"Good girls do bad things sometimes
But we get by with it" ~ Meiko "Bad things"Po ujawnieniu materiału w telewizji, w Polsce rozpoczęły się strajki, których jednym z żądań było złożenie przez rząd wyjaśnień oraz detronizacja Slawkowicza z jego stanowiska.
Cóż, przyglądałam się temu wszystkiemu wraz z Waldemarem ze stoickim spokojem, czekając na odpowiedni moment.
- To co? Może im go w końcu oddamy? – spytałam – Biedaczki się przecież zamęczą...
- W sumie dlaczego by nie – zgodził się mężczyzna, a ja się uśmiechnęłam.
- Zastąpisz mnie? – zaproponowałam z nadzieją, a on się niechętnie zgodził.
- Udanych łowów, moja droga!
Poszukiwania Slawkowicza nie zajęły mi wiele czasu, ponieważ za dużo o nim wiedziałam. Pierwszym i trafnym pomysłem okazała się Szwajcaria, do której wyjeżdżał na urlopy i święta. Zdobycie adresu było tylko kwestią czasu.
Łowcy albo uciekli zagranicę, albo zostali schwytani przez służby specjalne. Tropieniem tych pierwszych zajęli się już inni agenci, którzy obiecali dostarczyć ich polskiemu rządowi żywych.
T.Y.R., bractwo i Walkirie zawiązali z nami stały sojusz i żyliśmy ze sobą w przyjaźni, pomagając sobie nawzajem w kryzysie.
- Jesteś pewna, że nie chcesz go zabić? – spytał mnie Krzysztof z nadziejąprzez telefon.
- Naprawdę muszę ci to jeszcze raz tłumaczyć, ciole? – usłyszałam znudzony ton Marii w tle i się roześmiałam.
- Wiem, dlaczego nie powinna go zabijać, ale wolę się upewnić, żebym w razie czego mógł usiąść w pierwszym rzędzie – usprawiedliwił się chłopak.
- Dojeżdżamy – poinformował mnie Kacper.
- Muszę kończyć, zaraz go zgarniamy!
- Powodzenia! – usłyszałam ich oboje i się uśmiechnęłam.
- Marii w formie? – spytała Tori, podając mi przez Borysa zładowany pistolet i kajdanki.
- Najwidoczniej – odparłam – Pamiętacie plan?
- Nie pozwoliłaś na to, aby było inaczej – westchnął zaczepnie chłopak, a ja walnęłam go w ramię.
Wysiedliśmy z samochodu i rozdzieliliśmy się. Każdemu przypadł inny odcinek ogrodzenia niewielkiego jednorodzinnego domku Slawkowicza. Była noc, więc bez problemów pokonaliśmy ogrodzenie i ustawiliśmy się przy odpowiednich wejściach.
- Gotowi? – spytałam, a gdy otrzymałam trzy odpowiedzi potwierdzające, kazałam wejść do środka.
Akcja trwała zaledwie kilka minut. Postanowiliśmy nie działać cicho, ale za to szybko i sprawnie. Strzeliłam dwa razy w drzwi tarasowe i już biegłam w kierunku sypialni mężczyzny.
Tak jak przewidziałam, miał już w ręku broń (zapewne wcześniej schowaną za poduszką) i mierzył we mnie.
Nim się zorientował, postrzeliłam go w ramię, w którym trzymał pistolet, a potem go obezwładniłam.
- Dawno nie działał pan w terenie, co? – spytałam szyderczo, zapinając mu kajdanki za plecami.
Po chwili już moi przyjaciele przy mnie byli i podali Slawkowiczowi środek nasenny. Potem zapakowaliśmy do samochodu.
Gdy tylko wróciliśmy do Berlina, w kwaterze zapakowano Slawkowicza do skrzyni oraz dostarczono go pod same drzwi pałacu prezydenckiego. Media miały o czym rozmawiać.
Na skrzyni zostawiłam numer telefonu, pod którym głowa państwa mogła się ze mną skontaktować.
Na telefon czekałam dwa dni, ale i tak przyjęłam zaproszenie. Spotkanie odbyło się po południu. Gdy tylko wysiadłam z wozu, paparazzi jak wygłodniałe psy rzucili się w objęcia ochroniarzy, aby tylko zdobyć moją twarz.
Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne i weszłam do pałacu pod ramię z Waldemarem.
- Dzień dobry – przywitaliśmy się z szacunkiem.
- Witam, zapraszam państwa! – odpowiedział polityk, próbując zachować pozory wesołości, które zniknęły, gdy tylko zamknięto drzwi jego gabinetu na klucz.
- Chcą się czegoś państwo napić? – spytał na wstępie, siadając za biurkiem.
Po tak długim czasie spędzonym w towarzystwie tego drania, Slawkowicza, wiedziałam, kiedy politycy kłamali i się stresowali.
Tak było i tym razem.
Spojrzałam na Waldemara, a ten pokręcił głową.
- Proszę wybaczyć moją nieuprzejmość, ale zależy nam na czasie – odpowiedziałam, dając mu delikatnie do zrozumienia, że go przejrzałam.
Prezydent poluzował krawat i spojrzał mi prosto w oczy.
- Najpierw was prześladowaliśmy, a teraz jesteście górą, co? – spytał drwiąco – Czego teraz chcecie w ramach zadośćuczynienia? Władzy? Cóż, mogę ci ją oddać, ale nie dam gwarancji, że dasz radę ją utrzymać, moja droga – odpowiedział i zapalił cygaro.
- Doceniam, że pokłada pan we mnie duże ambicje, panie prezydencie – odparłam spokojnie – ale ja nie chcę władzy. Nigdy jej nie chciałam, – dodałam i zdjęłam okulary przeciwsłoneczne - bo widzi pan, panie prezydencie, władza niszczy ludzi. Zbyt duża kontrola potrafi zmienić każdego, nawet najbardziej cnotliwego człowieka, w dziką i bezwzględną bestię. I to właśnie pragnienie władzy niszczy was wszystkich – polityków. Gdy ją wreszcie posiądziecie, skupiacie się na tym, aby ją za wszelką cenę utrzymać. To właśnie dlatego nigdy nie zaznacie spokoju – będziecie się bali swoich bliskich, wrogów, nieznajomych, starości i śmierci jeszcze bardziej niż zwykły śmiertelnik. A ja nie chcę tak żyć.
Mężczyzna spojrzał się na mnie z zainteresowaniem, prawdopodobnie zastanawiając się, czy aby na pewno mam osiemnaście lat.
- To w takim razie czego ode mnie chcesz, Alicjo Dostojewska?
- Chcę amnestii dla wszystkich moich agentów oraz postawienia Slawkowicza przed Sądem Najwyższym lub Trybunałem Stanu.
- Tylko tyle? – spytał mężczyzna z nieskrywaną kpiną – W takim razie załatwione!
- Chcemy, aby zapisał pan to w umowie – wtrącił się Waldemar.
- W porządku, coś jeszcze? - nie przestawał się śmiać.
- Oprócz tego, to już chyba nic – odparłam, wstając z krzesła – No może tylko tego, aby następnym razem lepiej się panpilnował. Przecież nie chcemy, aby ktokolwiek szantażował naszego pana prezydenta, prawda? – tym razem ja zaczęłam drwić – Tylko pomyśleć, do jakiej by mogło znowu dojść tragedii!
- Podoba mi się twój styl, wiesz? – zatrzymał mnie mężczyzna – Wiesz co? Chyba masz rację i powinienem bardziej ostrożnie dobierać sobie współpracowników. Dlatego może ty byś chciała przejąć funkcję pana Slawkowicza?
Rzuciłam ukradkowe spojrzenie Waldemarowi, a potem odpowiedziałam:
- To dla mnie naprawdę duży zaszczyt i wyróżnienie, że złożył mi pan taką propozycję, ale obawiam się, że muszę odmówić – odpowiedziałam z udawanym respektem, a on o tym wiedział – Jednakże, bardzo bym doceniła, gdybyśmy zyskali pana poparcie i aprobatę działań. Czy mogę o takową poprosić?
Mężczyzna obejrzał mnie od góry do dołu, a potem z powrotem spojrzał mi w oczy:
- Twardy z pani zawodnik, pani Dostojewsko – odpowiedział wreszcie – Chyba lepiej panią mieć za sojusznika, niż za wroga, prawda? – spytał retorycznie – Zgadzam się na pani warunki i z chęcią przystąpię do zawarcia z panią umowy.
- Bardzo mi z tego tytułu miło, panie prezydencie – odparłam, ponownie sadowiąc się w krześle.
To co? Lecimy już dzisiaj z epilogiem?
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...