Rozdział 64

3.7K 276 60
                                    



- Cześć dziewczyny! - przywitała się Tori, a Sabina ledwie powstrzymała łzy szczęścia. Była autentycznie zaskoczona przyjazdem siostry, dlatego ucieszyłam się, że nasz plan wypalił. Dzień przed swoim przyjazdem, Tori zadzwoniła do mnie z prośbą, czy nie mogłabym po południu wyciągnąć jej siostry na spacer przed szkołę.

Gdy tylko obie wpadły sobie w ramiona, młodsza siostra Zawiejska puściła mi oczko, a ja się rozpromieniłam. Czułam się dobrze z myślą, że ktoś może być naprawdę szczęśliwy bez żadnych wspomagaczy.

Zaraz po Tori,  przyjechał Kacper, z którym nie miałam szansy porozmawiać na temat śmierci naszego wspólnego przyjaciela. Gdy tylko wyłowił wzrokiem moją postać w tłumie, podbiegł do mnie i zaprosił na spacer do ogrodu. Oczywiście nie odmówiłam, ponieważ trochę się za nim jednak stęskniłam.

- Jak się czujesz? - spytałam - Nie patrz się tak na mnie, bo mnie też o to ciągle pytają. Choć raz chciałam być pierwsza - prędko się wytłumaczyłam, gdy dostrzegłam jego gniewne spojrzenie. Po tym wszystkim jednak złagodniał.

- Beznadziejnie - odpowiedział z niemałą ulgą - A ty?

- Nie wiem, co jest gorsze - wyznałam szczerze - Nie wiem, czy wolałabym nie przyjmować tych leków i móc przeżywać jego stratę, czy po prostu dać sięponieść  uldze i nie czuć nic.

- Człowiekowi nie dogodzisz - podsumował otwierając przede mną drzwi do oranżerii, gdzie panowała idealna temperatura; w przeciwieństwie do nieznośnego mrozu na zewnątrz.

Oboje zdjęliśmy kurtki i usiedliśmy przed fontanną na ławkach.

- Słuchaj, - zaczął po chwili niepewnie - Bardzo cię przepraszam, że cię wtedy zostawiłem.

- W porządku. Ja się nie...

- Nie, nie jest w porządku i, proszę cię, daj mi skończyć - przerwał, a ja zamilkłam - Wiedziałem jak bardzo to wszystko przeżywałaś i zamiast ci pomóc przez to przejść, skupiłem się tylko na sobie. Nie powinienem tak postąpić.

- Kacper, -  westchnęłam - owszem, byłam wcześniej zła. Jednak gdy przemyślałam to sobie wszystko na trzeźwo, stwierdziłam że sama wiele razy tak postępowałam i to ja powinnam cię przeprosić za swoje fochy.

- Mówisz o tej sytuacji z Markosem? - spytał, a ja kiwnęłam głową - Serio myślisz, że się mogę o niego w ogóle martwić? - spytał i oboje się roześmialiśmy.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego wtedy też się od ciebie oddaliłem? - postanowił kontynuować wyjaśnienia - Wtedy na misji, po raz kolejny zobaczyłaś kogoś, kim normalnie nie jestem. Po prostu było mi za siebie wstyd - wyznał.

- A myślisz, że mnie nie było, gdy wzięłam go za zakładnika? Dopiero wtedy zrozumiałam przez co wszyscy tutaj przechodzą, a ja odstawiam wam z tego powodu cyrki. Zupełnie tak jakbym kopała leżącego.

- Bo ty jesteś dobra, Alicja - powiedział łagodnie - Jesteś kimś o wiele lepszym niż ci się wydaje i tak naprawdę nie jestem na ciebie zły za to „kopanie" , ponieważ od bardzo dawna nie mam żadnych zahamowań. Ty jesteś jedyną osobą, która sprawia że dociskam ten hamulec, przez co czuję się bardziej ludzki.

- Ciekawe co powiesz za miesiąc - parsknęłam - Wtedy może sama zacznę żyć bez żadnych zahamowań.

- Nie będziesz - odpowiedział pewnie, ale wciąż się z nim nie zgadzałam - Ty jesteś lepsza niż ja i się nie ugniesz.

„Zupełnie jak Robert."

-  Postaram się ciebie nie zawieść - odpowiedziałam.

Siedzieliśmy tam może jeszcze chwilę, a potem wróciliśmy do szkoły, która odżyła na nowo. Więcej niż połowa uczniów powróciła tutaj, aby wspólnie uczcić Sylwester.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz