Rozdział 15

3.1K 253 61
                                    


"And all the people say
{You can't wake up, this is not a dream
You're part of a machine, you are not a human being
With your face all made up, living on a screen
Low on self esteem, so you run on gasoline}" ~ Halsey, "Gasoline"

- Nie rozumiem, jak możesz być taka nieodpowiedzialna! – podniosła na mnie głos Stella – Po jaką cholerę ratowałaś tego chłopaka, co?

Po raz pierwszy widziałam ją w takim stanie. Oczywiście, jak każdy człowiek, bywała wcześniej zła, ale wtedy całkowicie straciła nad sobą panowanie.

Zresztą nie tylko ona. Moi przyjaciele, wraz z Modrzewskim na czele, się na mnie wściekli. Nawet Wiktor z Kacprem znaleźli czas na to, aby wygramolić się z biura i załomotać w drzwi mojego apartamentu.

- Mogli cię zabić! – zawołał Kacper.

- Ale nie zabili! – odparłam zirytowana ciągłymi pretensjami.

Denerwowałam się, ponieważ nikt nie próbował mnie zrozumieć. Wszyscy byli przeciwko mnie i nikt nawet nie spytał, dlaczego to zrobiłam. Stwierdzono, że "strugałam" niepotrzebnie bohatera, co mnie bardzo zabolało.

Potraktowano mnie jak głupią i lekkomyślna gówniarę, która bez sensu ryzykuje swoje życie.

Może i dużo ryzykowałam, ale bym sobie nigdy nie wybaczyła, gdybym go wtedy zostawiła na tej przeklętej ulicy.

 Nie potrafiłam przejść obok tego obojętnie - i może na tym polegała moja słabość.

Dlatego, gdy tylko słyszałam kolejne pretensje na ten temat, byłam bardzo nieprzyjemna, z czego nigdy nie byłam dumna.

Ale nie mogłam postąpić inaczej.

- O co wy jesteście tak naprawdę źli? – spytałam – O to, że wróciłam cała i zdrowa, czy że nie siedzę grzecznie na dupie w kwaterze?

- Chodzi o to, że nie możesz tak po prostu ryzykować własnym życiem! – zawołał Wiktor.

- Dobrze wiesz, że tak się nie da – odpowiedziałam – Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie na mnie polował.

- To skoro masz w dupie własne życie, to chociaż pomyśl o tych wszystkich ludziach, którzy je ryzykują dla ciebie  - na przykład Sabina! – poparł Wiktora Kacper, a ja ledwo nad sobą zapanowałam.

Stałam chwilę w milczeniu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Potem gwałtownie ruszyłam w stronę sypialni, skąd wyciągnęłam czystą kartkę i długopis. Wróciłam do chłopaków, położyłam papier na stole i zaczęłam pisać.

- Co ty robisz? – spytał już spokojniej Wiktor.

- Podpiszcie to – rozkazałam, gdy napisałam wszystko, co chciałam.

- Co ty znowu wymyśliłaś? – tym razem odezwał się Kacper.

- Testament, – odparłam – według którego po mojej śmierci otrzymacie wszystko, co zapisali mi moi rodzice – włącznie z prawami do odbioru testamentu. Teraz chcę, abyście to tylko podpisali, jako świadkowie.

- Alicja, to nie są żarty! –zawołał Kacper.

- Kacper, to też nie są żarty! Skoro uważacie mnie za niepoczytalną wariatkę, to ja do cholery nie mam pojęcia, jak inaczej mam was do siebie przekonać! – uciszyłam ich oboje, a potem spojrzałam na Wiktora – Miałam nadzieję, że chociaż ty we mnie wierzysz i rozumiesz.

Chłopak nie wytrzymał presji i spuścił wzrok. I tak właśnie, tym miłym akcentem, zakończyliśmy naszą rozmowę.

Jak najszybciej przebrałam się w strój sportowy, a następnie wyruszyłam do sektora treningowego. Kiedy nie udało mi się jednak znaleźć ani jednej wolnej sali, wróciłam się po kartę i wyszłam na zewnątrz do lasu.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz