Rozdział 53

3.8K 289 13
                                    

Cały następny dzień polegał na planowaniu naszego wypadu. Tym razem chcieliśmy się wybrać do klubu na jakiś koncert. Wiktor chwilę posiedział w Internecie i sprawa była już załatwiona.
Tego ranka, po śniadaniu złapał mnie Robert, który postanowił zaprosić mnie na dzisiejszy trening.
- A ja nie mam przypadkiem dzisiaj wolne? - spytałam zaskoczona.
- Masz, ale Slawkowicz nalega, aby kontynuować twoje szkolenie.
- No dobra - westchnęłam - O której mam się stawić?
- Może być za godzinę?
- To jesteśmy umówieni - odpowiedziałam ze słabym uśmiechem i udałam się do swojego pokoju. Tam wysłałam wiadomość Sabinie, że będę szła na trening.
Na dzisiejszym szkoleniu nie ćwiczyliśmy samoobrony, albo siły jak zazwyczaj, tylko tym razem poszliśmy na strzelnicę.
Było to bardzo duże pomieszczenie, z kilkoma stanowiskami, które oddzielono od siebie kabinami. Robert wybrał jedną z nich i do tej właśnie kabiny zaczął znosić kilka sztuk broni, a mnie kazał przynieść amunicję. W pewnym momencie podał mi z rozbawioną miną shotguna.
- Bardzo śmieszne - odpowiedziałam, a on potargał mi czuprynę.
Zanim nauczyłam się strzelać, pokazał mi jak się ładuje każdą z nich i jak się je składa i rozkłada. Kiedy zobaczył, że mi to średnio idzie, wręczył mi Glocka 18 i kazał ćwiczyć składanie i rozkładanie go na czynniki pierwsze, a za dwa dni sprawdzi moje postępy.
- Kiedy chcesz strzelać z pistoletu, zanim nabierzesz wprawy, radziłbym ci trzymać go obiema rękami i stać na lekko rozstawionych nogach - zademonstrował mi mój mentor - Drugim sposobem, który wątpię by przypadł ci do gustu, to trzymanie go jedną ręką i opieranie lufy o zgięcie drugiej ręki.
Kiedy przyszedł wreszcie czas na strzelanie, to szczerze mówiąc nie miałam zbytnio czym się popisać. Mimo to Robert był cierpliwy i zachęcał mnie do ćwiczeń.
- Strzelanie to coś, co trzeba powtarzać w kółko i w kółko. Musisz uczyć się na błędach - pocieszał mnie gdy pocisk leciał w zupełnie innym kierunku niż chciałam.
Pod koniec zajęć dostałam od niego kilka wydrukowanych kartek z teorią na temat broni, której miałam się nauczyć.
Kiedy wróciłam z treningu, przebrałam się i udałam się do pokoju Sabiny. Zapukałam do środka i chór głosów zaprosił mnie, bym weszła.
W pokoju czekała na mnie Sabina, Marii, Wiktor i Krzysiek. Jak się okazało, planowali całą akcje wyjazdową i gdy przyszłam zaczęli mi wszystko jeszcze raz tłumaczyć. Z niemałą radością zauważyłam, że traktują mnie na równi ze sobą, ponieważ pytali mnie o zdanie i odniosłam wrażenie, że niczego tym razem przede mną nie zatajali. Teraz już należałam do grupy.
Ustaliliśmy, że wyruszymy podobną drogą, którą szliśmy ostatnio, tylko całą akcję zaczniemy o dwudziestej.
Tym razem ucieczka miałaby się stać trudniejsza, ponieważ nie dostaniemy żadnego sprzętu od stowarzyszenia. Ale jeśli dobrze byśmy się zorganizowali, to wszystko miałoby pójść jak po maśle.
Po wspólnym obiedzie, każde z nas poszło do swoich pokoi. Na dzisiejszą okazję wybrałam ciemnoczerwoną sukienkę i na to czarny płaszcz.
O umówionej godzinie, Wiktor zapukał do moich drzwi, abyśmy już wychodzili, ponieważ jako pierwsi opuszczaliśmy budynek.
- Gotowa? - spytał, gdy otworzyłam mu drzwi.
- Jak zawsze - odparłam z uśmiechem zamykając drzwi na klucz.
- Ładnie ci w tym kolorze - wykrztusił wreszcie z siebie i spuścił wzrok na podłogę.
- Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem i nie odrywałam od niego wzroku dopóki na mnie nie spojrzał, a potem sam się roześmiał.
Gdy już upewniłam się, że drzwi są zamknięte, wziął mnie pod ramię i poszliśmy do lasu. W ogóle się nie spieszyliśmy, aby nie wzbudzać podejrzeń.
Weszliśmy do parku, a potem gdy zapuściliśmy się już dość głęboko, zboczyliśmy ze ścieżki i wkroczyliśmy do lasu.
- Pamiętasz jak dojść do ogrodzenia? - upewniłam się.
- Uczę się w tej szkole od kilku lat i zapewniam cię, nie chcesz wiedzieć ile razy się już stąd wymykałem.
- Nie wiedziałam, że taki z ciebie buntownik.
- To nie tak, że wymykałem się stąd z kimś - odpowiedział po chwili - Uciekałem stąd zazwyczaj w samotności.
- Naprawdę? - spytałam zdziwiona i poczułam lekką nostalgię.
- Po raz pierwszy uciekłem stąd, gdy wróciłem po mojej pierwszej misji - wyznał - Robiłem to za każdym razem, gdy miałem jakieś zmartwienie lub problem.
- A teraz? - spytałam, a chłopak się uśmiechnął.
- Teraz mam ciebie - odpowiedział, a mnie łzy stanęły w oczach - Gdy tylko mam jakiś problem, zawsze mogę liczyć na ciebie.
- Cieszę się, że tak uważasz - odpowiedziałam - Bo ja też cię naprawdę lubię. To właśnie ty i Sabina byliście przy mnie, kiedy Szymon nie wrócił.
- Codziennie zastanawiam się nad tym, gdzie on się teraz podziewa i na jaką misję go wysłano.
- To znaczy, że nikt nie wie nic na ten temat?
- O wszystkim wie tylko Slawkowicz i kilku jego zaufanych ludzi, ale poza tym nic więcej nie wiemy.
- Slawkowicz bardzo ufa Szymonowi? - spytałam.
- Szczerze mówiąc to chyba bardziej od niego lubi tylko ciebie. Szymon miał cechy typowego lidera i z dyplomacją radził sobie doskonale. Z tego powodu Slawkowicz pokładał w nim wielkie nadzieje. W stowarzyszeniu czuł się jak ryba w wodzie.
- Mam nadzieję, że wróci cały i zdrowy - wyznałam.
- Ja również - odparł i resztę drogi milczeliśmy.
Szliśmy jeszcze trochę, gdy dotarliśmy do ogrodzenia. Przeskoczyliśmy je w miarę sprawnie, a potem jako pierwsi dotarliśmy do stodoły i czekaliśmy na resztę.
Kiedy wreszcie przybyli na umówione spotkanie, byli spóźnieni.
- Coś was zatrzymało? - spytałam.
- Nie coś, tylko ktoś - odpowiedziała Marii.
- Ktoś musiał wiedzieć, że wychodzimy, ponieważ w lesie podwojono strażników - sprecyzował Krzysztof - Szkoda, że nie są tacy młodzi, piękni i sprytni jak my.
- To ciekawe, ponieważ my nikogo po drodze nie spotkaliśmy - podzielił się obawami Wiktor.
- Cóż, wy wyruszyliście wcześniej - wyjaśniła wszystko Sabina i na tym postanowiliśmy zakończyć nasze rozważania.
Zapakowaliśmy się do czarnego Audi Q12 z ciemnoczerwonymi felgami i wyjechaliśmy z lasu na szosę, potem na autostradę i na końcu do Szczecina. Całą drogę prowadził Wiktor, który jako jedyny wiedział, jak dojechać do upatrzonego przez nas klubu.
Przez szybę przyglądałam się nocnemu miastu i wzdychałam z rozmarzeniem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za tym miastem. Tyle czasu spędziłam w murach tej szkoły, że tylko odliczałam godziny do naszego wypadu.
Wiktor w końcu zdecydował się zaparkować pod sklepem muzycznym, obok którego, w piwnicy mieścił się klub. Pod drzwiami stała już gromada palaczy, których prędko minęliśmy ze względu na Krzysztofa, który zmagał się z astmą.
Na wejściu przybito nam pieczątki na wewnętrznej części nadgarstka i dopiero wtedy wpuszczono nas do środka.
Klub był utrzymany w ciemnych barwach, które rozświetlały jedynie nieliczne światła. W samym centrum uwagi znajdowała się scena, na której przygotowywano się do rozpoczęcia koncertu, a przed nią tańczył tłum młodych ludzi. Po naszej lewej znajdował się bar, który obsługiwała dziewczyna z mocnym makijażem i kolczykiem w ustach.
- To może najpierw zaczniemy od małego shota? - zaproponowała Sabina.
- To zależy kto prowadzi - odpowiedział rozsądnie Wiktor, a wszyscy wznieśli zniecierpliwieni oczy do góry. Wiktor znowu spuścił zawstydzony wzrok na podłogę, a ja postanowiłam działać.
- Zgadzam się z Wiktorem i jeśli nie ma chętnych, to proponuję siebie na kierowcę - odezwałam się i wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Nie będziesz piła? - spytała Sabina.
- Chyba dam radę się jakoś rozkręcić bez picia, ale wy się nie krępujcie - uspokoiłam wszystkich i zauważyłam, że zrobiło im się trochę głupio - Tylko ostrzegam, że jak wpadniecie potem na genialny pomysł z rzyganiem, to wysadzę was na najbliższym przystanku - powiedziałam pół żartem, pół serio i atmosfera się rozluźniła.
Od razu wszyscy poszliśmy szturmować bar. Siedziałam obok Sabiny i Wiktora, gdy nagle zauważyłam, że mój przyjaciel przygląda się pewnej niewiaście na parkiecie.
Przez moment w ogóle się nie odzywałam, dopóki nie zauważyłam że upatrzona przez niego blondynka również mu się przygląda z zalotnym uśmiechem.
- Jak wiele musisz wypić, aby cię zmusić do poderwania tej przeuroczej blondynki? - spytałam, a on zaskoczony podskoczył na krzesełku.
- Do mnie mówisz? - spytał.
- Nie, do siebie - zażartowałam i się uśmiechnęłam - Podobasz się jej.
- Może...
- Jestem gotowa ci wykupić cały bar, bylebyś poszedł do niej zagadać - oznajmiłam przyjacielowi, a on spojrzał na mnie przerażony.
- Daj spokój! Tylko się niepotrzebnie wygłupię.
- Na tym polega młodość! Na robieniu głupot!
- Jak ja nawet się nie całowałem jeszcze - wyznał i lekko się zaczerwienił. Zrobiło mi się go naprawdę żal, ale nie miałam zamiaru pozwolić mu następnego dnia siedzieć i żałować, że do niej nie podszedł.
Wzięłam go za łokieć i pociągnęłam go na zewnątrz, mówiąc do reszty:
- Zaraz wrócimy!
Kiedy tylko wyszliśmy na dwór, stanęliśmy przy ścianie i go pocałowałam. Kiedy skończyłam, przetarłam usta mówiąc:
- Teraz już się całowałeś.
- Jesteś niemożliwa - odparł wciąż zszokowany, ale byłam na sto procent pewna, że następnego dnia będzie się z tego tylko śmiał. Trochę go już znałam i wiedziałam, że zasługuje na trochę więcej od życia.
Wróciliśmy do środka, i niby przypadkowo, przechodziliśmy obok tejże właśnie blondynki i zupełnie niechcący na siebie wpadli. Kiedy Wiktor zaczął przepraszać swoją damę, od razu wróciłam do baru.
- Czy ja dobrze widzę, że przekonałaś Wiktora do zagadania do zupełnie obcej mu dziewczyny? - spytała z podziwem Sabina.
- Dokładnie tak - odparłam nic więcej nie wyjaśniając.
- Myślisz, że sobie poradzi? - spytała.
- Już sobie radzi - odparłam z dumnym uśmiechem pokazując jej tańczącego Wiktora z tajemniczą blondynką.
- Nie wiem jakich czarów właśnie użyłaś - zaczęła - ale proszę cię, też mnie ich naucz.
Obie się roześmiałyśmy. Kiedy tylko muzyka przestała grać , Krzysztof pociągnął za sobą Marii pod samą scenę. Kapela zaczęła grać, a Sabina piła kolejnego drinka.
- Idziemy potańczyć? - spytałam ją, kiedy w końcu opróżniła swoje szkło.
- Chyba czas już najwyższy - westchnęła, a ja pociągnęłam ją na parkiet.
W ogóle nie kojarzyłam kapeli i podejrzewam nawet, że trzy czwarte tego klubu też nie, ale ten fakt nie przeszkadzał nam w dobrej zabawie.
Najlepiej jednak wychodziły im utwory Green Day, które osobiście także uwielbiam. Wokoło wciąż słychać było pisk i wrzaski imprezowiczów, a także fanek zespołu.
W swoim dawnym życiu, często wkręcałam się do klubów z Dorotą, Eweliną i Agatą, ale tylko czasami kończyło się to przejażdżką radiowozem. Mimo takich wybryków, miałam bardzo dobry kontakt z rodzicami i pewnego dnia dostałam szlaban na takie wypady do ukończenia osiemnastki.
Jednak nigdy nie bawiłam się tak dobrze jak bawiłam się wówczas z Sabiną. Nieważne czy to w szkolnym klubie czy też w szczecińskim. Wiedziałam, że niczego nie muszę udawać i to dodawało mi skrzydeł.
W pewnym momencie zaczęto grać „21 guns" z dedykacją dla par i wtedy postanowiłyśmy z Sabina odpocząć.
Z czułością przyglądałyśmy się Krzysztofowi tańczącemu z Marii oraz Wiktorowi, który uśmiechał się od ucha do ucha. Przez ten moment czułam się naprawdę szczęśliwa.
„To nie mogli być oni - pomyślałam, kiedy przypomniałam sobie o moim zadaniu - To nie oni nas zdradzili."
Zaczęłam analizować wszystkie wcześniejsze wydarzenia, które dotyczyły albo mnie, albo Szymona i tak naprawdę jedynym moim kandydatem byłby właśnie Markos. Nawet nie chodziło mi o to, że go nie lubiłam. Na jego winę wskazywałaby chęć władzy. Ale na drodze stał mu właśnie Szymon, który mimo swojego wieku, stał wyżej w hierarchii Araj.
Niestety, ale kontrargumentem tej teorii było to, że wcześniej nie miałby motywu do wykradania moich dokumentów. Jednakże zaczęła mnie zastanawiać inna kwestia.
„Skąd Slawkowicz wiedział, że szukano właśnie moich?"
Skoro nie działał monitoring, to tak naprawdę nie miałby podstaw do takiego osądu.
„Chyba, że czegoś mi nie mówi"- dopowiedziałam sama sobie i postanowiłam go o to zapytać przy najbliższej okazji.
- O czym myślisz? - spytała Sabina.
-O ludziach i o tym, jak bardzo usilnie komplikują sobie nawzajem życie - odparłam, a ona się roześmiała.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz