Rozdział 23

4.6K 314 5
                                    

-Zapnij bluzę pod samą szyję, bo widać ślady po duszeniu.- doradził Wiktor, co też uczyniłam.
Okazało się, że nauczyciel naprawdę się o niczym nie dowiedział, ponieważ na przerwie nie było go na obiekcie sportowym.
Albo po prostu miał to gdzieś.
Szkolne mury skryły się za nieprzeniknioną ścianą z mgły, dlatego nie potrafiłam sobie wyobrazić, w jaki sposób Modrzewski ma zamiar przeprowadzić zajęcia w lesie w takich warunkach. Na całe szczęście, zgodnie z obietnicą, Kacper nie odstępował mnie nawet na krok.
-Szymon idzie za nami?- spytałam Wiktora, który odwrócił się do tyłu.
- Tak- odpowiedział- Chciałabyś ze mną porozmawiać na temat tego, co się dzieje między tobą, a Sarą?
- Bardzo dziękuję, ale nie teraz.- odpowiedziałam słabo posyłając mu ciepły uśmiech.
Wiktor ma w sobie coś, czego nie ma nawet najlepszy psycholog na świecie, ale nie potrafiłam powiedzieć co to jest. Ten dar sprawia, że jest jedną z niewielu osób, na które chciałam się naprawdę otworzyć. Kiedy oboje dzieliliśmy się swoimi przeżyciami i problemami, miałam wrażenie że rozmawiam z kimś, kto mnie rozumie.
Wiktor to człowiek z dużą empatią i jeszcze potężniejszym umysłem. Wiele razy byłam świadkiem, kiedy w jego oczach szalały wesołe iskierki, w momencie gdy przedstawiał swoje pomysły i idee, które miały zmienić świat. Czasami zastanawiam się, jakim cudem Wiktor uchronił swoją kreatywność przed domowym terrorem, o którym jednak niewiele mówi. Zarówno wadą jak i pamiątką po rodzicach były jego reakcje na rożne bodźce.

Lub nawet ich brak.

Wiktor nie chciał wyrażać swoich uczuć i emocji, dlatego zawsze wygląda na opanowanego i tylko ludzie, którzy go dobrze poznali lub eksperci mowy ciała są w stanie dostrzec, gdy się stresuje, martwi lub cieszy. Coraz częściej udaje mi się rozszyfrować poszczególne gesty, jednak wciąż wierzyłam, że kiedyś opowiem mu tak dobry dowcip, że zacznie tarzać się po podłodze.
Kiedy skryliśmy się w lesie przed mgłą, Modrzewski nas zatrzymał:
-Dobra, zbiórka!
Wszyscy ustawiliśmy się w półokręgu. Objęłam się szczelniej ramionami i wcisnęłam między Wiktora, a Kacpra licząc na polepszenie sytuacji.
-Zajęcia z wiedzy o przetrwaniu będą się głównie odbywały w lesie o różnych porach dnia. Dlatego nie bądźcie zdziwieni, gdy rankiem otrzymacie kopertę z informacją o tymczasowej zmianie planu.- poinformował nas na wstępie- Na pierwszych lekcjach krótko omówimy techniki zapamiętywania drogi oraz podstawy orientacji w terenie. Kiedy uznam, że dobrze sobie z tym radzicie, przejdziemy do nieco bardziej ekstremalnych elementów tego przedmiotu, więc bądźcie czujni!- jakby dla podkreślenia wagi jego słów podniósł palec wskazujący do góry, a dziewczęta zachichotały drwiąco.
-Chciałbym was jeszcze uprzedzić, że już od trzeciej lekcji będę od was wymagał nieprzeciętnej kondycji, dlatego nie przyjmuję do wiadomości, że musicie odpocząć z powodu zadyszki.
-No to pięknie.- skomentowałam pod nosem, co przy zastałej wówczas ciszy zabrzmiało głośniej niż bym tego chciała.
-Chce pani coś dodać, panno Alicjo?- zapytał Mikołaj marszcząc surowo brwi.
-Nie panie profesorze...- odpowiedziałam niepewnie.
-A szkoda.- odparł, a kilka osób zarechotało- Może przejdźmy od razu do pierwszego tematu...- zadecydował nauczyciel i gestem ręki pokazał, aby za nim iść.
Nasze pierwsze zajęcia polegały na godzinnych wędrówkach po lesie, z przerwami na podziwianie niesamowicie interesującego mchu. Przyroda nigdy nie była mi obca i wręcz ubóstwiam przebywanie na świeżym powietrzu, ale moje upodobania zmieniły się diametralnie w chwili, gdy przemokły mi buty.
Kacper naciągnął na głowę kaptur i włożył ręce do kieszeni bluzy, aby rozgrzać lekko posiniałe palce. Natomiast Wiktor ciągle wzdychał poirytowany i klął pod nosem za każdym razem, gdy parowały mu okulary.
Po chwili przyglądania się pozostałym uczniom zauważyłam, że nie tylko my tak strasznie przeżywamy i ekscytujemy się owym spacerem. Krzysztof wyglądał tak, jakby chciał przywiązać Modrzewskiego do drzewa, a potem wrócić biegiem do szkoły.
„Jak to dobrze, że chociaż w tej jednej kwestii się ze sobą zgadzamy"
-Pamiętajcie o tym, że mchy z reguły porastają północną część kory drzew! Oczywiście, nie jest to stu procentowa metoda określania położenia, albowiem wymagane są informacje dotyczące pogody z przynajmniej dwóch lat. My jednak dzisiaj skupimy się na metodzie „chodzenia po cieniu".
Ponownie utworzyliśmy półokrąg wokół Modrzewskiego i słuchaliśmy wykładu:
-Taką metodą posługują się grzybiarze...- zaczął.
-W sumie wrażenia te same...- szepnął Kacper, a ja z trudem zdławiłam śmiech.
-Na początku wybieramy kierunek dowolną metodą,- ponownie skupiłam się na prezentacji- a potem musimy zaobserwować pozycję naszego cienia w tejże chwili.
Zauważając nasze ogłupiałe twarze, westchnął i wyjaśnił:
-Macie po prostu sprawdzić, po której stronie macie swój cień. Ja na przykład, w tym momencie po swoim depczę.
Wskazał na cień przed sobą, a nas w tamtej sekundzie olśniło.
-Kiedy to zrobicie, możecie już ruszać, ale należy pamiętać o „poprawianiu" pozycji swojego cienia nie rzadziej, niż co trzy godziny ponieważ słońce stale wędruje po widnokręgu. Cała sztuczka polega na tym, aby pamiętać pozycję swojego cienia i kiedy będziecie chcieli zawrócić, wystarczy, że przypomnicie sobie o niej i zawrócicie.
Po teorii nastąpiły ćwiczenia praktyczne, czyli całą klasą wybraliśmy pozycję swoich cieni i szliśmy w danym kierunku przez kilka chwil. Modrzewski co jakiś czas odpytywał każdego ucznia o następny krok w danej metodzie i jakoś udało nam się zrozumieć te zagadnienie.
-O której godzinie słońce będzie wskazywało południowy wschód, panno Alicjo?- zapytał mnie w pewnym momencie, a ja zrobiłam głupią minę, bo nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
-O 9:00!- wyrwał się po chwili Szymon ratując mnie z kłopotów.
- Dziękuję, panno Zalewska.- zawołał Modrzewski do Szymona, a wszyscy zachichotali.
„A przed nauczycielami to mnie ratujesz, tak?"- pomyślałam ze złością, przez co zaczęło mnie dręczyć sumienie.
"Przecież nie każdy potrafi zachować zimną krew w takich sytuacjach."- wciąż powtarzało, niczym mantrę, dopóki nie przyznałam mu racji i postanowiłam, że jeszcze do końca weekendu porozmawiam z Szymonem.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz