Rozdział 33

3.5K 308 9
                                    

- Nie mogę w to uwierzyć... - wyszeptałam - Nie mogę w to uwierzyć! On nas do cholery zostawił! - wrzasnęłam rozgoryczona.
- Alicja, uspokój się, proszę - błagał Wiktor - Skup się, musimy uciekać!
- Ale jak ty chcesz uciekać, co? Masz samochód? Helikopter? Motor? Bo jakbyś nie zauważył, ktoś z naszej drużyny nas ZOSTAWIŁ w samym środku miasta!
- Ala, uspokój się, musimy przeżyć! - Wiktor już tracił nas sobą panowanie. On też nie przewidział zdrady Markosa, naszego przywódcy.
Kilka metrów od nas strzał jednego z nieprzyjaciół zbił szybę w samochodzie, co uruchomiło alarm antywłamaniowy. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak strasznie głupio się zachowuję. Podałam czym prędzej rękę Wiktorowi, a on pociągnął mnie w małą uliczkę między budynkami.
- Masz jakiś plan? - spytałam w biegu.
- Tak. Musimy znaleźć jakąś bardzo starą kamienicę.
- Po co?
- Zaufaj mi. Po prostu miej oczy szeroko otwarte.
Skręciliśmy w kolejną uliczkę, gdzie rozbrzmiewało echo moich i Wiktora kroków. Jednakże po chwili usłyszałam kolejne odgłosy za plecami.
- Mamy ich wciąż na ogonie - zauważyłam.
- Nie możemy się zatrzymać, mają broń.
Podczas gdy Wiktor prowadził mnie między budynkami i alejkami, ja zaczęłam szukać pomysłu na to, aby ich zgubić. Spojrzałam na szyld ulicy, na której się znajdowaliśmy i mnie olśniło.
- Niedaleko stąd jest jeszcze czynny klub. Jak nam się uda, to tam ich zgubimy.
- Jesteś tego pewna? - spytał już trochę dyszący Wiktor.
- Pewnie - skłamałam.
- W takim razie prowadź.
Mężczyźni wysłali w naszą stronę kolejną serię strzałów akurat w momencie, gdy wciągnęłam przyjaciela za róg budynku.
- Tędy! - wskazałam.
Po kilku metrach ponownie znaleźliśmy się na głównej ulicy, gdzie po drugiej stronie stał klub z dudniącą muzyką.
Zdecydowanym ruchem pociągnęłam w tym kierunku Wiktora. Minęliśmy ledwo się trzymające na nogach dwie blondynki i otworzyliśmy drzwi. Po wejściu do środka, przez dudniącą muzykę, odór potu i falę gorąca zrobiło mi się słabo. Mimo to nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek. Musieliśmy przeżyć tę noc.
Od razu wmieszaliśmy się w tłum już całkowicie pijanych klubowiczów. Przez cały czas musieliśmy uważać, aby nikomu nie wylać piwa, albo aby ktoś nas przez przypadek nie uderzył. Każda sekunda przewagi nad pościgiem była na wagę złota.
Wspięłam się na palce w poszukiwaniu baru. Kiedy dostrzegłam za nim drzwi, które z pewnością prowadziły na zaplecze klubu. Czym prędzej skierowaliśmy się w tym kierunku.
Nagle podniosła się wrzawa. Ktoś wrzeszczał, inny się kłócił, a to oznaczało że nasi starzy znajomi wciąż siedzą nam na ogonie.
Przyśpieszyliśmy tempo i Wiktor już miał pchnąć drzwi, gdy zatrzymał nas ochroniarz klubu.
- Tu nie wolno wchodzić. To pomieszczenie dla personelu - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu, a nas na moment zatkało. Wiktor stał i tylko mierzył się spojrzeniem z mężczyzną, który zaczynał tracić cierpliwość. Nie mogliśmy nic zrobić, ponieważ byliśmy w miejscu publicznym i lepiej by było dla nas, abyśmy nie zrobili większego bałaganu niż był.
Odwróciłam się i kiedy zauważyłam jednego z uzbrojonych mężczyzn zmierzających w naszym kierunku, odzyskałam trzeźwość umysłu i odpowiedziałam:
- Jeśli chcesz tu jeszcze pracować, to radzę ci nas przepuścić. Jestem córką właściciela klubu.
Mężczyźnie odebrało mowę, a my wykorzystaliśmy jego zaskoczenie i mijając go weszliśmy do zaplecza. Po drodze spotkaliśmy jakąś kobietę z papierosami w ręku.
- Gdzie jest tylne wyjście? - zapytał Wiktor.
- Jak pójdziecie w tę stronę i do końca korytarza to je znajdziecie - odpowiedziała obojętnie i sama ruszyła w tymże kierunku.
- Dziękujemy! - rzuciłam tylko, ponieważ Wiktor złapał mnie za rękę i pociągnął we wskazanym kierunku. To była nasza jedyna szansa.
Kobieta nie kłamała. Na końcu słabo oświetlonego korytarza znajdowały się drzwi na zewnątrz. Dopadliśmy do nich i od razu poczuliśmy zimne nocne powietrze. Wzięłam głębszy oddech, aby pozbyć się smrodu alkoholu i potu z płuc.
Nie patrząc w tył, pobiegliśmy w pierwszą lepszą uliczkę.
- Udało nam się! - zawołałam sekundę przed tym, gdy ktoś nie podciął mi nóg i tym samym posłał na ziemię.
- Nigdy nie mów „hop" przed skokiem - powiedział drugi mężczyzna z pistoletem w ręku wycelowanym w Wiktora.
- Wstawaj! - warknął do mnie pierwszy mężczyzna, brutalnie ciągnąc mnie do góry za włosy.
Obaj przyparli nas brutalnie do ściany. Jeden z nich zaczął nas przeszukiwać, a drugi oddalił się na kilka metrów by złożyć meldunek.
- Halo, centrala! Tu numer 16. Mamy ich, odbiór.
- Doskonale, gdzie jesteście? Odbiór - usłyszałam głos z krótkofalówki.
Zamiast odpowiedzi z adresem, usłyszałam głos łamiącej się kości. Brzmiało to tak strasznie, że aż podskoczyłam. Mężczyzna, który nas przeszukiwał, także usłyszał ten dźwięk, więc się odwrócił.
Zaciekawiona odgłosami walki, także skierowałam swój wzrok w tym kierunku i zobaczyłam jak Krzysztof mocuje się z naszym wrogiem.
Wiktor bez zastanowienia odebrał pistolet leżącego pod nienaturalnym kątem ochroniarza, po czym wystrzelił w kierunku walczącego napastnika. Mężczyzna głośno zawył i złapał się za postrzelone udo. Jego moment słabości wykorzystał Krzysztof i od niego odskoczył na kilka metrów i w tym momencie rozległ się kolejny strzał, po którym napastnik bezwładnie upadł na beton.
Obaj chłopcy dyszeli, a ja obserwowałam to powiększającą się kałużę krwi, to nienaturalnie ułożoną głowę mężczyzny. Czułam strach i panikę.
- Mój Boże... - wyszeptałam osuwając się na ziemię, a chłopcy dopiero przypomnieli sobie o mojej obecności - Wy ich zabiliście...
- Alicja... - zwrócił się do mnie błagalnie Wiktor, lecz ja nie chciałam nawet na niego spojrzeć. Czułam, jak zaczyna się kolejny atak paniki, który za każdym razem gdy się pojawia kradnie mój oddech.
Nie wiedziałam co się dzieje, a jedyną myślą, która pojawiła się w mojej głowie brzmiała „uciekaj". Wciąż nie wstając z ziemi, zaczęłam się od nich oddalać.
- Alicja, proszę!
- Zostawcie mnie! - wrzasnęłam wykorzystując resztki powietrza jakie zostały mi w płucach. Z mojej ucieczki wyszły nici, albowiem zaczęłam się dusić. Położyłam się na ziemi, walcząc bezskutecznie o oddech. Wszystko wokół mnie zamieniło się w jedną wielką plamę, a ja wpadałam w kolejną panikę.
Wciągu całej nocy zobaczyłam jak tak młodzi ludzie zabijają ludzi bez wyrzutów sumienia - jak maszyny. Strzelanie do człowieka, bicie bezbronnego człowieka, duszenie a nawet łamanie mu karku to pestka dla tych ludzi.
Mimo że się ich bałam, to nie znaczy że ich nienawidziłam. Nienawidziłam ludzi, którzy dali im to zadanie i tych, którzy tego ich nauczyli, ponieważ to nie była samoobrona - to było odbieranie życia.
Nagle poczułam jak ktoś podnosi mnie do góry. Zatkano mi nos i przyłożono coś plastikowego do ust. Po sekundzie poczułam jakiś dziwny roztwór, który automatycznie wciągnęłam do płuc. Po dziesięciu sekundach moje płuca już nie były takie ciężkie i mogłam już normalnie oddychać. Jednakże musiała dopiero minąć chwila zanim byłam w stanie normalnie funkcjonować.
Po chwili poczułam jak ktoś mnie mocno trzyma, ale nie miałam siły otworzyć oczu.
- Musimy wejść do tej kamienicy - rozpoznałam głos Wiktora.
Słyszałam przyspieszony bieg i czyjeś szybko bijące serce. Wsłuchiwując się w jego rytm odprężałam się coraz bardziej z każdą chwilą. Nagle usłyszałam echo czyjś kroków - zupełnie tak jakbyśmy byli na klatce schodowej. Z każdym krokiem coraz dotkliwiej czułam zimno, a w powietrzu unosił się zapach zgnilizny i kurzu.
- I gdzie jest to wejście, rycerzu? - spytał Krzysztof.
- Tutaj mój giermku - odpowiedział Wiktor i usłyszałam jakiś rumor.
- Fajnie - odpowiedział Krzysztof i pod powiekami zapanował całkowity mrok.
Oczywiście, gdy otworzyłam oczy niewiele się zmieniło.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam słabym i ochrypniętym głosem.
- No, nasza księżniczka się obudziła! - zawołał radośnie Krzysiek - Nie żebyś była jakaś ciężka, ale moje siły się powoli wyczerpują, dlatego jak poczujesz się dobrze, to mi łaskawie o tym powiedz.
- Czuję się dobrze - odpowiedziałam już całkiem silnym głosem.
- Skoro tak uważasz...
Krzysztof delikatnie opuścił mnie na ziemię, a mnie lekko się zakręciło w głowie. Na całe szczęście w porę oparłam się o ścianę.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam ponownie.
- W tunelach pod Szczecinem - odpowiedział Wiktor.
- Jakim cudem?
- To dlatego prosiłem cie, abyś rozglądała się za jakąś bardzo starą kamienicą. Podczas drugiej wojny światowej w Szczecinie funkcjonowało podziemne miasto w wypadku, gdyby ktoś miał przeprowadzić nalot.
- Myślałam, że są zamknięte lub zamurowane.
- Nie są. Czasami podróżuje nimi wojsko, a czasami to my sobie urządzamy wycieczki - wyjaśnił Krzysztof.
Nagle przypomniałam sobie tunele, do których zaprowadził mnie Robert, gdy postawiłam sobie urządzić wycieczkę po szkole w idealnym momencie, gdy ktoś wykradał akta uczniowskie z archiwum.
- Czyli dojdziemy nimi do szkoły? - spytałam.
- Dokładniej mówiąc to na teren szkoły. Jak się nie zgubimy, to wyjdziemy w lasku, czyli tam gdzie mamy lekcje z orientacji - sprecyzował Wiktor.
- A tak w ogóle, to co ci wtedy dziewczyno odbiło? - spytał Krzysztof - Masz ataki paniki czy co?
- A ty byś nie miał, gdyby na twoich oczach wciągu jednej nocy zabito co najmniej trzy osoby? - odpowiedziałam zirytowana.
- Spokojnie bo jeszcze znowu dostaniesz ataku, a wybacz mi, ale ja też potrzebuję leków rozkurczowych.
- Czy możemy się wynosić z tego cholernego miasta, czy macie zamiar sobie jeszcze poodgryzać? - spytał znudzony Wiktor, po czym ruszył w głąb mrocznego tunelu.

Wesołych świąt wszystkim życzę!

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz