Proszę państwa, przedstawiam wam mój zaginiony rozdział! Właśnie zrobiłam jedną z najgorszych rzeczy jaką mógł zrobić autor - pominęłam jeden rozdział. O to on! Nie ma tam zbyt wielu rzeczy, które by popsuły wam czytanie, więc mam nadzieję że się nie gniewacie. Tak w ramach wyjaśnienia, akcja się toczy w Warszawie, przed dokonaniem porwania.Na poczcie zakupiłam znaczek i kopertę. Jednak sam list napisałam dopiero po powrocie do wieżowca podczas gdy była moja kolej na czuwanie nad naszym celem. Kiedy tylko wybiła północ, moja zmiana dobiegła końca. Sara przyszła mnie zastąpić, a ja schowałam kopertę do kieszeni, podkradłam kluczyki do Jaguara i najciszej jak tylko mogłam udałam się do windy.
Wszystko szło jak z płatka i już myślałam, że uda mi się wyjść niezauważona, gdy nagle między drzwi wsunęła się czyjaś stopa. Drzwi się rozsunęły i ujrzałam uśmieszek Roberta.
- Dokąd się wybierasz o tej porze?
- Chcę się przewietrzyć - skłamałam mierząc się z nim wzrokiem.
- Widzę, że nieźle nauczyłem cię kłamać - odezwał się po chwili wchodząc do windy - Szkoda tylko, że idę za tobą odkąd zabrałaś kluczyki ze stołu.
Nagle zrobiło mi się gorąco, ponieważ wiedziałam że dalsze kłamstwa nie mają sensu. Ucieczkę też mogłam wykluczyć, gdyż właśnie zamknęła się za nami winda i zaczęliśmy jechać w dół.
Jednak bałam się przyznać, że chcę dowieść swoim rodzicom list o bardzo osobistej treści.
- Jadę samochodem, by się przewietrzyć. Co w tym dziwnego? - spytałam instynktownie wkładając rękę do tylnej kieszeni, gdzie trzymałam list.
Robert podszedł niebezpiecznie blisko pytając:
- Źle się czujesz?
- Trochę się denerwuję przed misją - powiedziałam pół prawdę.
Teraz nie wyglądał jak mój nauczyciel matematyki, mentor, opiekun czy kim on tam jeszcze był. Teraz stał przede mną Robert, który mnie nie wiedząc czemu cholernie pociągał. A co gorsza ja go chyba też.
- Mogę jechać z tobą? - spytał gładząc mnie po szyi. Przyspieszyło mi tętno.
- Liczyłam... na samotny spacer - odparłam z trudem. Zawsze, gdy byliśmy sam na sam i wiedzieliśmy, że nikt nas nie zobaczy, traciłam dla niego głowę.
- Jaka szkoda - odpowiedział rozbawiony i pocałował mnie.
Wtedy straciłam już zupełnie kontrolę nad sobą i oparłam się o ścianę, a on mnie przytrzymał. Jedną rękę trzymał na moim biodrze, a drugą włożył w moje włosy. Myślałam, że zemdleję, gdy przeniósł się na moją szyję, a rękę z biodra zsunął niżej. Jednym sprawnym ruchem wyjął moją kopertę z kieszeni odsuwając się ode mnie. Drzwi windy otworzyły się na parking, a ja wybiegłam za Robertem krzycząc:
- Oddaj mi to!
- Jednak aż za dobrze nauczyłem cię kłamać - ocenił rozgniewany - Co to jest?
Zatrzymałam się przed nim kilka metrów i nie mogłam wydusić ani jednego słowa.
- No czekam na wyjaśnienia - upomniał się - Do kogo jest ten list?
„Po prostu to powiedz. Zaufaj mu"
- To list dla moich rodziców - wyznałam zrezygnowana -Mieszkają w Warszawie.
Po tych słowach zapadła złowroga cisza.
- Po co do nich piszesz? - zapytał.
- To bardzo długa historia...
- W takim razie streść mi ją, albo tu i teraz podrę ci tę kopertę na strzępy - zagroził, a w jego oczach zobaczyłam coś, co mówiło że on nie żartuje.
- Tęsknię za nimi, dobra? Tyle lat z nimi spędziłam, tak wiele im zawdzięczam, że nie jestem w stanie przeżyć tego, że po raz pierwszy spędzę święta bez złożenia im życzeń! - odpowiedziałam starając się nie rozkleić - Zadowolony?
- No właśnie nie - odpowiedział zły, a potem westchnął i podszedł do mnie bliżej - Tak wiele dzielimy ze sobą sekretów, nawet te najdziwniejsze i najstraszniejsze, a ty boisz się mi powiedzieć, że chcesz pojechać do rodziców aby podrzucić im kartkę z życzeniami? - spytał rozczarowany.
- To nie o to chodzi... - próbowałam się usprawiedliwić - Ja po prostu... bałam się, że nie zrozumiesz i będziesz próbował mnie zatrzymać.
- Nie mówiłem ci nigdy o tym, ale ja też niejedno w życiu przeżyłem, więc naprawdę wiem jak to jest stracić kogoś, kogo się naprawdę kochało - odpowiedział, a mnie zrobiło się go żal.
Oddał mi list i wsiadł na śmigacz. Kiedy ja stałam nieruchomo, on się do mnie odwrócił i podał kask:
- To dokąd mamy jechać?
- Ja przepraszam, że ci nie powiedziałam - odpowiedziałam po chwili.
- Wybaczam, ale dokąd mamy jechać? - powtórzył pytanie.
- Powiem ci po drodze - odpowiedziałam zapinając kask.
Złapałam się za tył śmigacza. Robert w pewnym momencie się do mnie odwrócił, spojrzał na ręce i westchnął.
- O co chodzi? - spytałam w momencie, gdy się do mnie odwrócił, a potem złapał za obie moje ręce i położył sobie na pasie.
- To że mnie wkurzasz, nie znaczy, że nie jest mi miło, gdy moja pasażerka się mnie trzyma podczas jazdy - wyjaśnił, a ja przewróciłam oczami.
- Romantyk!
- Staram się jak mogę - odpowiedział, odpalił silnik i wyjechaliśmy z parkingu.Serce mi zatrzepotało w momencie, gdy wyjechaliśmy na zewnątrz, tuż pod nagie i rozgwieżdżone niebo. Blaski neonów i lamp rozświetlały uliczne mroki. Dołączyliśmy do ruchu i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Na budynkach i na łysych konarach drzew pobłyskiwały światełka przypominające o nadchodzących świętach. Na jezdni przybywało aut, a do klubów nocnych już ustawiały się kolejki.
„To właśnie ona. To Warszawa budzi się do życia."
Wzięłam głębszy oddech do płuc i zaciągnęłam się nim na chwilę. Dzięki temu mogłam się upewnić, że jeszcze żyję - że mogę cieszyć się chwilą i czuć się wolna, nawet jeśli to tylko złudzenie.
Robert w pewnym momencie skręcił w lewo i za chwilę mieliśmy wjechać do długiego tunelu, gdy spytał mnie:
- Czytałaś „Charlie"?
- Nie, a powinnam? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nawet więcej niż powinnaś - odpowiedział - Jak wjedziemy do tunelu, to wstaniesz? - zaproponował.
- Żartujesz.
- Mówię śmiertelnie poważnie. Nigdy tego nie robiłaś? - kiedy pokręciłam głową, poczułam jak pode mną wzdycha - A nie kusi cię spróbować?
Chwilę się nad tym zastanowiłam i gdy wjechaliśmy do tunelu odpowiedziałam:
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Złapałam się go mocniej jedną ręką i wyprostowałam się łapiąc w drugą dłoń przelatujące pomiędzy moimi palcami powietrze. Zaczęłam się cieszyć jak dziecko, gdyż to było coś niesamowitego i wartego spróbowania.
Gdy wróciłam do wcześniejszej pozycji, oparłam głowę o plecy Roberta i nie odczepiałam się od niego aż do przybycia pod mój dom.
- Ala? - spytał.
- Co?
- Już jesteśmy - odpowiedział rozbawiony, a mnie policzki poczerwieniały.
- Aha, dobra to ja za chwilę będę! - oznajmiłam i prędko udałam się w kierunku klatki starając się mu nie pokazywać swojej głupiej miny.
Wystukałam kod do klatki na klawiaturze i weszłam do środka. Odnalazłam moją „8" i pogładziłam palcami jej krawędzie.
„Jaka szkoda, że już nie należysz do mnie."
Wyciągnęłam kopertę i wrzuciłam ją do środka.
- I po wszystkim - powiedziałam do siebie nie zwracając uwagi na to, że ktoś właśnie wychodził z klatki. Nieznajomy na dźwięk mojego głosu się zatrzymał.
- Alicja? - spytał Grzegorz, a ja zamarłam.
Kątem oka dostrzegłam jego ciemnoblond czuprynę i brodę. Kiedyś miałam nadzieję, że zwróci na mnie uwagę, ale gdy tylko wzięła się za niego Dorota, odpuściłam sobie.
- Chyba mnie pan z kimś pomylił - palnęłam, a w głowie zaczęłam sobie bić brawo. Natychmiast wybiegłam z klatki.
- Zaczekaj! - oczywiście ruszył za mną.
- Jedziemy! - krzyknęłam do Roberta, a ten rzucił mi kask i odpalił silnik.
- Udało nam się - odczułam ulgę.
- Powiesz mi kto to był?
- Później, dobrze? - poprosiłam, a on mnie zrozumiał. Przez resztę podróży nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...