Rozdział 16

3.1K 254 17
                                    


W tym samym tygodniu  gdy wróciłam do treningów, Marii i Krzysztof wyszli na miasto, aby spotkać się z Szymonem, opowiedzieć mu o naszych planach i odebrać od niego zamówiony przez nas sprzęt, którego potrzebowaliśmy do powstania.
- Jesteście pewni, że was nie złapią? – spytałam.
- Na Boga, Alicja! To tylko głupi strażnicy, którzy po ukończeniu szkolenia do niczego więcej się nie nadawali – odpowiedziała znudzonym głosem Marii.
- Ale Alicja może mieć rację – poparł mnie Kacper – Slawkowicz na coraz więcej pozwala swoim sługusom, byle by zniechęcić Alicje do nocnych eskapad.
- To że postrzelono pannę idealną nie oznacza, że nas dopadną – upierała się przy swoim.
Jej uwaga mnie zabolała, ponieważ to oznaczało, że wciąż miała do mnie żal. Czułam, że wciąż nie rozumiała dlaczego to mnie Sabina powiedziała o wszystkim. Już od dawna planowałam z nią na ten temat porozmawiać, ale za wszelką cenę unikała zostawania ze mną sam na sam.
- Jeśli mogę cokolwiek powiedzieć, – wtrącił się Krzysztof – to uważam, że jesteśmy bardzo dobrzy w tym, co robimy, ale nie pogardziłbym planem B.
Marii że wściekłością spojrzała na swojego chłopaka. Czuła się najzwyczajniej zdradzona.
- Widzę, że jak zwykle nie mam tutaj nic do powiedzenia – burknęła urażona – W takim razie, po co w ogóle ze mną na ten temat rozmawiacie, skoro i tak zrobicie to po swojemu?
Dziewczyna wyszła z pokoju Kacpra, trzaskając głośno drzwiami.
- Dobra, idę. Obowiązki  wzywają – powiedział Krzysztof, poprawiając pasek od spodni i wybiegając za Marii z pokoju.
Cała nasza piątka siedziała chwilę w milczeniu, które przerwała Tori:
- A jak wam idzie mapa?
Nagle wszyscy podeszliśmy do Wiktora ślęczącego nad laptopem.
- Prawie gotowa – odpowiedział – To aż nie do wiary, że w tak krótkim czasie przebyliście taki dystans.
- Też mnie to zastanawiało – wyznał Kacper – Ale to za dużo jak na moją głowę.
- Boicie się? – chciała wiedzieć Natasza.
- Jak diabli – odpowiedziałam patrząc wciąż przez okno i myśląc o tym, jaką jestem okropną hipokrytką. Niedawno zrobiłam awanturę  Robertowi, że mi czegoś nie powiedział, a co ja miałam zamiar wtedy zrobić?
- Gdy się budzę, ciągle zastanawiam się nad tym, co będzie jeśli się nie uda – dodał ponuro Wiktor, nie odrywając wzroku od komputera. Natasza usiadła obok niego i położyła mu rękę na ramieniu w ramach pocieszenia.
Ten widok na sekundę poprawił mi nastrój.
- Mnie od kilku lat to już jest obojętne – odpowiedział Kacper – Bardziej martwię się jak odbiorą to rodzice.
- A ja mam przeczucie, że nie ma o co się martwić – zszokowała wszystkich Tori – Dobrym ludziom przytrafiają się dobre i złe rzeczy, a złym ludziom tylko pozornie dobre – wyjaśniła nieśmiało – A my chyba jesteśmy dobrymi ludźmi.
- No nad tobą to bym się zastanawiała – odpowiedziałam żartobliwie mierzwiąc dziewczynie włosy, na co ona zaczęła się głośno śmiać.
Na treningu z Robertem udoskonalaliśmy krav magę oraz boks. Przez cały trening rozmawialiśmy ze sobą tylko, gdy musieliśmy. Kiedy miałam opuścić salę treningową, zatrzymał mnie.
- Możemy znowu ze sobą normalnie rozmawiać? – spytał.
Miałam tak wielkie poczucie winy, które jak nowotwór zżerało mnie od środka. Byłam na siebie taka wściekła, że postanowiłam go okłamywać.
- Pewnie – odpowiedziałam posyłając mu delikatny uśmiech – Przepraszam. Za wszystko.
- Ja też przepraszam. Będzie tak jak dawniej? Nie chciałbym, abyś myślała, że mi na tobie nie zależy.
- Od teraz tak nie myślę – odparłam posyłając mu śmielszy uśmiech, a on od razu się rozpromienił.
„Dlaczego ten świat jest taki popaprany?” – spytałam wracając do szatni korytarzem i starając zapomnieć o swoim wstydzie.
Gdy tylko dotarłam do drzwi szatni, Krzysztof mnie zaczepił.
- Ala, możemy na chwilę? – spytał.
- Jasne! Co się stało?
- Rozmawiałem z Marii i wspólnie uzgodniliśmy, że jednak możemy potrzebować wsparcia – wyjaśnił, a ja pokiwałam głową.
- Dobra, zajmę się tym.
Wielkie wyjście Krzyśka i Marii miało się odbyć o 22. W podobnym czasie opuściliśmy internat. Ja siedziałam na ławce w parku, w oczekiwaniu na wiadomość od Marii. Plan był taki, że to ja miałam ściągnąć na siebie uwagę większości strażników, a w tym czasie oni sobie spokojnie wyjdą. Z góry założyliśmy, że skoro Slawkowiczowi najbardziej zależy na tym, abym to ja nigdzie nie wychodziła, tak moja kolejna próba ucieczki wywołałaby odpowiednie zamieszanie.
Próbowałam myśleć pozytywnie i nawet sobie nie wyobrażać, co by było gdybym przeliczyła swoje siły i było by ich tak wielu. Wówczas złapaliby mnie w mniej niż pięć minut.
Nagle mój telefon zawibrował. Spojrzałam na pasek powiadomień i gdy tylko zobaczyłam słowo „Już!”, usunęłam wiadomość i ruszyłam w kierunku lasu.
Nie musiałam się daleko zapuszczać, ponieważ od razu natrafiłam na pierwszych trzech strażników. Byłam tak rozpędzona, że nawet nie zdążyli odpowiednio zareagować, gdy podczas biegu podcięłam jednemu nogi i pobiegłam dalej. Cała trójka od razu ruszyła za mną, krzycząc coś do radio.
„Chyba działa” – pomyślałam.
Po jakimś czasie, jakby na zawołanie, usłyszałam że moi kompani zaczynają mieć zadyszkę. Specjalnie zwolniłam mówiąc:
- Ktoś tu chyba oszukiwał na testach sprawnościowych!
Sekundę później, zza drzewa wyskoczyła kolejna trójka strażników, którzy tym razem na pewno nie oszukiwali na testach sprawnościowych – biegli prawie tak samo szybko jak ja, co zmusiło mnie do podwójnego wysiłku. Musiałam zrobić wokół siebie niezły szum, ale nie mogłam pozwolić, aby mnie zbyt szybko złapano.
Przez cały czas starałam się pilnować kursu, aby nie zaprowadzić przypadkiem pogoni w stronę moich przyjaciół. Niestety, ale ciągle mi to utrudniali przybywający strażnicy, których gdy tylko gubiłam, z mroku wyłaniali się następni.
Przeskakując przez obalony pień drzewa, nie zdążyłam podnieść wystarczająco wysoko jednej nogi i spadłam na ziemię głośno klnąc.
Natychmiast dopadł mnie jeden ze stróży, który chciał unieruchomić mi ręce. W ramach obrony, kopnęłam go w krocze i gdy tylko uścisk zelżał, sama wykręciłam mu rękę, a potem kopnięciem posłałam go na ziemię. Już dobiegał do mnie następny robiąc zamach. Zrobiłam unik, a potem wyprowadziłam kontrę w krtań. Potem puściłam się pędem, zdając sobie sprawę, że zaczyna przybywać coraz więcej strażników. Nasz plan zaczynał działać.
Krzysztof prosił, abym dała im chociażby i czterdzieści pięć minut, a potem się schować. Wówczas minęło może i z pół godziny, ale to i tak wciąż mało.
Nagle padło kilka strzałów. Niby nie były groźne, ponieważ oni nie mogli mnie zabić, ale wolałam, aby nie strzelali.
Natychmiast obrałam kurs na bardziej gęstą część lasu, aby choć trochę ich zniechęcić do mierzenia do mnie.
Kiedy nie słyszałam żadnego nowego pocisku, odetchnęłam z ulgą, że znowu nie będę musiała mieć wolnego ze względu na rany.
Zostało mi niewiele czasu do zakończenia akcji i już się cieszyłam, że poszło mi tak gładko, gdy nagle zza drzewa wyskakuje inny strażnik. Ten był o wiele silniejszy i z łatwością pchnął mnie na drzewo, przyciskając moją krtań przedramieniem. Wbijałam mu paznokcie w rękę z nadzieją, że zaboli, ale jego twarzy była niewzruszona.
- Mam cię, ptaszku –powiedział wyciągając nóż – Jesteś taka przewidywalna.
- Nieprzewidywalny będzie Slawkowicz, gdy mnie udusisz… - wykrztusiłam, próbując złapać oddech.
On tylko przekręcił głowę, a następnie przystawił chłodny metal do mojego brzucha.
- Pójdziesz ładnie? – spytał – Czy mam ci go wbić tak jak ty mojemu bratu?
Pokiwałam tylko głową, a po dłuższej chwili postawił mnie na ziemię. Złapał mnie za ramię i przystawił nóż do gardła.
Ale gdy tylko odzyskałam siły, ścisnęłam mocno jego nadgarstek, w którym trzymał nóż, a potem jak najdalej mogłam odsunęłam swoją głowę. Następnie udało mi się podciąć mu nogi i powalić na ziemię. Mężczyzna ledwo upadł, a wycelował we mnie nożem. Na szczęście udało mi się zrobić unik.
- Może następnym razem! – pożegnałam się nie na długo, ponieważ pojawił się następny strażnik z nożem.
Czym prędzej odnalazłam rzucony nóż i przystąpiłam do walki.
Za każdym razem gdy przeciwnik próbował oddać cios, ja odskakiwałam do tyłu, cierpliwie czekając, aż zamachnie się głębiej, a wtedy złapałabym go za nadgarstek i kopnęłabym go w brzuch.
Gdy tylko nadarzyła się taka okazja, zrobiłam to i udałoby mi się, gdyby nie trzeci strażnik. Nowy przeciwnik złapał mnie od tyłu i wytrącił nóż z ręki.
Zaczęłam wierzgać jak dzika, próbując się uwolnić. Kopałam, gryzłam, drapałam i gdy już prawie wywinęłam się mężczyźnie, złapał mnie drugi za rękę i włosy. Zaraz po tym, gdy udało im się odsłonić mój brzuch i przytrzymać mnie prosto, trzeci zaczął uderzać w niego pięścią. Fale bólu zaczęły się rozchodzić po całym moim ciele i musiałam z całych sił zaciskać zęby, aby nie wybuchnąć płaczem.
- Miałam operację, debilu! – krzyknęłam, gdy byłam pewna że nie zniosę więcej – Uderz jeszcze raz, a nie doprowadzicie mnie żywej do szkoły!
Mężczyzna zatrzymał się i patrzył mi chwilę w oczy. Zobaczył w nich złość oraz zaciętość - ani grama fałszu. Natomiast jego oczy zdradzały szczere znudzenie i obojętność.
- Masz szczęście, że on cię chroni – odburknął – Jesteś najbardziej denerwującą dziewuchą  i już dawno dalibyśmy ci kilka lekcji dobrego wychowania.
- Dobry gospodarz, gdy gość chce wyjść, pozwala mu odejść – wytknęłam mu – Dlatego nie wydaje mi się, abyś był najlepszym nauczycielem dobrych manier.
Facet się zaśmiał i uderzył mnie prostą dłonią w twarz. Miałam ochotę go zniszczyć.
- Na twarzy nie miałaś operacji? – spytał – A może jednak? – kolejny cios.
- Co ty wyprawiasz?! – zawołał jeden z nadbiegających strażników – Przecież to Zalewska!
Mężczyzna przestał mnie bić, a ja utkwiłam w nim na stałe swoje nienawistne spojrzenie, którym starałam się zatuszować ból i upokorzenie.
- Szczerze? W dupie to mam, kim ona jest -  odpowiedział swojemu koledze, a ten zamilkł – A co do ciebie – zwrócił się do mnie – Za każdym razem, gdy spróbujesz uciec, będziesz dostawała coraz więcej lekcji dobrego wychowania. Jasne?
- Tak mi się teraz kręci w tej głowie, że chyba nie zrozumiałam – odpowiedziałam złośliwie, a on tylko się uśmiechnął i kazał strażnikom zaprowadzić mnie do Slawkowicza na dywanik.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz