Rozdział 6

6.2K 430 39
                                    



Szymon przez większą część podróży integrował się z resztą autobusu, udając, że mnie tam nie ma. Ja natomiast zajęłam się czytaniem książki „Wybacz mi Leonardzie".  Jakoś nie miałam odwagi na rozpoczynanie z kimkolwiek rozmowy. Prawdopodobnie, duży wpływ na moje nastawienie wywołały złowrogie przepowiednie kierowcy. Wiedziałam jednak, że powinnam zachować spokój i postępować racjonalnie. A mimo to, strach wciąż ściskał moją klatkę piersiową.

Za oknem zrobiło się wilgotno i spadła mżawka. Na szybie już osadziły się drobne kropelki deszczu. Przez całą drogę przejeżdżaliśmy przez tereny wiejskie, lasy i łąki - żadnych miast, ani wysokich budynków.

"Jeszcze tylko brakuje tabliczki z napisem <<Koniec Świata!>>"

Jak już wcześniej wspomniałam, zdarza mi się wkładać słuchawki do uszu z przyzwyczajenia i tak też zrobiłam podczas tamtej podróży.  W pewnym momencie, kątem oka dostrzegłam jak ktoś szturcha Szymona w ramię. Domyśliłam się, że to był blondasek.

- Co to za dziewczyna? Znasz ją? - spytał blondynek szeptem, a Szymon uśmiechnął się znacząco. 

Chłopaki zaczęli w odpowiedzi gwizdać i klaskać.

- A jak ma na imię? - spytał czarnowłosy. 

Nie podnosiłam wzroku znad książki, aby nie zdradzić, że wszystko słyszę.

- Alicja - odparł, a chłopaki przybili mu żółwika - Ma osiemnaście lat.

- Całkiem niezła z niej dupa - oznajmił wszystkim blondasek. 

"Chyba coraz mniej go lubię"

- Ale wydaje mi się trochę sztywna. Na pewno wiedziałbyś, co z nią robić w czasie wolnym?

„Co za dupek"- pomyślałam. Już nie mogłam tego dłużej słuchać.

- Wybacz mi, - odezwałam się w końcu, wyjmując słuchawki z uszu-  ale „dupa" nie interesuje się takimi palantami - cała trójka poczerwieniała z zażenowania - Może następnym razem, jak będziecie chcieli kogoś bliżej poznać, to może po prostu do niego zagadajcie jak normalni ludzie?- zasugerowałam i wychyliłam głowę nad oparcie fotela, szukając nowego miejsca. Znalazłam je - z dala od nich.

- Miło było cię poznać, Szymon- pożegnałam się z uśmiechem i gestem dałam mu znać, aby wstał. Kiedy to zrobił, minęłam go i powędrowałam na wolne miejsce.

Dopiero kiedy usiadłam, zdałam sobie sprawę, jak wielkie wywołałam zainteresowanie. Wszystkie rozmowy nagle ucichły i pasażerowie rzucali mi ukradkowe, zaciekawione spojrzenia. Wyłapywałam je po kolei, zmuszając ich właścicieli do zajęcia się swoimi sprawami, nie wnikając w cudze.

Kiedy wszystko wróciło do normy, westchnęłam głęboko i z powrotem wróciłam do słuchania muzyki.

„Ta szkoła już się zapowiada ciekawie"- prychnęłam w myślach.

Wiedziałam, że powinnam olać ich głupie zachowanie, ale zamiast tego, analizowałam całą sytuację na nowo i rozkładałam na czynniki pierwsze.

"Szymon przedstawił im mnie jako jego dziewczynę, co było tak żałosne, że aż zabawne"

"Natomiast Ken Blondasek zachowywał się tak, jakby nie miał od dawna dziewczyny (i nie sądzę, aby ją zdobył w najbliższym czasie)."

"Ale jego kolega o zielonych oczach wydawał się być całkiem miły - przypomniałam sobie - W sumie to zachowywał się najspokojniej z nich wszystkich"

Spojrzałam na telewizor z przodu i w jego odbiciu dostrzegłam jego twarz. Wciąż spoglądał w oparcie mojego fotela.

„O co mu może chodzić? - pomyślałam marszcząc brwi - Przecież ma dziewczynę, prawda?"

"Może skądś mnie zna? Skoro ten kierowca zna mnie tak dobrze, to może i on coś o mnie wie?"

Zaczęłam oddychać głęboko i powoli, próbując uspokoić własne nerwy.

Na całe szczęście, zanim panika zdążyła opanować mnie całkowicie, ponownie rozległy się piski, wrzaski oraz skandowania uczniowskie; co natychmiast odwróciło moją uwagę.

Za oknem dostrzegły ogromny ceglany budynek z wieżami i iglicami, otoczony wysokim ogrodzeniem. Nigdy nie widziałam tak dużej szkoły.

Kiedy autokar wjechał na podjazd, dostrzegłam dziedziniec i ogromne, dębowe drzwi. Cała szkoła wyglądała jak zamek, który został podzielony na cztery części. 

"Na pewno którąś z nich poświęcono na sale lekcyjne, internaty, stołówki i nie wiem co jeszcze mogłaby mieć szkoła prywatna, której bliżej było do twierdzy niż placówki edukacyjnej"

Nagle autokar się zatrzymał, a kierowca przemówił przez mikrofon:

- Witam wszystkich w nowym roku szkolnym w Szkole prywatnej imienia Alberta Einsteina!

Wszyscy zaczęli wyrzucać pięści do góry i skandować. Kierowca się ukłonił i opuścił autokar. Tłum pasażerów bez wahania poszedł w jego ślady.

„Witaj w nowym domu"- pomyślałam i jako ostatnia opuściłam wnętrze autokaru.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz