Rozdział 50

4K 294 9
                                    

Po treningu zaprosiłam dziewczyny do siebie na noc, podczas której tematem przewodnim była moja relacja z Kacprem.
- Ja mu się nie podobam w taki sposób! - wciąż się broniłam wsypując zawartość torebki po kisielu do kubka.
- Ta, jasne - odpowiedziała Marii - Do tej pory pamiętam jak strasznie się pokłócił z Szymonem właśnie o ciebie.
- O mnie?
- Tak, Szymon uważał że źle cię traktuje, a on z kolei że cię izoluje od reszty - dokończyła.
- Nie wiem - poddałam się wreszcie zalewając gorącą wodą wszystkie trzy kubki - Z Szymonem naprawdę się przyjaźnię, ale z Kacprem to już sama nie mam pojęcia.
- To znaczy, że ci się podoba? - dopytała Sabina.
- Myślę, że jestem nim zauroczona, ale też lubię go jako kumpla - wyjaśniłam, ale dziewczyny wciąż miały nieprzekonane miny - On ma dziewczynę, więc nawet jeśli coś nas do siebie ciągnie, to Angela stoi nam na przeszkodzie.
- Cóż, - zaczęła Marii odbierając ode mnie kubek z kisielem - z dziewczyną można zawsze zerwać...
- Marii! - zawołałam.
- Co? Jeśli będzie tego chciał to i tak to zrobi!
- Litości, dziewczyno! - wtrąciła się Sabina - To jest facet*! Nie wymagasz od niego zbyt wiele?
- No może i racja - odpowiedziała dziewczyna po głębszym namyśle.
Nie spałyśmy do drugiej nad ranem i koszmarem było dla nas obudzić się o szóstej. Dziewczyny wygramoliły się ode mnie o wpół do siódmej, dzięki czemu zdążyłyśmy wszystkie udać się na śniadanie, a potem na lekcje.
Kiedy Krzysztof zobaczył całą nasza trójkę z podkrążonymi oczami zaczął sobie z nas żartować.
- Wieczór panieński? - spytał z uniesioną brwią - Ostro popiłyście?
- Nie wkurzaj mnie, dobrze? - zasugerowała groźnie Marii, a Krzysztof jeszcze głośniej się roześmiał.
Nic ciekawego nie działo się do piątej lekcji, a dokładniej do zajęć artystycznych, gdzie dobrano nas w pary. O ironio, byłam z Angelą, a naszym zadaniem było rzeźbienie z gliny.
Tak, rzeźbienie z gliny.
Miałam nadzieję, że w ogóle nie będziemy musiały ze sobą rozmawiać, ponieważ dziewczyna wciąż posyłała mi te swoje dziwne spojrzenie typu „Ja wszystko wiem".
Zawiązałyśmy obie fartuchy i zabrałyśmy się do pracy. Angela miała zupełnie inną wizję naszego projektu, ale postanowiłam nie wchodzić jej w drogę i zrobić wszystko pod jej dyktando. Mój plan prawie by wypalił, gdyby dziewczyna nie okazała się aż tak zdeterminowana by ze mną porozmawiać.
- Kacper dużo o tobie mówi - zaczęła temat ot tak sobie. Spojrzałam na nią i w sumie nie wiedziałam, co powinnam jej odpowiedzieć. Wzruszyłam więc ramionami i ponownie skupiłam się na pracy.
- Powiedział mi, że jesteś z Warszawy.
- No, jestem - potwierdziłam, wciąż nie podnosząc wzroku, a ona westchnęła.
- Pamiętam jak kiedyś pojechaliśmy tam w wakacje tylko we dwoje - rozmarzyła się, a ja dyskretnie wzniosłam oczy do góry - Jest wspaniałym chłopakiem, który jak się zakocha to jest nawet w stanie podarować swojej wybrance gwiazdy.
- Ideał - mruknęłam pod nosem.
- Tak uważasz? - spytała nagle, a jej oczy niebezpiecznie rozbłysły.
„I jak tu teraz wyjść z tego dyplomatycznie?"
- Cóż, - zaczęłam - Moi byli nie zabierali mnie na takie wycieczki. W końcu mieszkaliśmy w Warszawie.
- Ach, no tak! - odparła.
Czułam się tak jakbym była saperem, a Angela jednym wielkim polem minowym
- Jednakże ideały mają to do siebie, że jest ich naprawdę niewiele. Jak się już takiego znajdzie to aż ciężko pozwolić mu odejść.
- Nic nie wiem na ten temat. Jeszcze takiego nie spotkałam - odpowiedziałam odrobinę znudzona.
- Doprawdy? Jak mi ciebie szkoda.
„Ciekawe czy gliną można zapchać komuś usta."
- Dzięki, ale nie potrzebuję niczyjego współczucia.
