Rozdział 31

3.5K 293 5
                                    

Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, zobaczyłam zaskoczoną twarz odwracającego się do mnie ochroniarza i już chciałam zacząć swoje przedstawienie gdy nagle:
- W czymś ci pomóc, panienko? - spytał po obejrzeniu mnie z góry na dół.
W tamtej chwili czułam się tak, jakbym zapomniała jak się mówi po polsku.
- Alicja, musisz coś odpowiedzieć - przypomniał mi Wiktor.
Już miałam się rozpłakać, ale nagle przypomniałam sobie czasy, gdy mieszkałam w Warszawie i do klasy chodziłam z Ukraińcem i Ukrainką.
- Gdyby pan mógł, - odpowiedziałam z fatalnym, udawanym ukraińskim akcentem - to byłabym panu strasznie wdzięczna.
Mężczyzna jeszcze raz obejrzał mnie dokładnie i odchrząknął.
- Czego chcesz?
- Muszę się dostać na drugi koniec miasta, a nie mam na taksówkę...
- Ile? - spytał podchodząc bliżej, a ja przełknęłam ślinę, udając że się zastanawiam.
- No... może tak z dwie stówy? - odpowiedziałam pokazując na palcach liczbę dwa.
- I ty chciałabyś je ode mnie pożyczyć, czy dostać z dobroci serca? - spytał lekceważąco.
- Błagam pana! - zawołałam załamana, po czym podeszłam bliżej, łapiąc za jego ręce - Strasznie mi zależy.
Mężczyzna mógłby mieć około czterdziestu lat. Przyglądał mi się badawczo swoimi czarnymi jak noc oczami. Kiedy staliśmy twarzą w twarz, dopiero wtedy dostrzegłam te wszystkie okropne blizny na jego policzkach, jakby ktoś po nich przejechał pazurami.
- Jak bardzo? - zapytał uśmiechając się złowieszczo.
- Słucham?
- Jak bardzo ci na tym zależy?- powtórzył patrząc na mnie znacząco.
„Mam go, nie mogę teraz tego zmarnować"
Podniosłam jego spocone ręce do twarzy i zaczęłam je delikatnie całować.
- Bardzo... - powtarzałam wciąż szeptem, ledwie powstrzymując się od narzygania na niego.
Mężczyzna zaczął gładzić moją twarz, a potem rozkazał:
- Odsuń się.
„Już po mnie"- pomyślałam przerażona i mimo, że rozsądek kazał mi uciekać, zrobiłam to o co poprosił.
Strażnik włączył latarkę i wycelował we mnie snopem jasnego, rażącego światła. Odruchowo zakryłam dłonią oczy.
-Odsłoń twarz, skromność kurwie nie przystoi - odpowiedział spokojnie - No chyba, że ty siebie szanujesz.
Miałam ochotę go skopać, ale usłyszałam Wiktora:
- Alicja, pamiętaj o zadaniu - skup się. Już prawie go masz.
Głos Wiktora ponownie dodał mi otuchy. Wyprostowałam się, odsłoniłam twarz i zdjęłam demonstracyjnie płaszcz. Uśmiechnęłam się i rzuciłam w niego moje okrycie. Zaskoczony mężczyzna łapiąc je, ponownie skierował światło w dół, dając ulgę moim oczom.
- Ma pan samochód? - spytałam po chwili, gdy złapał już równowagę.
Facet przez chwilę zastanawiał się nad tym, co właśnie się wydarzyło, ale w ostateczności jego mózg przegrał i poddał się swojemu instynktowi, ponieważ odpowiedział uśmiechem na moje zdecydowanie.
Spojrzał na swój telefon, po czym bez żadnego wstępu, chwycił brutalnie moje ramię i pokierował ku drzwiom wyjściowym:
- Nie mamy wiele czasu, więc musimy się pośpieszyć.
- Zgadzam się - odpowiedziałam tylko i ponownie znalazłam się na zewnątrz żałując, że zrzuciłam ten cholerny płaszcz.
- Brawo maleńka - usłyszałam w słuchawce głos Markosa - Teraz po prostu idź, a resztę zostaw Kacprowi.
Zaczęłam się rozglądać za samochodem mojej grupy lub cieniem Kacpra, ale nic takiego nie znajdowało się w zasięgu mojego wzroku, więc sobie odpuściłam.
Strażnik objął mnie, wbijając boleśnie paznokcie w mój bok, jakby w obawie że zacznę uciekać.
-Dostaniesz swoje dwieście złotych już po wszystkim, ale do tego momentu robisz wszystko, o co cię poproszę, rozumiesz? - spytał nagle.
- Tak.
Ta odpowiedź go nie usatysfakcjonowała, ponieważ tym razem wbił paznokcie w żebra.
- Nie usłyszałem odpowiedzi.
- Tak, proszę pana.- powiedziałam przez zęby zapominając o swoim akcencie. Mimo to byłam więcej niż pewna, że w tamtej chwili mogłabym nawet zacząć śpiewać po francusku, a on i tak nie zauważyłby nic podejrzanego.
Nagle zatrzymaliśmy się przed bordowym Polonezem. Mężczyzna oderwał ode mnie swoje ohydne łapska i zaczął przetrząsać wszystkie kieszenie w poszukiwaniu kluczy.
A ja czekałam.
Czekałam na niego.
Miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczy znikąd, ogłuszy tego strażnika, a ja odzyskam spokój, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Stałam tam jak słup soli i patrzyłam jak strażnik z językiem na wierzchu szuka kluczyka do samochodu.
„Może mnie zostawili?"- pomyślałam.
W sumie byłoby to bardzo możliwe biorąc pod uwagę, jak to wszystko musi zabawnie wyglądać patrząc na to z trzeciej osoby.
„A może już są w drodze do szkoły?"
Serce zaczęło mi szybciej bić i zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, jakby szukając jakiegoś ruchu - dowodu, że nie jestem sama.
Niestety, nikogo tutaj nie było. Nawet nie słyszałam znajomego trzasku w słuchawce, zupełnie tak jakby po prostu zerwali połączenie.
W momencie gdzie usłyszałam znajomy dźwięk otwierana drzwi, chciałam się zerwać do biegu. Niestety, ucieczkę uniemożliwiły mi długie, silne ramiona stróża. Złapał mnie od tyłu i uniósł do góry.
- Dokąd to? Przecież umówiliśmy się! - zawołał zirytowany. Odwrócił się do samochodu i otworzył drzwi pasażerskie, po czym wrzucił mnie do środka na plecy tak mocno, że aż zawyłam z bólu.
- Głupie gówniary - powiedział dysząc, wchodząc do samochodu - Wszystkie jesteście takie same - głupie i takie cnotliwe.
Próbowałam otworzyć drugie drzwi, które znajdowały się za mną, ale złapał mnie za ręce i przygniótł do siedzenia. Nawet nie wiem kiedy, ale łzy zaczęły spływać mi po policzkach - wiedziałam, że to już koniec. Zamknęłam oczy i zaczęłam analizować cały ten wieczór (wiem, wybrałam doskonały moment na wspominki). Kiedy pod powiekami pojawiło się wspomnienie Sabiny, która mówi „Przede wszystkim musisz zaufać sobie. Musisz sobie zaufać, że jesteś w stanie postąpić słusznie", miałam ochotę krzyczeć.
„A niech was diabli..."- nie dokończyłam bo uścisk na moich nadgarstkach jakby zelżał.
Otworzyłam oczy i zauważyłam znajome, męskie dłonie trzymające w uścisku szyję stróża, który już tylko się nade mną pochylał. Po chwili zza pleców ochroniarza, usłyszałam:
-Może byś pomogła?- zaproponował Kacper.
-A bardzo chętnie- odpowiedziałam, po czym z dziką satysfakcją, gwałtownie podniosłam do góry kolano, uderzając w brzuch mojego napastnika. Niestety, ten ruch nie zrobił na nim praktycznie żadnego wrażenia, więc uderzyłam go pięścią w ucho. Kiedy pod wpływem uderzenia zamknął oczy, wbiłam mu paznokcie w powieki.
- Ty mała... - zawył z bólu, ale nie dokończył, ponieważ Kacper już wywlókł go na zewnątrz Poloneza. Usiadłam wyprostowana i zaczęłam głęboko oddychać. Wyjrzałam przez otwarte na oścież drzwi samochodu i zobaczyłam Kacpra kopiącego mojego napastnika po brzuchu.
Poczułam się tak, jakby krew naraz zamarzła mi w żyłach.
Po odzyskaniu władzy w kończynach, wysiadłam z samochodu i podbiegłam do Kacpra.
-Chryste, Kacper zabijesz go! - zawołałam ciągnąc do tyłu chłopaka. Ten mnie jednak odepchnął, a ja upadłam na beton ścierając sobie skórę na gołych ramionach.
Ignorując piekący ból, podniosłam się na rękach, a potem zobaczyłam jak chłopak pochyla się nad mężczyzną i chwilę mu coś szepcze do ucha. Przeniosłam wzrok na sylwetkę skatowanego strażnika i odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy, gdy zauważyłam że oddycha.
Kacper wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przystawił pod nos strażnikowi, a ten po kilku sekundach zapada w sen.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz