Nadszedł dzień powstania - to było nasze być albo nie być. Pamiętam je doskonale, ponieważ to była jedna z najbardziej szalonych rzeczy, jakie wówczas zrobiliśmy. Wiedzieliśmy, że psy Slawkowicza ciągle za nami węszyły, ale doprowadzenie tego wszystkiego do końca było najlepszą opcją spośród możliwych. Jeśli byśmy wstrzymali się z akcją, być może odkryto by nasz spisek przed wybuchem powstania. Nie mogliśmy dopuścić do tego, aby tyle poświęcenia poszło na marne.
Wybudziłam się z płytkiego snu z samego rana i przed śniadaniem zaszłam do Marii. Tam czekała już na mnie Sara i Tori.
- Wyciągnij sprzęt - rozkazałam Marii, otwierając pusty plecak.
Dziewczyna spod łóżka wyjęła kilka sportowych toreb. Zaczęłam przeglądać ich zawartość i rozdzielać dla każdej z nas sprzęt.
- Czy Natasza jest już u Wiktora? - spytałam Sarę, która sprawdziła komórkę.
- Tak - potwierdziła dziewczyna, a ja podałam jej kominiarkę, nóż i pistolet z zapasem naboi oraz parę granatów dymnych.
- Wzięłyście kilka najpotrzebniejszych rzeczy? - spytałam je.
- A są takie? - spytała uśmiechając się Marii.
Kiedy zabrałam się za kompletowanie sprzętu dla Tori, zawahałam się. Dziewczyna wiele w życiu przeżyła, ale Sabina chroniąc ją, sprawiła że była niewinna. Nigdy jeszcze do nikogo nie mierzyła z broni.
Mimo to, zdecydowanym ruchem podniosłam pistolet i włożyłam go jej do ręki.
- To jest na wszelki wypadek - powiedziałam, starając się zabrzmieć jak siostra - Jeżeli będziesz miała wybór między swoim życiem a życiem Araj, to wybierz swoje - to okrutne, ale ty możesz się o wiele lepiej przysłużyć światu.
Dziewczyna pokiwała głową i zacisnęła palce na kolbie.
Sara wyciągnęła z torby puszki z farbą w spreju i wrzuciła Marii do plecaka.
Po zabraniu uzbrojenia, poszłyśmy na śniadanie jakby nigdy nic, a potem wszyscy spotkaliśmy się w pracowni historycznej z panią Pauliną, która czekała na nasz sygnał. Mimo, że normalnie nie uczymy się wszyscy razem w jednej klasie, to współpraca z nauczycielami dała nam taką możliwość, aby wejść razem do sali historycznej.
Nauczycielka normalnie prowadziła lekcje, ale za każdym razem gdy podnosiłam lewą rękę, wypuszczała jedno z nas, to do toalety, to po kredę i tak dalej. Chodziło o to, aby co pięć minut wypuszczać po jednej osobie do reszty spiskujących nauczycieli. Wiktor i Natasza z samego rana zhakowali kamery w taki sposób, że pokazywały obraz nierzeczywisty - nie pytajcie o co mi dokładnie chodzi, bo nie jestem taka mądra i zdolna jak Wiktor.
W każdym bądź razie, dziewczyny mogły swobodnie wymalować sprejem na ścianach „Precz z Araj!" albo „Mordercy!" i inne hasła tego typu. Kiedy przyszła pora: ja, Wiktor i Kacper założyliśmy z tyłu klasy kominiarki. To był znak dla nauczycielki, aby przejąć inicjatywę:
- Dobrze kochani, to teraz porozmawiamy tak na poważnie - komu nie podoba się ten reżim Slawkowicza? - spytała, a cała klasa zamarła. Kacper postanowił się zgłosić, a Paulina dała mu głos.
- Mam dość bycia jego prywatnym zabójcą i niewolnikiem! - odpowiedział i wszystkie przerażone głowy spojrzały w naszym kierunku.
Wciąż uśmiechnięta kobieta postanowiła kontynuować:
- Bardzo dobrze! Ale co w takim razie możemy z tym zrobić?- spytała, ale tym razem odpowiedział Wiktor.
- Zbuntować się! - zawołał wyrzucając w górę pięść - To jest powstanie i zapraszamy was do naplucia temu sukinsynowi w twarz!
Kilka naprawdę odważnych osób wstało i zaczęło bić brawo. Wkrótce potem, cała klasa wstała z ławek krzycząc i wyrzucając do góry ręce.
- No dalej, teraz ty! - zachęcił mnie Kacper, pomagając mi wejść na ławkę.
- Pomożemy się wam od niego uwolnić, ale musicie przez ten czas robić to, co wam każemy! Inaczej może się nie udać!- zawołałam i wszyscy się wyciszyli, w oczekiwaniu na rozkazy.
- Załóżcie to, abyśmy wiedzieli kto jest z nami! - powiedział Kacper i zaczął rozdawać wszystkim obecnym przepaski na ramię.
Wszyscy w klasie byli autentycznie ucieszeni i podekscytowani. Mieli nadzieję, że uczynimy ich wolnymi.
Spojrzałam na zegarek i ponownie skupiłam na sobie uwagę:
- Teraz przejdziemy korytarzem do podziemnych tuneli. Musimy to zrobić bardzo cicho, ale jeśli są osoby, które chcą nam pomóc i są wyszkolone, niech zostaną z nami w klasie.
Wiktor pomógł pani Paulinie założyć bransoletkę, która wskazywała jej drogę ucieczki, po czym wyszedł z nią i resztą uczniów z klasy.
Natomiast tym co zostali, wręczyliśmy to co mieliśmy. Reszta musiała trzymać się tych uzbrojonych.
- Teraz przejdziemy się do klas, w których są nauczyciele związani z powstaniem. Zapukamy do środka, a oni już będą wiedzieli co robić.
Podzieliłam wszystkich na drużyny - jedna część poszła do klasy Dimitriego, druga do Korneliusza, trzecia miała pomóc wyprowadzać uczniów ze szkoły, a czwarta zajęła się zbieraniem ochotników na niezbadanym terenie.
Jak się potem okazało, w klasie Korneliusza i Dimitriego byli uczniowie, którzy woleli zostać ze Slawkowiczem. W takim wypadku kazałam uszanować ich decyzję, zakneblować, a potem przykuć do kaloryfera. Wkrótce dołączył do nas Modrzewski, który wywołał ogromne zaskoczenie wśród buntowników.
- Pan też przeciwko systemowi? - spytała dziewczyna o mysich włosach.
- Jakże by inaczej! - odpowiedział z łagodnym uśmiechem - Rozmawiałem z pracownikami szkoły i wszyscy przeszli na naszą stronę. Już są w drodze z Korneliuszem - zwrócił się do mnie nauczyciel, a ja zaklaskałam w dłonie z radości.
- Dobra, to teraz idziemy na nieznane tereny!- zawołałam.
- A co z resztą? - chciał wiedzieć Kacper.
- Przyłączą się, gdy tylko uczniowie w tunelach będą bezpieczni. Teraz musimy już iść, bo coś mogą zauważyć.
Wyszliśmy z sali od historii i podzieliłam naszą grupę, na jeszcze mniejsze części: była grupa Kacpra, Mikołaja i moja. Poprosiłam Mikołaja, aby to on wszedł do klasy Roberta, a ja poszłam do Renatki. Nie miałabym siły ani serca spojrzeć mu w oczy.
Zapukałam do klasy i gdy usłyszałam melodyjne „Proszę!", otworzyłam drzwi z bronią w ręku. Całą grupą weszliśmy do klasy, zamykając za sobą drzwi.
- Co to ma znaczyć? - spytała przerażona plastyczka, widząc moją kominiarkę.
- Nie zrobimy wam krzywdy, jeśli nie będziecie wobec nas agresywni - próbowałam opanować sytuację - Jesteśmy Nieprzyjacielami tyranii Slawkowicza, a to jest powstanie, do którego zapraszamy każdego, kto ma dość bycia jego armią morderców.
- Natomiast, jeśli komuś podoba się bycie ciągle szantażowanym, zastraszanym, wykorzystywanym, bitym i poniżanym podczas analizy, to uszanujemy jego brak własnej woli i zostawimy go w spokoju - dopowiedział za mną jeden chłopak.
- Czy wy powariowaliście? - wrzasnęła Renatka - Nie wiecie na co się porywacie! Macie natychmiast przestać!
- Dobrze wiemy, co robimy - odpowiedziałam spokojnie, opuszczając broń - Nie zwariowaliśmy, ale jeśli jeszcze raz będą kazali mi torturować człowieka lub porwać dziecko, to niedługo to zrobię. I nie, nie możemy się teraz wycofać, kiedy już ponad jedna trzecia nauczycieli, uczniów oraz sto procent personelu przyłączyło się do powstania - odpowiedziałam nauczycielce, a potem zwróciłam się już do wszystkich - Wielu z was odebrano wybór decydowania o swoim życiu. Może chcieliście być gdzieś daleko stąd i robić coś innego, ale już ktoś za was zdecydował, że zostaniecie Araj. Teraz ja daję wam szansę, abyście w tej chwili zdecydowali się, po której jesteście stronie, a my to uszanujemy - zrobiłam chwilową pauzę, aby spojrzeć na każdą twarz - To kto idzie z nami?
Nastała chwilowa cisza, ale gestem nakazałam swojej grupie cierpliwość. Nagle wstała jedna dziewczyna, mówiąc:
- Slawkowicz kazał mi porwać córkę jakiegoś biznesmena, a następnie wysłał ją do burdelu. Miała dwanaście lat i nazywała się Zosia - powiedziała głosem pełnym pogardy i wstydu - Pójdę z wami z nadzieją, że Bóg mi to oraz inne okropieństwa kiedyś wybaczy.
Najodważniejsza dziewczyna z klasy wstała z ławki i niczym nie skrępowana podeszła do mnie, aby uścisnął mi rękę, a ja podarowałam jej swój granat dymny. Przez ten cały czas, ludzie między sobą gorączkowo dyskutowali i szeptali, aż w końcu jedno po drugim zaczęli do nas podchodzić. Moja grupa bez wahania dzieliła się z nimi wszystkim, co miała.
Ja tymczasem podeszłam bliżej do nauczycielki.
- Pani się to wszystko ani odrobinę nie podoba? - spytałam.
- Wy nie wiecie, co robicie - odpowiedziała, a ja dopiero wtedy się zorientowałam, że płakała - Nie jesteście pierwszymi buntownikami, a on nigdy nie zapomina. Gdziekolwiek się nie schowacie, on was znajdzie i zabije.
- Tak jak moich rodziców - odpowiedziałam, a plastyczka spojrzała na mnie zdezorientowana - Nazywam się Alicja Dostojewska i krnąbrność i bunt mam po rodzicach.
- Ty jesteś ich córką?
- Slawkowicz zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł zrobić - chcąc dać mi wszystko co, najlepsze stworzył sobie wroga, który jest mu równy. To szalone i każdy z nich tu i teraz może zginąć, ale uważam, że lepiej jest oddać swoje życie w słusznej sprawie niż je przeżyć skupiając się na własnej wygodzie - próbowałam przekonać nauczycielkę do swojego punktu widzenia.
- To zabawne, że jestem nauczycielem, ale w tej chwili jesteś o ode mniewiele mądrzejsza - odparła ze śmiechem kobieta, ocierając łzy - Idę z wami.
Tak jak poprzednio, podzieliłam uczniów na grupę uciekającą i walczącą. Założyłam bransoletkę Renatce i każda z nas poszła w swoją stronę.
Najpierw spokojnie przeszliśmy się po skrzydle szkolnym, gdy nagle usłyszeliśmy wybuch.
- Spokój! - zawołałam do swoich towarzyszy i ruszyłam do biegu w kierunku zamieszania - Za mną!
Po drodze spotkałam Marii ze swoim odziałem.
- Co się dzieje? - spytałam.
- Chyba coś się stało przy klasie Roberta!
Poczułam jak coś szarpnęło mnie w żołądku i zrozumiałam, że musiałam się tam jak najszybciej dostać.
- Pójdę tam do niego. Wiesz gdzie pozostali?
- Natasza i Sara poszły już do tunelu. Tori i Wiktor są jeszcze w szkole. Reszty nie widziałam - odpowiedziała szybko, a ja wiedziałam, że jest przerażona.
- Zajmę się tym, a ty już uciekaj z nimi do tunelu.
- Nie ma mowy! Idę z tobą! - sprzeciwiła się dziewczyna.
- Im nas tutaj mniej, tym lepiej, a kapitan tonący okręt opuszcza ostatni. Zrozumiano? - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie obchodzi mnie to! - wciąż nie dawała za wygraną - Jeśli coś ci się stanie, to sobie tego nie wybaczę!
- Jestem tak upierdliwa, że mnie się nie da tak łatwo zabić - próbowałam ją na chwilę rozśmieszyć - Prędzej czy później do was wrócę, obiecuję. A teraz idź wykonywać rozkazy! - spojrzałam jej stanowczo w oczy, a ona po długiej walce z samą sobą, postanowiła odpuścić.
- Uważaj na siebie! - zawołała, uciekając korytarzem ze swoją grupą, gdy padł kolejnych wybuch.
- Miejcie oczy szeroko otwarte! Za mną! - ruszyliśmy ponownie korytarzem, aż dotarliśmy na istne pole bitwy pod salą matematyczną.
Wszyscy krzyczeli, płakali, walczyli i upadali. Gdzieś w tłumie widziałam Kacpra, który walczył z Robertem. Inni uczniowie biegli po pomoc do Slawkowicza. Gdy tylko ich dostrzegłam, wysłałam dwóch chłopców i dwie dziewczyny, aby upewnili się, że do niego nie dotrą. Reszcie kazałam przygotować granaty dymne.
- Na mój znak odbezpieczacie, rzucacie a następnie wyprowadzacie stąd naszych ludzi! - podałam instrukcje, a potem spojrzałam na walczących uczniów - Odbezpieczamy! - zawołałam - A teraz rzut!
Kolejny wybuch i szum w uszach.
Weszliśmy po chwili w dym, w ten sposób pomagając w walce. Z pamięci próbowałam odtworzyć drogę do Roberta i Kacpra. Ale za nim do niego dotarłam, wpadłam na Wiktora.
- Musimy ich wszystkich wyprowadzić! - zawołałam do chłopaka.
- Zaraz ich zbiorę - odpowiedział - Są tutaj wszyscy twoi?
Nagle przypomniałam sobie o czwórce uczniów wysłanych by dopaść kabli.
- Cholera! - zaklęłam i w ostatniej sekundzie udało mi się zablokować czyjegoś kopniaka, a potem powalić go na ziemię - Wysłałam kogoś, by zatrzymał kapusiów. Wrócę po nich, a wy uciekajcie!
- Jesteś tego pewna? - spytał, dobijając mojego przeciwnika kopniakiem w brzuch.
- Wrócę! Przysięgam - odpowiedziałam, poprawiając kominiarkę, a on pokiwał ze zrozumieniem głową. Znał mnie i wiedział, że gdy chodziło o czyjeś życie, to nawet jeśli tego nie jestem pewna, to i tak pójdę je ratować.
- Zwiewamy, powstańcy! - ryknął w tłum i nagle cała nasza armia buntowników pobiegła za Wiktorem. Odtworzyłam trasę kapusiów i pobiegłam w tamtym kierunku.
Czułam się tak, jakbym mogła latać - powstanie dobiegało końca, a także uwolniliśmy i tak wielu ludzi.
Dopiero gdy oddaliłam się od pola bitwy, usłyszałam jak ktoś za mną biegnie.
„Nigdy nie oglądaj się za siebie - zasada numer jeden" - upomniałam sama siebie i przyspieszyłam.
Trucht śledzącego mnie przeciwnika powoli się wyciszał, a ja trafiłam na zakneblowanych i przypiętych do ławek kapusi.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pobiegłam inną drogą, do tuneli. Gdy byłam w połowie drogi, w szkole zaczął rozbrzmiewać alarm, a podłoga aż się zatrzęsła od pędzących żołnierzy.
„Dasz radę!" - próbowałam samą siebie zmusić do jeszcze bardziej intensywnego biegu. Zeszłam już na piętro, gdzie znajdowało się ukryte wejście do tunelu. Już chciałam odetchnąć z ulgą, gdy nagle zza rogu ktoś popchnął mnie na ścianę i zdjął mi kominiarkę.
- Myślałaś, że jestem taki głupi? - spytał z furią Robert - Jak mogłaś mnie zdradzić?!
- Głupi to może nie, ale bardziej zaślepiony miłością do swojej martwej dziewczyny! - wykrzyczałam mu wreszcie to, co bolało mnie najbardziej.
Niestety, ale wściekł się jeszcze mocniej i rzucił mną o ścianę.
- Jeszcze śmiesz mi to wypominać? To nie ma nic wspólnego!
- A właśnie, że ma! - próbowałam się mu wyrwać, ale był silniejszy - Zamiast zaakceptować to, że twoja dziewczyna była takim samym potworem jak Slawkowicz, ciągle ją usprawiedliwiasz i o wszystko winisz Egidę!
- Nic o niej nie wiesz!
- „Łowczyni głów"? „Erynia"? - spytałam złośliwie - Jesteś na niej tak skupiony, że patrząc na mnie widzisz ją! Pamiętasz jak obiecywałeś mi, że będziesz ze mną walczył? Ty miałeś na myśli to co robiłeś z Aleksandrą - czasem kogoś zabiliście! Potem udawaliście, że nic się nie stało i tak naprawdę, to wy jesteście cholernie dobrymi ludźmi, a reszta świata to kurwy - mimo to nic z tym nigdy nie zrobiliście! - byłam na niego tak wściekła, że nawet nie zauważyłam, że płakałam - Ja walkę rozumiem właśnie tak!
- No to sobie powalczyłaś! - odpowiedział złośliwie - Bo ja stąd nikogo nie wypuszczę!
W tamtej chwili myślałam, że go zabiję.
- Nie zrobisz tego! - wrzasnęłam, a on się podstępnie uśmiechnął.
- Bo co? - spytał, a odgłosy kroków żołnierzy były coraz bliższe.
- Bo ci tego nigdy nie wybaczę, rozumiesz? - wycedziłam przez zęby - Możesz mnie zniszczyć, zabić a nawet tutaj uwięzić, ale nigdy nie wybaczę ci tego, że odebrałeś im co dopiero wywalczoną wolność!
Mężczyzna na początku chciał coś odburknąć, ale na moment zamilkł.
- Zostaniesz tutaj? - spytał z nadzieją, a ja nie dowierzałam.
To było tylko dla mnie potwierdzeniem, że nigdy mnie nie kochał tak, jak ja to sobie wyobrażałam - mógłby się zaklinać każdego dnia, ale już nigdy więcej nie uwierzyłabym mu, że nie jestem dla niego tylko przedłużeniem Aleksandry.
„Wygrała" - pomyślałam z bólem i rezygnacją.
Mimo to, postanowiłam przystać na taką umowę i postąpić zgodnie z zasadą, o której dzisiaj opowiedziałam Renatce.
Póki co, musiałam się poświęcić dla większego dobra.
„Jeszcze przyjdzie dzień, gdy odzyskam wolność. Już wiele razy im uciekałam i mogę to zrobić jeszcze raz"
- Zostanę - odpowiedziałam śmiertelnie poważnie.
Jeszcze chwilę mi się przyglądał dla pewności, że nie kłamałam, aż wreszcie mnie puścił. Chwilę tak staliśmy, mierząc się wzrokiem. Z zadumy wyrwało nas coraz bliższe echo kroków żołnierzy.
„ Jak za dawnych lat" - pomyślałam z ironią.
- Ukryjmy się przed nimi w tunelu - zaproponowałam ponuro - Potem powiemy im, że nikogo tam nie było.
Robert pokiwał głowa i tak zrobiliśmy.
Gdy otworzył drzwi tunelu, przypomniałam sobie gdy po raz pierwszy do niego wchodziłaś.
Płakałam i bardzo się bałam. Błagałam go, aby ze mną został, ale kazał mi być silną i zatrzasnął je za mną.
I tak wtedy zrobiłam. Byłam silna i chyba mi już tak zostało.
Tak jak wtedy bardzo go potrzebowałam, tak w tamtej chwili było mi obojętne jego towarzystwo. Wiedziałam, że spełniłam jedną drugą swojego obowiązku, a drugą połowę miałam wypełnić, gdy tylko przyszła na to pora.
Dokonałam rzeczy, o których mi się nawet nie śniło - zrobiłam wiele dobrego ale i złego. Mimo to, to powstanie; tak jak wiele innych uczestników, uznałam za odkupienie - odkupienie w postaci jawnego protestu przeciwko temu całemu złu, jakie zrobiliśmy i jakie trwałoby nadal, gdyby nie bunt.
Te kilka ostatnich miesięcy zmieniły mnie i mimo wszystko wydaje mi się, że na lepsze.
Natura ludzka jest albo biała albo czarna. Jednak inaczej jest z naszymi wyborami - nie możemy ciągle wybierać białego.
To jak w takim razie ktoś może być albo biały albo czarny?
Na to, jakimi jesteśmy ludźmi, wpływają nasze czyny, które mogą być czarne i białe. Najważniejszy jest ten bilans - czy w naszym życiu częściej wybieraliśmy biały czy czarny i czy jesteśmy z tego zadowoleni.
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jakiego koloru wyborów mam najwięcej. Ale myślę, że raczej jestem dobrym człowiekiem, ponieważ nie żałuję tego, że mogłam w swoim życiu komuś pomóc lub się dla niego poświęcić.
A im bardziej biały jest ten świat, tym łatwiej jest wybierać białe.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Aksi|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...