Rozdział 24

4.2K 320 24
                                    

Po przetrwaniu z ochotą wróciłam do pokoju i czym prędzej przebrałam się w ciepły, suchy mundurek. Sprawdzając czas na zegarku, westchnęłam i z nieba powróciłam do rzeczywistości. Już miałam wychodzić, gdy po pobieżnym przejrzeniu się stwierdziłam, że ślady po duszeniu są ciągle widoczne.
Jęknęłam poirytowana i szczelnie obwiązałam szyję szalem.
Następną lekcją miała być matematyka i miałam szczerą nadzieję na jakikolwiek kontakt z Szymonem.
Wparowałam do klasy (oczywiście spóźniona). Robert oderwał się na moment od tablicy i rzucił mi pytające spojrzenie spod uniesionych wysoko brwi. Prawie niezauważalnie pokręciłam głową .
„Proszę, nie dzisiaj."- błagałam w myślach.
-Proszę, zapraszamy!- wykonał zamszysty gest w kierunku siedzących uczniów nie odrywając przy tym ode mnie wzroku- Im nas więcej, tym weselej!
Wzrokiem zaczęłam przeczesywać trybuny zajęte przez uczniów w poszukiwaniu tej wiecznie uśmiechniętej i wyluzowanej twarzy. Wspięłam się schodami w kierunku swojego siedzenia i nogi się pode mną ugięły.
Nie było go.
Usiadłam na swoim miejscu i ze spuszczona głową zaczęłam rozwiązywać zadane ćwiczenia, które w tamtej chwili wydawały się bezsensowną stratą czasu.
Kiedy zauważyłam, że przepisuję tę samą linijkę równania po raz setny, odpuściłam sobie jakikolwiek wysiłek i w moim zeszycie pojawiły się nowe abstrakcyjne rysunki.
Po lekcji Robert mnie ponownie zatrzymał:
-Ala, co się dzieje?
-Nic się nie dzieje.- odparłam.
-Przecież widzę.- zaprotestował zmartwiony Robert.
-Mam po prostu ciężki dzień.- odpowiedziałam i przymknęłam oczy.
-Bidulka.- zażartował.
-Po godzinnym spacerze po mokrym lesie z Modrzewskim też byłbyś bidulkiem.- odważyłam się na dowcip, a on jakby się trochę uspokoił.
-Dobra, pędź i nic się nie martw. Jeszcze kilka godzin i masz weekend!
-Dzięki.- odpowiedziałam weselej i pobiegłam na następną lekcję.
Za każdym razem, gdy dzwonek obwieszczał początek lekcji, mój wzrok mimochodem wędrował ku drzwiom. Natomiast gdy nastawała przerwa, traciłam nadzieję i chęć do życia.
To dziwne uczucie, zwłaszcza dlatego że zazwyczaj bywało odwrotnie.
Niestety, ale Szymon nie pojawił się na żadnej lekcji, co mnie strasznie zdołowało i zaniepokoiło. Bo w takim razie, gdzie on się podziewał?
Jak na dobicie, na schodach zaczepiły mnie dwie, na pozór identyczne, blondynki:
-Czy to ty jesteś Alicja?- spytały jednocześnie tak piskliwymi głosikami, że aż zabolały mnie uszy.
-Tak, a co?- zatrzymałam się na klatce schodowej internatu.
-Bo mamy do ciebie pytanie...- zaczęła jedna.
-Może trochę głupie, ale strasznie nas ciekawi...- pociągnęła druga.
-No bo wiesz, każda szkoła plotkuje, stąd pytanie czy...
-Trochę mi się spieszy, może to poczekać do...- próbowałam zaproponować, ale nagle przeszły do rzeczy.
-Czy masz romans z matematykiem?!- zapytały na jednym wydechu, a mnie na początku zamroczyło.
Kiedy dotarło do mnie, że to nie jest głupi żart, myślałam, że wyrwę im te wszystkie blond kudły co do jednego.
-Nie.- odpowiedziałam chłodnym tonem i patrząc im głęboko w oczy. Ich uśmiechy nagle pobladły i ciężko było je odróżnić od białej, tynkowanej ściany. Stałyśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle ponownie przemówiłam:
- Coś jeszcze chcecie wiedzieć na temat mojego niesamowicie ciekawego życia?
Obie pokręciły głowami i zrozumiawszy moją sugestię, odeszły. Ja natomiast zaczęłam niemal biec po schodach w górę. Nie obchodziło mnie to, że prawie połamałam sobie nogi i że mam już zapewne z milion siniaków, byle by jak najszybciej ukryć się w swoim pokoju.

I tak mi właśnie minął pierwszy dzień weekendu.
A raczej minąłby, gdybym nie usłyszała pukania do drzwi. Podniosłam się i chwilę nasłuchiwałam. Kiedy ponownie rozległo się pukanie, podeszłam otworzyć drzwi.
-Robisz dzisiaj wieczorem coś ciekawego?- spytał Kacper i nie pytając o pozwolenie, przekroczył próg mojego pokoju.
Zamknąwszy drzwi, podążyłam za nim.
-A co?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on uśmiechnął się tajemniczo.
-Bo dzisiaj wieczorem mamy zamiar trochę nabroić...- uśmiechnął się łobuzersko- Jedziemy do Szczecina na całą noc. Piszesz się na to?

Dzień dobry? A może "cześć"?
Ehh, nieważne! Do rzeczy!

Jak myślicie, czym będzie to " nocne wyjście"? Piszcie w komentarzach, jestem bardzo ciekawa waszych domysłów.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz