Rozdział 2

2.9K 228 21
                                    



Podczas pierwszych dni szkolnych, zauważyłam że nawet Angeli nie było wśród nas.

„Cóż, ma to i swoje plusy" - pomyślałam.

Wiele rzeczy uległo zmianie - między innymi właśnie personel szkolny. Zatrudniono nowe pokojówki, nowych kucharzy i lekarzy, którzy niekoniecznie znali się na swoim fachu. To mi dawało podstawy, do podejrzewania, że zostali ściągnięci z innych szkół, do których trafili z notatką "Nie potrafią zabić nawet muchy, za to robią świetne kanapki. Niech gotują tym dzieciakom obiady". W stowarzyszeniu nikogo nie obchodziło, że miałeś ambicję na zostanie dziennikarzem - albo pokażesz im, że się nadajesz na mordercę, albo dołączysz do grona ludzi, których traktuje się jak zwykłą służbę.

Natomiast nauczycieli zastąpiono zaufanymi łowcami, którzy na pewno by zapobiegli takiemu wystąpieniu. Mnie ten przywilej nie przysługiwał, ponieważ sama miałam wtedy mleko pod nosem i tak naprawdę nigdy nie byłam pilną uczennicą. 

Sama rozumiałam niewiele rzeczy, więc nawet nie byłam sobie w stanie wyobrazić, w jaki sposób ja miałabym komukolwiek coś wyjaśniać.

Cały mój dzień był bardzo monotonny i nieciekawy.

Najpierw wstawanie o szóstej, samotne śniadanie i lekcje, podczas których zmuszeni byliśmy siedzieć jak trusie, ponieważ łowcami nigdy nie zostawali normalni ludzie, więc łatwo było ich rozgniewać. Tak naprawdę żadne z nich nie miało doświadczenia w kontaktach z młodzieżą, dlatego czuli się bardzo nieswojo. Aby nie dać po sobie poznać swoich słabości, zachowywali sięwobec nas  bardzo agresywnie i nietrudno było o awanturę. 

Naszym głównym zadaniem było tylko słuchać oraz o nic nie pytać. Nie było nawet mowy o tym, aby się o cokolwiek zapytać – nie rozumiesz? Twój problem!

Nie mogli się odnaleźć w swojej nowej roli, dlatego czuli się zagrożeni i się przed nami bronili - zabawne, prawda? Zupełnie jakbyśmy sami nie wystarczająco długo żyli w strachu.

I właśnie w taki sposób, bez pomocy Wiktora zaczęłam hodować las jedynek w dzienniku. Nawet mój tytuł łowcy niczego mi nie ułatwiał, ponieważ mnie po prostu nie lubili. Albo mi zazdrościli forów u Slawkowicza, albo mieli żal o Anastazję.

Na początku sama starałam się opanować materiał, ale skoro :

a) i tak miałam nigdy nie napisać matury,

b)  większość nauczycieli i tak mnie nienawidziła, dlatego jeśli tylko by mieli taki kaprys, postawiliby mi dziesięć jedynek za samą kwaśną minę na lekcji,

 To po pewnym czasie przestałam się nawet starać. Zamiast tego, skupiłam się na treningach oraz ucieczce, ponieważ wszystko, czego uczył mnie Robert, mogłam wykorzystać w przyszłości. Zwłaszcza, że odzyskanie wolności stało się wówczas o wiele bardziej realne niż kiedykolwiek. Nieprzyjaciele już raz wygrali i upokorzyli Araj, wyprowadzając ponad połowę szkoły, więc dlaczego miałoby się nie udać wyprowadzenie tylko jednej osoby?

Po lekcjach szłam na obiad, potem czytałam książki, trochę się uczyłam lub biegałam, a następnie szłam na trening.

Mój stary harmonogram wciąż mnie obowiązywał, a to oznaczało że ćwiczyłam w grupie lub tylko z Robertem.

Podczas gdy on próbował się zachowywać jakby nigdy nic, ja byłam w stosunku do niego bardziej oziębła. 

Rozumiałam wówczas, że tak naprawdę on nigdy mnie nie kochał - kochał wyobrażenie Aleksandry, które uosabiałam. Taki związek już  od samego początku nie miał przyszłości.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz