Rozdział 22

2.6K 223 42
                                    


"You are one of God's mistakes,
You're crying, tragic waste of skin,
I'm well aware of how it aches,
And you still won't let me in.
" ~ Placebo "Song to say goodbye"

Znowu jadę tą przeklętą drogą.

Nie mogę się zatrzymać – wciąż siedzą nam na ogonie.

Wyprzedzam kilka samochodów pod rząd i dziwię się, że jeszcze policja nie interweniuje.

- Wypuść mnie! Natychmiast! – krzyczał w moją stronę adwokat.

Nie chciał z nami pójść po dobroci, to go związałam i zapakowałam do samochodu. Miałam do niego tak wiele pytań, na które tylko on mógł udzielić mi odpowiedzi.

- Zamknij się – odpowiadam.

- O jak groźnie! – zaśmiała się siedząca obok mnie Aleksandra.

Próbuję ją zignorować i skupić się na drodze. Im dłużej trwa pościg, tym więcej tracę sił. Jestem wyczerpana i jedyne o czym marzę, to zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Ale nie mogę. Mam zobowiązania, których nie mogę zerwać.

- Ładnie ci w tym kolorze! Może też sobie taki zrobię? – dziewczyna dotknęła moich włosów, a ja strzepnęłam jej rękę – Chryste! Uspokój się!

Wciąż nie odpowiadam na jej zaczepki i skupiam się na drodze. Wszystko mnie boli, a powieki robią się coraz cięższe. Muszę jak najszybciej wyjechać z miasta i zostawić za sobą ten cały bałagan.

- Chyba nas doganiają – szczebiocze Aleksandra wpatrując się w lusterko – Odpuść sobie, jesteś już zmęczona...

- Po moim trupie! – odwarkuję i wykonuję ostry skręt w prawo.

- Dobrze wiesz, że nie dasz rady – przysuwa się do mnie – Jesteś za słaba i za delikatna na takie rzeczy...

- A ty byłaś silna i teraz nie żyjesz – odgryzam się złośliwie.

- Dowcipna się zrobiłaś! – śmieje się szyderczo – Ciekawe, czy też taka będziesz, kiedy zrozumiesz, że twój upór zabija wszystkich dookoła.

- O czym ty do cholery mówisz?

- No wiesz, - zaczyna – gdybyś pozwoliła się zabić tej... Dorocie? To może byśmy uniknęli śmierci tylu ludzi...

- Bzdura.

- Wypuścisz mnie, do cholery? – wrzeszczy w moją stronę adwokat.

- No właśnie? Wypuścisz go, czy też pozwolisz mu zginąć? – pyta Aleksandra – Nie rozumiesz, że twój upór ich wszystkich po kolei zabija? Najpierw była Sabina, powstańcy, za chwilę będzie on... Kiedy ty w końcu przejrzysz na oczy, że to ty jesteś tutaj największym złem?

Nie odpowiadam. Wewnątrz mnie toczy się bitwa. Ja przeciwko bolesnej prawdzie i zmęczeniu. Póki co, przegrywam...

- Możesz to wszystko powstrzymać – wciąż szepcze do mnie – Możesz tu i teraz zakończyć to raz na zawsze, jeśli tylko zdobędziesz się na to, aby przyznać się do swojego błędu oraz do bycia mordercą...

- Nie jestem żadnym, pieprzonym mordercą! – krzyczę i w tym samym momencie pada strzał.

To znowu się stało. Adwokat nie żyje, a mnie odbiera dech w piersiach.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz