Rozdział 25

2.7K 251 26
                                    


Do powstania zostało siedem dni. Na ten czas maksymalnie zaangażowałam się w przygotowania. Upewniałam się, że niczego nie przegapiłam.

Niestety, ale takie poświęcenie kosztowało mnie ciągłym uciekaniem przed Robertem. Po bezsennych nocach, zwlekałam się z łóżka, jadłam śniadanie i pędziłam na lekcje. Potem odrabiałam zadania domowe i ponownie zabierałam się za przygotowania, z przerwą na treningi. A im częściej odmawiałam Robertowi, tym bardziej robił się sfrustrowany.

- Coś przede mną ukrywasz – powiedział ze złością – Co się stało? Znudziłem ci się już?

- Mam dużo pracy – to się stało! – odparowałam z wściekłością.

- Nad czym tak pracujesz? – nie odpuszczał – Matury i tak nie zdajesz, uczyć się nie lubisz, nic nie zarabiasz więc nad czym ty tak cholernie długo siedzisz?

Bolała mnie i jednocześnie irytowała jego zazdrość. Dopiero niedawno zrozumiałam, że on naprawdę nie stanie po mojej stronie i go stracę. Nie wybaczyłby mi sojuszu z ludźmi, którzy zabili miłość jego życia.

„Którą nigdy nie będę" – to mnie ciągle drażniło. Nieważne co by mi powiedział lub obiecał, ja zawsze wiedziałam, że nie wygrałabym rywalizacji z Aleksandrą. 

A mimo to, zrozumiałam to bardzo późno.

- Zostałam łowczynią, nie słyszałeś? – spytałam i wyszłam obrażona z sali treningowej.

Na domiar złego, dwa dni przed wybuchem powstania; wydarzyło się coś, co mnie mocno przestraszyło – Slawkowicz zwołał zebranie wszystkich łowców.

Zaproszono nas do sali konferencyjnej; czyli tam, gdzie w zeszłym roku byłam przesłuchiwana po uratowaniu Markosa.

Jak się wówczas okazało, łowcami zostawali głównie absolwenci, więc uczniowie byli naprawdę rzadkością. Jakie było moje zdziwienie, gdy wśród łowców (oprócz Roberta) zauważyłam też Modrzewskiego. Od razu gdy go rozpoznałam, poczułam strach, ale mimo to postanowiłam zachować swój zwykły, arogancki wyraz twarzy.

Do sali wszedł Slawkowicz, który bez zastanowienia się, zajął miejsce po mojej lewej stronie. Chciał, abym wiedziała że jestem dla niego bardzo ważna. A jednak wciąż miałam w swojej pamięci jego obraz, który z przejęciem opowiadał o moim testamencie. Przez ten cały czas, całkiem dobrze poznałam dyrektora i miałam świadomość, że zrobiłby wszystko, by dostać to co chce – na tym według niego polegało życie.

Mimo że zwykli śmiertelnicy mogliby pomyśleć, że jestem strasznie znudzona tymi wszystkimi zebraniami. Jednak prawda była taka, że czułam się tak jakbym miała, dosłownie, za sekundę zacząć uciekać przed hordą dzikich psów.

Po długo wyczekiwanym rozpoczęciu zebrania, przeszliśmy do powodu jego zwołania.

- Przepraszam was wszystkich, że was niepokoję, ale pojawiła się sprawa, której nie mogłem zlekceważyć. Może teraz oddam głos Robertowi Pawłowskiemu.

Robert wstał ze swojego miejsca, a ja poczułam, że serce zaczynało mi przyspieszać.

„Co ty wyprawiasz?" – spytałam go z nadzieją, że może jest telepatą i mi odpowie.

- Bardzo dziękuję, panie dyrektorze! – skłonił się Slawkowiczowi – Mam pewne informacje dotyczących następnych działań Egidy. Jeżeli moje źródło jest prawdziwe, to za tydzień lub za kilka dni może wybuchnąć w szkole powstanie.

„To niemożliwe"

Spojrzałam dyskretnie na Modrzewskiego, a on spojrzał na mnie przerażony. W sali natychmiast rozległy się szepty, krzyki i gorączkowe pytania. Wrzawa trwałaby jeszcze długo, gdyby nie przerwała jej łysa łowczyni.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz