką, co mnie tylko mocniej rozwścieczyło i od tamtej pory w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Próbowałam mu wszystko jeszcze raz wytłumaczyć z nadzieją, że jako jedyny mnie zrozumie, ale moje starania spełzły na niczym.
Tydzień odwiedzin się skończył, Tori i reszta uczniów powróciła do szkoły, więc wznowiono treningi. Co trzeci trening uczyłam się w grupie, a resztę godzin spędzałam według harmonogramu Roberta.
Na pierwszej lekcji po tygodniu „wolnego" ćwiczyliśmy „posłuszeństwo". Ćwiczenia polegały na tym, że zadawał mi mordercze wyzwania, które musiałam wykonywać a on w tym czasie mieszał mnie z błotem.
„O to zalety bliższych więzi ze swoimi nauczycielami."
Jeśli chodzi o moje treningi grupowe, to były one niesamowicie ciekawe. Z reguły albo ćwiczyliśmy samoobronę (w czym całkiem dobrze się czułam, dzięki Robertowi) albo gry zespołowe. Raz zabrano nas na arenę paintball'ową, gdzie podzielono nas na drużyny. Stopniowo zaczęto nas dzielić na jeszcze mniejsze grupki, aby kształtować nasze indywidualne cechy.
Z tego co było mi wiadomo podzielono nas w taki sposób, aby po dobraniu po jednym z członków każdej grupy można było stworzyć zespól operacyjny. W każdej miał się znaleźć kierowca, spec od IT, żołnierz, strzelec, tajniak i lider.
Ja zostałam przydzielona do dwóch takich grup, w których przebywałam na zmianę: tajniak i lider.
Byłam odrobinę zaskoczona, ponieważ nie spodziewałam się wyboru tej drugiej grupy, w której miejsce znaleźli między innymi Angela i Markos. Szczęściem w nieszczęściu mimo wszystko była Sabina, którą też tutaj przydzielono.
Markos i Angela rzucali mi na przemian spojrzenia pełne obrzydzenia za każdym razem, gdy miałam wykonać jakieś ćwiczenia, a zadawano nam ich sporo.
- Nie zwracaj na nich uwagi - poradziła mi wreszcie Sabina - To takie żałosne.
Na początek wytłumaczono nam w sposób naukowy kim jest dobry lider, jaką pełni funkcję w grupie, co musi zrobić by być liderem i tak dalej. Zupełnie tak, jakbyśmy mieli zostać politykami.
O wiele ciekawszą dla mnie grupą okazali się tajniacy, gdzie trafili się nieziemsko mili ludzie (oczywiście oprócz mnie). Gdy u lidera wymagano komunikatywności, odwagi i charyzmy, tajniacy musieli uczyć się dyskrecji, gimnastyki, zwinności, szybkiego reagowania i sztuki „wymyślania kłamstw na zawołanie". Od razu zostałam pochwalona przez Modrzewskiego za cichy chód i grację, którą zawdzięczałam tańcowi.
Gdy po zajęciach podpytałam swoich przyjaciół o to, dokąd trafili, dowiedziałam się , że Wiktor trafił do speców oraz strzelców. Sabinę oprócz lidera przypisano predyspozycje kierowcy, co od razu wywołało u nas falę dowcipkowania na ten temat. Krzysztofa, Kacpra, Marii i Sarę zaliczono do żołnierzy.
Jednakże nie byłam sama w swojej pierwszej grupie, do której przydzielono również Kacpra.
W taki sposób przygotowywano nas do udziału w misjach, a gdy tylko mój mentor dowiedział się o mojej klasyfikacji, podniósł wyżej poprzeczkę Postanowił mnie uczyćstrategii i planowania, których wymagano również od speców.
- Dobry lider, to taki, który myśli, a myślenie ma przyszłość - powtarzał w kółko, lecz ja wiedziałam co było motywacją tego wszystkiego. On chciał, abym wychodziła cała i zdrowa z jakkolwiek niemożliwych do wygrania sytuacji.
W międzyczasie, zajmowałam się zleconą przez Slawkowicza operacją i na mój pierwszy krok wybrałam fotokopie moich akt, a potem wybrałam się do Slawkowicza z pytaniem, czy zachowały się jakiekolwiek kopie jego „teczki zagłady".
- Dlaczego o nie pytasz? - spytał złączając czubki palców obu dłoni.
- Te dokumenty musiały być na tyle ważne, aby mieć jakąś kopię zapasową - odpowiedziałam, a on pokręcił głową.
- Nie o to pytam. Nie rozumiem dlaczego chcesz je zobaczyć - wyjaśnił.
- Podejrzewam, że istnieje jakiś związek z moimi aktami i Szymona -odpowiedziałam spokojnie - Aby to wyjaśnić potrzebuję je przejrzeć.
Mężczyzna chwilę przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, gdy zagaiłam ponownie:
- Nie ufa mi pan?
- Oboje dobrze wiemy, że nie powinienem - odpowiedział poważnie, a potem zaczął energicznie stukać w klawiaturę - Owszem, mam kopię jego danych personalnych, ale nie skopiowaliśmy wszystkich raportów z jego operacji. One były dla nas o wiele ważniejsze i byliśmy święcie przekonani, że ukrycie ich w szkole będzie o wiele lepszym rozwiązaniem niż zabezpieczenie ich na dysku - dokończył, a potem dał mi znać ruchem dłoni, abym stanęła za jego plecami i popatrzyła na ekran.
- Każę to komuś dla ciebie wydrukować i dostarczyć tobie do pokoju - oznajmił zaznaczając kursorem tak długi tekst jak tasiemiec - A już myślałaś nad profilem sprawcy?
- Myślałam bardzo długo nad tym i mam parę hipotez... - chciałam rozwinąć swoją wypowiedź, ale nagle zadzwonił telefon.
- Wybacz Alicjo, ale to może być ważne - delikatnie zasugerował, abym wyszła, co też uczyniłam - Swoje spostrzeżenia możesz zapisać w formie raportu! - zawołał do mnie, a ja kiwnęłam głową - Slawkowicz, słucham?
Zanim jednak wyszłam z pokoju, Slawkowicz wyszeptał do swojego rozmówcy tak, abym go nie usłyszała:
- Interesujące...
Mimowolnie, po tym słowie ciarki przeszły mi po plecach.
„Co takiego człowieka mogło bardziej interesować oprócz niszczenie ludzkiego życia?"
Gdy tylko otrzymałam kopie danych Szymona, zaczęłam je skrupulatnie analizować wraz z moimi i bazgrać miliony notatek oraz rozwiązań.
Wreszcie, po wielu nieprzespanych nocach, udało mi się stworzyć dwie charakterystyki, z czego tej drugiej nie byłam w stanie oddać Slawkowiczowi.
Według pierwszej charakterystyki, złodziejem był ktoś, kto chciał zaszantażować Szymona i jego rodziców ( najbardziej wpływowych członków zarządu Narodowego Banku Polskiego) wszystkim, co tam się znajdowało, a podejrzewam, że skoro Szymon jest ode mnie starszy i praktycznie całe życie spędził w tej szkole, to było tego niemało.
Rozważałam również to, że kradzież akt mogli zlecić swojemu dziecku rodzice któregoś z uczniów, którzy mogą konkurować ze sobą o wpływy w Stowarzyszeniu Araj. Albo ktoś działał na własną rękę i konkurował o pozycje z Szymonem, a potem postanowił się pozbyć rywala.
Za pomocą tego ostatniego domysłu chciałam zasugerować, że Markos byłby idealnym kandydatem w tym przedsięwzięciu, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę to, że mocno ze sobą konkurowali, o czym dowiedziałam się od Sary.
Wszystkie powyższe rozwiązania zamieściłam w pierwszej charakterystyce, natomiast drugą wersję napisałam w przypływie inspiracji.
Możliwe, że tę wizję wydarzeń podsunęła mi część mnie, która pragnęła, aby była prawdziwa. Według tej hipotezy, to właśnie Szymon wykradł swoje dokumenty i chciał wykraść moje, aby nas uwolnić od stowarzyszenia.
To wszystko brzmiałoby pięknie, gdyby nie fakt, że Szymon w ogóle nie miał powodu, aby tak narażać swoje życie dla mnie. W głębi duszy wiedziałam, że pierwszą osobą dla której byłby gotowy na takie ryzyko, byłaby Sara.
Odłożyłam długopis, okrążyłam kilka razy pokój goniąc za myślami, a potem jeszcze raz to przeczytałam. Ostatecznie tylko pierwsza charakterystyka trafiła na biurko Slawkowicza, a drugą spaliłam zapalniczką.
- Przejrzę to - obiecał dyrektor chowając moją teczkę do szuflady - A teraz mam dla ciebie inne zajęcie.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...