Rozdział 11

2.9K 256 9
                                    

Leżałam w pomieszczeniu, w którym bez przerwy słyszałam rytmiczne pikanie. Przy moim łóżku wyraźnie ktoś czuwał. A raczej drzemał. Moje ciało było jak z kamienia - włożyłam bardzo dużo wysiłku w to, aby poruszyć każdym, pojedynczym palcem w prawej dłoni, a już nie wspominając o otwieraniu oczu.
Natomiast gdy tylko udało mi się to zrobić, zauważyłam drzemiącego Roberta. Rozejrzałam się dookoła i przy wejściu do sali szpitalnej, zauważyłam dwoje strażników Araj. W pokoju stało tylko moje łóżko, sofa, umywalka, parawan, etażerka i krzesło, na którym drzemał matematyk, opierając głowę o mój materac. Slawkowicz musiał zadbać o to, abym nie musiała dzielić przestrzeni z innymi pacjentami.
- Robert... - zawołałam ochrypłym głosem, gładząc jego włosy.
Mężczyzna natychmiast się przebudził, a ja się do niego wykrzywiłam w uśmiechu.
- Cześć - odpowiedział wzdychając - Jak się czujesz po operacji?
Zanim odpowiedziałam, wskazałam ręką na wodę w kranie, w niemej prośbie o napojenie. Gdy tylko zaspokoiłam pragnienie, spytałam zaskoczona:
- Miałam jakąś operację?
- Miałaś krwotok wewnętrzny i potrzebowałaś operacji.
- Czyli mam kolejne blizny na brzuchu? - spytałam, mimo że znałam odpowiedź.
Jedną z rzeczy, które mnie w samej sobie brzydziły, były właśnie blizny na brzuchu. Przez całe lato chodziłam w stroju jednoczęściowym i skrupulatnie dbałam o to, aby ich nikt nie zauważył. Wieść o tym, że miałam ich teraz więcej dobiła mnie.
- Masz, ale niewielkie - odpowiedział, chwytając za moją rękę i delikatnie masując jej wnętrze.
- Widziałeś je?
- Owszem i nie wyglądają tak strasznie.
- Ta jasne - odparłam - Jak długo tutaj jestem?
- Niedługo minie doba.
Podniosłam się na łokciu strzepując resztki niedowładu i spojrzałam na strażników.
- Możemy ich jakoś stąd wygonić? - spytałam, a on wstał i coś szepnął do strażników. Spojrzeli raz na mnie, a potem wyszli na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
- Załatwione.
- To dobrze, bo chciałam ci coś powiedzieć - spojrzałam mu poważnie w oczy - Przepraszam, że wtedy tak na ciebie naskoczyłam, tamtego wieczoru. Nie wiem co się wtedy ze mną stało, ale przemyślałam sobie wszystko i teraz wiem, że powinnam była dać ci czas na odpowiedź.
- To nie twoja wina - poprawił mnie - Już dawno powinienem był ci powiedzieć o Aleksandrze.
- Nie musisz tego teraz tutaj robić...
- Wiem i nie chcę, ale zasłużyłaś na prawdę - odpowiedział - To co teraz powiem, zrobię wbrew sobie samemu, dlatego nie przerywaj mi proszę, bo boję się, że stracę odwagę.
- No dobrze - odpowiedziałam kiwając głową - Więc słucham.
A co ja wtedy mogłam powiedzieć wobec takiego wyznania?
Robert wyjął z kieszeni marynarki portfel, a z jej środka wyjął fotografię Aleksandry. Poczułam lekkie ukłucie zazdrości i bólu, że to właśnie jej uśmiechnięte oczy witają go za każdym razem, gdy zdecyduje się ją zobaczyć.
Mężczyzna rzucił jej przeciągłe spojrzenie, a ja wciąż milczałam obserwując to wszystko. Kiedy sobie przypomniał, że nie jest sam, wrócił do mnie i podał mi jej zdjęcie. Była tak bardzo podobna do mnie, że aż do tej pory, gdy czasami przeglądam się w lustrze, to widzę ją, mimo tak wielu zmian wprowadzonych przez czas.
- Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? - spytał retorycznie, ponieważ doskonale wiedział, że pamiętałam - Tamtego dnia, wracałem z misji w mieście, którą zlecił mi Slawkowicz. Miałem wówczas zamiar pójść i się upić, by chociaż raz na chwilę zapomnieć o wstydzie, jaki noszę odkąd należę do Araj. Każdego jednego dnia robiłem naprawdę okropne rzeczy - to ja torturowałem dla Slawkowicza ludzi, to ja zabijałem i nasyłałem gwałcicieli na córki jego wrogów; zastraszałem, porywałem ich najbliższych, a następnie niszczyłem wszystko, co utrzymywało ich przy życiu - wyznał cicho patrząc gdzieś w dal - W tym wszystkim czułem się okropnie samotny. Nie mogłem przestać siebie nienawidzić ani się z tego wycofać. Kiedy było już ze mną tak źle, że dosłownie wszystko było dla mnie obojętne, pojawiła się Aleksandra - wypowiadał jej imię z taką czułością, że ze wszystkich sił starałam się zachować kamienną twarz.
- Wszystkie udręki świata łatwiej jest znosić z kimś, kto by cię ciągle trzymał za rękę - kontynuował - i tak też stało się w moim przypadku. Ona tkwiła w tym już od urodzenia, ponieważ jest siostrzenicą Slawkowicza. Każdy smutek, radość, gniew i ból przeżywaliśmy wspólnie, a potem o tym zapominaliśmy - w ten sposób narodziła się między nami tak silna więź, że gdy umarła to myślałem, że sam do niej dołączę - spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałam co o tym myśleć - Ja ją kochałem, Alicja. Kocham ją do dziś i choćbym nawet chciał, to nie wymarzę jej tak po prostu z pamięci.
Mój wzrok zaczął wędrować po całej sali, ponieważ czułam ogromną zazdrość, ale i współczułam Robertowi. Ja go też kochałam, a wieść na to, że on kocha DUCHA, powtarzam DUCHA, sprawiła że sama zaczynałam się zastanawiać, czy nie jestem złym człowiekiem.
- Właśnie dlatego, gdy zobaczyłem cię wtedy w sierpniu, - kontynuował - myślałem, że mam zwidy. Wyglądasz prawie tak samo jak ona i nawet czasami zachowujecie się podobnie. Pomyślałem wtedy, że jesteś darem od losu - jednym wielkim wynagrodzeniem każdej spotkanej mnie krzywdy oraz szansy na to, aby to wszystko naprawić - wpatrywał się we mnie jak w obrazek, a ja nie potrafiłam podnieść swojego wzroku. - Dopiero gdy poznałem cię bliżej, zorientowałem się, że jesteś do niej tylko podobna - czyli nie taka sama. Postanowiłem nawet sprawdzić, czy Aleksandra nie miała siostry, co by wyjaśniało to całe uwielbienie twojej osoby przez Slawkowicza, ale ona była jedynaczką - dokończył, a potem złapał mnie za rękę, licząc że na niego spojrzę - Od jakiegoś czasu przestałem w tobie widzieć tylko ją, a zacząłem odkrywać i zakochiwać się w prawdziwej Alicji.
- Przypominam ci twoją nieżyjącą dziewczynę, ale tak w sumie to, mnie też trochę kochasz? - spytałam, a dopiero potem zrozumiałam jakie to było okrutne - Przepraszam. Jestem trochę w szoku i nie wiem co mówię.
- W porządku - uspokoił mnie, chociaż i tak wiedziałam, że go to bardzo zabolało.
- Jak umarła? - spytałam po chwili ciszy.
- Właśnie dlatego nie chciałem, abyś spotkała się z Egidą - odpowiedział - Oni ją zabili.
- Słucham?
- Zabili ją. Zrobili to na moich oczach.
- To niemożliwe - wyszeptałam - Jesteś pewien, że za tym nie stał Slawkowicz?
- To właśnie on przeżywał to najbardziej z nas wszystkich! - podniósł głos - Myślisz, że zabiłby swoją krew? On ją kochał!
„ Moją matkę też! "- chciałam odpowiedzieć, ale coś kazało mi się zamknąć.
- W takim razie dlaczego Egida miałaby ją zabić? - spytałam.
- By dokopać Slawkowiczowi! Proste! - wrzasnął, a ja tylko na niego patrzyłam.
„Jak wiele mogę ci powiedzieć? „ - pytałam jego oczy, ale ostatecznie postanowiłam to wszystko odłożyć na później, bo jeszcze trochę i roznieślibyśmy ten szpital.
- Chyba powinieneś już pójść - powiedziałam po chwili - Dla naszego dobra.
On tam jeszcze stał i gdy zrozumiał, co do niego mówię, opuścił salę z wielkim hukiem.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz