- Ja tankowałem, więc ty płacisz - mówi Robert, szeroko się do mnie uśmiechając. Letnie słońce grzało przyjemnie moją twarz i za Chiny Ludowe nie chciałam wysiadać z tego samochodu.
- Dlaczego ja? - pytam - Przecież jestem spłukaną licealistką!
- A za starszymi to się uganiasz? - pyta unosząc jedną brew, a ja wybucham śmiechem. Posyła mi jeden z tych swoich uśmiechów, które sprawiają, że moje serce topnieje, więc daje za wygraną i wysiadam z samochodu.
Zanim jednak tam docieram, chwyta mnie za ramiona i opiera moje plecy o drzwi samochodu. Obejmuję jego szyję, a on mnie namiętnie całuje.
- Ludzie się gapią - upominam go między pocałunkami.
- I dobrze. Niech korzystają, bo płacimy i jedziemy nad morze - odpowiada, a ja chichoczę.
- Bo będę krzyczeć - grożę.
- To chyba nawet i lepiej, czy nie? - pyta całując moją szyję, a ja wyślizguję się z jego objęć.
- Zboczeniec! - krzyczę kierując się w stronę stacji, a on odprowadza mnie wzrokiem, aż do samych drzwi.
Wchodzę do środka, gdzie zastaję zapach hot-dogów oraz kawy. Z radio leci „Life of the party" Shawna Mendesa i od razu przypominam sobie naszą wspólną imprezę z okazji zakończenia roku szkolnego.
- Gotówką czy kartą? - pyta sprzedawca.
- Kartą - odpowiadam i podaję ją sprzedawcy.
- Dziękuję i miłego dnia życzę! - mówię po dokonaniu transakcji.
Już prawie wychodzę, a tu nagle staję oko w oko z Aleksandrą.
- Tak w sumie, to trochę jesteśmy do siebie podobne - zaczyna rozmowę - Alicja? Dobrze zapamiętałam? - pyta, a ja nawet nie mrugam okiem - To nawet romantyczne, że znalazł sobie kogoś, kto wygląda tak jak ja. Powiedz mi, nie zdarza mu się do ciebie zwracać „Aleksandra"?
- Nie jesteśmy takie same - odpowiadam - Jesteśmy do siebie tylko podobne.
- Jesteśmy do siebie tylko podobne z wyglądu - odpowiada zarzucając włosami - Obie mamy silne charaktery, ale mimo to dalej nie jesteś taka fajna jak ja.
- Tylko, że ja żyję a ty jesteś martwa - odpowiadam uszczypliwie, a ona zaczyna się śmiać.
- Fizycznie jestem martwa, ale dla Roberta nigdy nie umarłam. Po prostu go zostawiłam - prostuje.
- Chyba nie rozumiem.
- Rozumiesz, tylko nie chcesz w to uwierzyć. Jestem żywa, ponieważ on wciąż mnie kocha. Ciągle o mnie myśli, marzy a nawet fantazjuje - a ty jesteś tylko nieidealną kopią mnie.
- To nie prawda - zaprzeczam i już mam wyjść, gdy nagle ona mnie zatrzymuje.
- Do prawdy? To dlaczego się wściekasz?
- Bo nie mogę już dłużej słuchać tych bzdur! Przecież ty nie żyjesz!
- Wiesz co? Żałuję, że nie miałam szansy cię poznać - odpowiada nagle - Wtedy mogłabym cię trochę pomęczyć, a potem zabić - zupełnie tak jak i resztę twoich przyjaciół-zdrajców.
Zatrzymuję się gwałtownie.
- Słucham?
- Ups! Chyba trochę za dużo powiedziałam, a za chwilę masz się obudzić.
- Ja nigdzie nie pójdę, dopóki mi nie powiesz wszystkiego!
- W porządku, zostań - odpowiada przewracając oczami - Ja już pójdę. Dawno nie byłam na plaży. Miło się gawędziło!
- Czekaj! - biegnę za nią.
Ona już jest na zewnątrz. Dopadam drzwi, ale nie mogę ich otworzyć. Zamiast tego, widzę jak Robert stoi zdezorientowany i patrzy na Aleksandrę. Chwilę później, bierze ją w ramiona i zanosi do samochodu.
- Robert, proszę! Nie zostawiaj mnie! - krzyczę i walę w szybę tak mocno, że chwilę później kłykcie zaczynają mi krwawić.
Robert zajmuje miejsce kierowcy, kradnie od Aleksandry namiętnego całusa, a potem odjeżdżają w nieznane, zostawiając mnie tutaj samą we łzach.
- Proszę, nie rób mi tego! - błagam, osuwam się na ziemię i tam zaczynam łkać.
Obudziłam się szlochając.
„Płakałam przez sen?" - zdziwiłam się, ocierając policzki.
Gdy zrozumiałam, o czym był sen, ponownie się rozpłakałam. Pielęgniarka usłyszawszy mój płacz, natychmiast weszła do sali by spytać, czy wszystko ze mną dobrze.
- Mogłabym szybko do kogoś zadzwonić ? - spytałam, a kobieta natychmiast ubrała mnie, posadziła na wózek inwalidzki i zaprowadziła do telefonu stacjonarnego. Gdy w szpitalu o coś prosiłam, zwykle to dostawałam. Jak to zawsze mówił każdemu Slawkowicz „Niech jej niczego nie brakuje! Ta dziewczyna jest warta każdych pieniędzy!".
Podziękowałam pielęgniarce i wróciła do swoich spraw. Wykręciłam numer, który dostałam od Szymona dnia, w którym zgodziłam się przejść do Egidy.
- Jesteś? - spytałam, gdy ktoś odebrał połączenie.
- A kto pyta? - odpowiedział Szymon.
- Alicja.
- To ty? - zdziwił się chłopak - Na pewno? Bo brzmisz okropnie! Coś się stało?
- Mógłbyś mi opowiedzieć coś o Aleksandrze Schulz? - od razu przeszłam do sedna.
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko - odpowiedziałam, ponieważ nie byłam w stanie nawet określić, czego dokładnie szukałam.
- W takim razie lepiej abyśmy się spotkali. Gdzie jesteś?
- W szpitalu. Budynek jest pod stałą obserwacją Araj. Nie przeciśniesz się.
- Cholera jasna, co ty sobie zrobiłaś dziewczyno?
- Chyba wystarczyło tyle, że się urodziłam - odpowiedziałam, a on parsknął.
- Okej, w takim razie sam cię wkrótce odnajdę. Do tego czasu do mnie nie dzwoń, dobrze?
- W porządku - zgodziłam się - To do zobaczenia.
- Życzę powrotu do zdrowia! -odpowiedział i natychmiast zakończył rozmowę.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...