- A kto tu mówi o współczuciu? - spytała z jadowitym uśmiechem - To jest raczej takie... żałosne?
- Cóż, każdy ma inne priorytety w życiu - zaczęłam, a ona zmarszczyła brwi - Inni chcą polecieć w kosmos, być bogatym, żyć długo, zostać sławnym a niektórym po prostu wystarczy mieć kogo trzymać za rękę i pokazywać przed znajomymi - zripostowałam niby żartem, a potem znowu powróciłam do formowania słonia z gliny.
- Powiedzieć ci coś? - spytała mnie, jak się potem okazało, retorycznie - Nie wiem co on w tobie widzi. Jesteś płytka, pusta, bez klasy a ujadasz gorzej niż pies.
„Chrzanić dyplomację"
- Czasami lepiej jest być ujadającym psem obronnym niż rozwydrzoną i bezmyślnie potakującą małpą, która zrobi wszystko by mieć przy sobie tego idealnego banana - odpowiedziałam spokojnie kończąc najpiękniejszego słonia jakiego widziałam - Ja już swoją część skończyłam. Miło było.
Wstałam odsuwając krzesło i szłam zanieść moje arcydzieło do Renatki, gdy nagle poczułam jak dostaję czymś w głowę. Woda wymieszana z gliną zaczęła spływać mi po twarzy. Cała klasa zaczęła się na nas patrzeć. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z triumfującą Angelą.
- Teraz wyglądasz jak świnia w chlewie - oznajmiła z jedną ręką na biodrze.
„Chyba czas sprawdzić, czy można kogoś zakneblować gliną." - pomyślałam, ale postanowiłam sobie odpuścić. Nie mogę całe życie pozwalać innym ludziom kontrolować mnie za pomocą mojego gniewu. Wzięłam kilka oddechów i odpowiedziałam:
- Bardzo dojrzale - oceniłam zdejmując glinę z głowy - Utwierdziłaś mnie tylko w tym, że naprawdę jesteś małpą. Ludzie inteligentni walczą ze sobą za pomocą argumentów, a nie siły.
To co udało mi się wyjąć z włosów włożyłam dziewczynie do ręki, a ta z piskiem zrzuciła to na podłogę.
Renatki akurat nie było w klasie pod czas tego głupiego zajścia, ale gdy zobaczyła mnie tak ubrudzoną zezwoliła mi na wcześniejszy powrót do pokoju, zwłaszcza dlatego że sztuką kończyłam swój dzień szkolny.
Przy posiłku opisałam dokładnie całe zajście Sabinie i Wiktorowi.
- Ale z niej suka.
- Tak w sumie rozumiem jej złość, ale takie rzeczy się załatwia dosłownie, a nie za pomocą jakiegoś szyfru i ubliżania - poskarżyłam się.
- Wiesz jakie są dziewczyny - uspokoiła mnie Sabina.
- Według mnie w ogóle nie powinnaś się nią przejmować - wtrącił się Wiktor - Kacper powinien z nią porozmawiać na temat tej jej całej zazdrości, a nie z tobą.
- Wiktor, jesteś bardzo mądry, ale dziewczyn nie zrozumiesz - upomniała go rudowłosa.
- Was rozumiem.
- Ale małp nie zrozumiesz - mruknęłam i oboje zachichotali.
- A wiadomo już co będziemy robić w tygodniu odwiedzin? - zagaiła Sabina.
- Co rok temu robiliście? - spytałam.
- Nasza szkoła czasami stara nam się coś zorganizować, ale nie raz nie mają na to po prostu czasu. W większości to my jako uczniowie wychodzimy z jakimiś inicjatywami, a dyrektor daje nam wolną rękę - wyjaśnił Wiktor.
- W zeszłym roku Renatka zrobiła maraton filmowy z horrorami. Czasami po północy graliśmy też w podchody lub graliśmy w chowanego po całej szkole.
- Brzmi fantastycznie - ucieszyłam się.
- Jak się będziesz nas trzymać, to naprawdę nie będziesz miała czasu się nudzić.
- Kiedy mam się was trzymać, by się nie nudzić? - spytała dosiadająca się Tori. Mnie i Wiktorowi na moment skwaśniała mina.
- Podczas tygodnia odwiedzin - odpowiedziała starsza siostra.
- A no tak - puknęła się w głowę dziewczyna - Pozdrowić od ciebie rodzinę? - spytała z nadzieją siostra.
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Sabina - przerwała jedzenie dziewczyna kładąc starszej siostrze dłoń na ramieniu - Rozmawiałam z nimi. Powiedzieli, że bardzo chętnie cię przyjmą.
- Nie musiałaś sobie zawracać głowy, ponieważ i tak do nich nie przyjadę.
- Sabina, o co ci chodzi? O co w ogóle masz do nich pretensje? Co?
Wiktor kopnął mnie pod stołem dając mi do zrozumienia, że lepiej się stąd zabierać. Wstaliśmy od stołu i opuściliśmy stołówkę.
- Ona nie wie o ultimatum Sabiny? - spytałam zaskoczona wspinając się po schodach.
- A ty powiedziałabyś swojej młodszej siostrze? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Po chwili zrozumiałam motywację dziewczyny. Tori mogłaby się bardzo poczuć dotknięta troską Sabiny. Mogłaby pomyśleć, że siostra uważa, że jest za słaba na takie rzeczy i nie da sobie rady.
Pamiętam jak Agata zwierzała mi się ze swoich smutków dotyczących jej starszej siostry, która się jej po prostu wstydziła. Wiem, że Sabina nie byłaby do tego zdolna, ale czasami coś, co nam się wydaje oczywiste nie jest takie dla innych.
- Okej, już rozumiem. Ale trochę mi ich szkoda.
- Mnie też, lecz nie możemy nic zrobić. To sprawa Zawiejskich - odpowiedział, a ja pokiwałam głową. Chłopak spojrzał na zegarek.
- Robisz coś teraz ciekawego?
- Patrzenie się w sufit się liczy?
- Za chwilę będziemy grać w prowizoryczną wersję futbolu amerykańskiego. Może chciałabyś się przyłączyć lub po prostu popatrzeć? - zaproponował.
Od razu uśmiechnęłam się szeroko, a on widząc moją minę zaczął się śmiać.
- Serio chcesz się pobrudzić?
- Dzisiaj zostałam ochrzczona świnią w chlewie, a wszystkie świnki lubią się brudzić.
- Dobra, to widzimy się za dwadzieścia minut na klatce schodowej - oznajmił i pobiegł do swojego pokoju.
Otworzyłam szafę i stanęłam przed najważniejszym wyborem, przed którym staje przynajmniej raz w życiu każda dziewczyna.
- W co ja się ubiorę?
Była końcówka października, więc błotko było najwyższej klasy. Ciągle wiało i padało. W końcu wyciągnęłam jeden z ogromnych białych T-shirtów oraz czarną koszulkę z długim rękawem. Jako następną rzecz gotową do odstrzału wybrałam dresy z dużym krokiem (Nie oceniajcie, dobra?). Wyciągnęłam swoje lekko poniszczone trampki, włosy spięłam w niedbały koczek nad karkiem i przyszłam punktualnie na miejsce zbiórki. Wiktor miał na sobie czarną, zapinaną bluzę z kapturem i czarne spodnie do kolan.
- I to nazywasz ubraniami do zniszczenia? - spytałam osłupiała.
- Chyba nie rozumiem. Coś nie tak? - wystraszył się chłopak, a ja dopiero wtedy sobie przypomniałam, że większość tych dzieciaków to po prostu grube ryby, więc tylko machnęłam ręką.
- Nieważne, coś mi się pomyliło. Przepraszam - było mi naprawdę głupio.
- Daj spokój, mnie też się ciągle coś myli - uśmiechnął się chłopak i już chciał iść na dwór, gdy przypomniał sobie, że wciąż ma na nosie okulary.
- Spokojnie, biegnij je odłożyć - uspokoiłam go.
- Dobra, będę dosłownie za sekundę.
Usiadłam na schodach i czekałam.
Przed przybyciem Wiktora przez korytarz przeszedł, niczym jak burza, wściekły Kacper, a za nim Angela.
- Poczekaj chwilę! - zawołała doganiając go.
- Przesadziłaś. Tym razem to poszło za daleko! - odpowiedział, a dziewczyna pociągnęła go w róg.
- Postaw się w mojej sytuacji! - pisnęła - Ciągle tylko „Alicja to", „Alicja tamto"...
- Nic nie rozumiesz.
- To mi wytłumacz do cholery! - teraz już nawet nie udawała miłej dziewczyny. Była w furii.
Już chciałam się stamtąd zabierać, ponieważ nie lubię siebie w roli gumowego ucha, ale następne słowa Kacpra przykleiły mnie z powrotem do schodów.
- Obiecałem to.
- Komu? Jej? - zakpiła.
- Nie powinno cię to interesować. Przysięgłem, że nikomu o tym nie powiem, a i tak wiesz za dużo - odparował i ponownie ruszył korytarzem, a Angela za nim.
„Wszyscy chcą mnie chronić."
Przez chwilę to mnie pocieszało, ale druga część mnie płonęła z wściekłości. Tu nie chodziło dumę, tylko o to, że kiedy chcemy stać się czyjąś tarczą, sami przy tym mocno obrywamy.
- Idziemy? - spytał Wiktor w idealnym momencie.
- Niech się za nami kurzy - odparłam i razem ruszyliśmy biegiem.

*Nie gniewajcie się chłopcy! Jak to mawia mój kolega "Chłopcy są okej. To dziewczyny mają zawyżone wymagania!".

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz