Rozdział 16

3.5K 242 14
                                    

Wyjeżdżam dzisiaj na dwa tygodnie dlatego postaram się wrzucać dwa rozdziały na tydzień (ale to też zależy od zasięgu).

"Cause one voice is enough,
To make sleeping giants wake up.
To make armies put their hands up.
And watch whole nations stand up.
It's one belief, one spark,
One faith and one restart.
And we can reboot the whole chart,
Before it all falls apart" ~ Thousand Foot Krutch "Untraveled road"

Po dopiciu kawy i dokończeniu jajecznicy w jadalni, udałam się do naszego gabinetu, aby przystąpić do planowania spotkania z Shizune.
- Proponuję, aby spotkanie nie odbyło się w Polsce. Nasi informatorzy twierdzą, że kręci się tutaj pełno Araj – uzasadnił swoją propozycję Szymon.
- To dlaczego wcześniej żadnego nie spotkaliśmy? – spytałam, a on wbił we mnie zirytowany wzrok.
- Ponieważ po tym, jak postanowiłaś odegrać bohaterkę, Slawkowicz zainteresował się raportem, według którego trójka kiboli została pobita, ale oni sami nie chcą wydać sprawcy – odpowiedział, a ja ledwie zdusiłam parsknięcie.
Szymon tamtej nocy poczuł się bardzo urażony moimi uwagami, dlatego postanowił donieść na mnie w raporcie do Wandrów. Inaczej nikt by się nawet o Grześku nie dowiedział.
Natomiast najbardziej mnie rozbawiło jego nieudane kłamstwo. Dobrze wiedziałam, że dyrektor nie powiązałby pobicia trzech osiedlowych chuliganów ze mną. Przecież stowarzyszenie i Egida to nie są jedyne zorganizowane grupy działające w naszym kraju.
Miałam nawet pewne podejrzenia, co do jego tezy. To, co przekazali mu informatorzy, było kłamstwem zmyślonym przez Wankwaczorów. Gdy byłam blisko Egidy, stałam się zagrożeniem dla ich władzy. Im dłużej mnie miało nie być, tym dla nich lepiej.
- Pobici i zastraszeni kibole – faktycznie, brzmi bardzo tajemniczo!  – odparłam i od razu ucięłam temat  – To w takim razie, gdzie zaaranżujemy moje morderstwo?
- Może Wiedeń? – zaproponował Borys, zauważywszy, że Szymon na chwilę się obraził.
- Dobra, ale gdzie i jak? – pytałam.
- Musi to być miejsce, gdzie jest pełno ludzi. To ograniczy jego niebezpieczną fantazję.
- To może jakaś sala koncertowa? W Wiedniu jest ich pełno.
Mój pomysł przypadł Borysowi do gustu, ponieważ wreszcie skupił na mnie swój wzrok.
- Dobry pomysł – pochwalił mnie – To jak chcesz się nazywać?
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam…
- Tożsamość to jedno. Historia to drugie – wtrącił się jednak Szymon – Obawiam się, że Shizune może próbować szukać informacji na twój temat.
- On ma rację – spojrzał na mnie Borys, a ja skinęłam głową na znak, że się zastanawiam.
Kiedy wpadłam na pomysł, od razu się nim z nimi podzieliłam:
- A co jeśli byłabym nieślubnym dzieckiem jakiegoś polityka? Wtedy nie musiałabym figurować w żadnym rejestrze.
- Ale wtedy miałabyś mieć najlepszą ochronę na świecie – powiedział Borys.
- Nie, jeśli to zabójstwo zleciłby jej własny ojciec – wykombinował Szymon.
-  W takim razie trzeba wymyślić jakiś powód, dla którego ten ojciec zdecydowałby się usunąć swoją niewygodną córkę dopiero po osiemnastu latach od jej narodzin – przypomniałam i cała nasza trójka się zamyśliła.
- Chyba mam jakiś pomysł -  podniósł się Borys – Znam typy "córeczek tatusia" i wiem, że są bardzo kapryśne i rozpuszczone. Możemy zrobić tak, że  ta córka zażąda od ojca więcej pieniędzy na swoje utrzymanie, ponieważ w innym wypadku  postanowi wyjść z ukrycia.
- Brzmi jak niezły plan – uśmiechnęłam się do całej trójki.
Po dopracowaniu reszty szczegółów, ledwo opuściłam nasz gabinet, gdy zaczepił mnie na korytarzu jakiś agent.
- Panna Dostojewska? – wolał się upewnić, a ja uprzejmie skinęłam głową – Pan Modrzewski i Madejski wzywają panią do siebie.
- Dobrze, możemy już iść. Właśnie skończyliśmy – odpowiedziałam i pozwoliłam agentowi zaprowadzić się do ogromnego gabinetu.
Wszędzie wisiały lub wyświetlano mapy, zdjęcia jakiś twarzy i budynków. Na środku stał stół w kształcie litery U, na którego blatach stały komputery oraz walały się stosy dokumentów.
Wiktor stał z Kacprem i Modrzewskim przed mapą i nad czymś gorączkowo dyskutowali. Przy stole siedziała Marii i jakaś inna agentka Egidy. Obie przeglądały razem jakieś pliki w komputerze lub - jak znam dobrze Marii - grały sobie razem w szachy.
Natomiast Natasza i Tori, wspólnie okupowały białą tablicę. Natasza coś dyktowała, nie podnosząc wzroku znad komputera, a Zawiejska próbowała za nią nadążyć z przelewaniem jej myśli na płaszczyznę.
- Cześć wszystkim! Jak idzie konspiracja? – spytałam na wstępie i wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę.
Wszyscy moi przyjaciele szeroko się uśmiechnęli i podeszli się przywitać.
- Teraz nie możemy za długo rozmawiać – powiedziała przepraszająco Tori – Mamy dużo do zrobienia, ale potem jakoś to nadrobimy – obiecała, a ja machnęłam ręką na znak, aby się o mnie nie martwiła.
- Innej opcji nie widzę! – zawołałam wesoło i wszyscy wrócili do swoich obowiązków.
Podeszłam z Wiktorem do mapy, przy której ich wcześniej zastałam.
- Coś się dzieje?
- Mamy pewien dylemat – odpowiedział Mikołaj.
- I chcemy, abyś wyraziła w tej kwestii swoje zdanie – dodał Kacper, a ja powoli skinęłam głową.
- Okej, ale nie będziecie mnie potem bili? – upewniłam się.
- Już prędzej ty mi zrobisz krzywdę, niż ja tobie – odpowiedział Wiktor, a ja parsknęłam – Mamy dylemat dotyczący wyboru miejsca naszego drugiego powstania.
Wskazał palcem na mapę, na której były zaznaczone czerwone punkty.
- Mam rozumieć, że to są te szkoły, tak? – spytałam, podchodząc bliżej.
- Tak. Im większa kropka, tym szkoła jest ważniejsza i lepiej rozbudowana – odpowiedział Wiktor.
Spojrzałam na czarny punkt, który oznaczał nasza szkołę.  Domyśliłam się, że tym kolorem oznaczono szkoły częściowo już wyzwolone.
- Kacper uważa, że powinniśmy zająć się tymi mniejszymi szkołami – zaczął Wiktor – Ja natomiast myślę, że najpierw lepiej by było zabrać się za te większe, póki nie spodziewają się naszego ataku.
- Tylko problem polega na tym, że na pewno się go spodziewają – odparłam i zapadło milczenie – A przynajmniej biorą taką możliwość pod uwagę, skoro już doszło do masowych wystąpień po naszym powstaniu. Prawdopodobnie myśli, że moglibyśmy się z nimi jakoś skontaktować.
- Tylko, że my tego nie robimy – wtrącił się Modrzewski.
- Ale on o tym nie wie – spojrzałam na nauczyciela – Myślę, że rozsądniej by było, gdybyście się najpierw wzięli za coś mniejszego. Jeśli wam się uda, to zdobędziemy kolejny wyszkolony oddział do wyzwalania szkół Araj. Wierzę w wasze umiejętności i doświadczenie, – inaczej nie powstałby ten oddział – ale nie ufam Slawkowiczowi. Nie wiemy, co się teraz tam dzieje, dlatego o wiele bezpieczniejszym wariantem będzie odbicie jakiejś mniejszej szkoły.
- A co jeśli byśmy nie musieli ich znikąd odbijać? – spytał nas Kacper, a my skupiliśmy na nim uwagę – Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy „wypędzić” lojalnych Araj lub wziąć ich w niewolę, a szkołę jako budynek sobie zatrzymać.
- W sumie to całkiem niezły pomysł – stwierdził Wiktor, po przemyśleniu propozycji Kacpra.
- Mikołaj? – spytałam nauczyciela o opinię.
- To by się mogło udać. Wtedy oddział Nieprzyjaciół by się powiększył – zauważył, drapiąc się po brodzie w zamyśleniu – Ale wtedy musielibyśmy oddelegować tam jednostki, które umocniłyby zdobyty budynek.
- Przy najbliższej okazji porozmawiam o tym z Wandorami – obiecałam – Jestem z was cholernie dumna.
- Poczekaj najpierw, aż coś zdobędziemy! – zawołał Wiktor.
- Nie muszę. Wiem, że pokażecie im, kto tu rządzi – odparłam z uśmiechem.
Nagle do gabinetu wszedł Krzysztof i Paulina. Chłopak w rękach niósł laptopa i gdy tylko mnie zobaczył, od razu do mnie podbiegł.
- Musisz to zobaczyć – powiedział niezwykle poważnie jak na niego, stawiając na blacie laptopa.
To, co zobaczyłam, wywołało u mnie furię.
Na ekranie pokazano mi zdjęcia klęczących na ziemi uczniów, z założonymi za głową rękami. Nauczyciele mierzyli do nich z pistoletów.
Poznałam, że to byli uczniowie, ponieważ mieli na sobie mundurek szkolny.
Jeden z chłopców patrzył odważnie w ukryty obiektyw aparatu. W jego oczach nie widziałam strachu, mimo że tuż obok, na ziemi leżał już jego martwy kolega.
Patrzył na mnie, na widza, z dumą – jakby spełnił jakiś obowiązek.
Jakby umierał za wolność.
- Skąd macie to zdjęcie? Jesteście pewni, że to nie jest propaganda? – spytałam, zaciskając z całej siły palce na oparciu krzesła. Wyobrażałam sobie, że w taki sam sposób ściskam nimi krtań Slawkowicza.
- To nasza wtyka je wykonała – odparła Paulina – To byli członkowie nowoutworzonego ruchu oporu, który został zdemaskowany i rozstrzelany jak dezerterzy.
- Macie kontakt z informatorami? – spytałam, nie odrywając wzroku od chłopaka.
„Wygląda tak, jakby był w moim wieku”
- Tak, ale jest bardzo nieregularny.
- To macie im natychmiast powiedzieć, żeby nie przeprowadzali powstania na własną rękę, ponieważ sami do nich przyjdziecie. Niech trzymają siły w gotowości i w ukryciu, a gdy przyjdzie na to pora, obiecuję że będą mogli wyjść z cienia.
- Jesteś tego pewna? – spytał Kacper.
- Tak, jestem tego cholernie pewna.
- Ale…
- Ona ma rację – odezwał się Wiktor – O wiele bardziej nam się przydadzą żywi niż martwi.
- Tylko musicie się z tym liczyć, że twoje słowa mogą ich nie powstrzymać – zwrócił mi uwagę Modrzewski.
- Tak było przecież z wami – dodała Paulina – Wiedzieliście, że macie rację, więc nikogo nie słuchaliście. Robiliście to, co podpowiadało wam serce, a nie rozum. I właśnie w ten sposób przemówiliście do tych wszystkich ludzi – poderwaliście ich serca i zagłuszyliście rozum oraz strach.
Wiedziałam, że miała rację, ale nic od razu nie odpowiedziałam. Gapiłam się natomiast na zdjęcie młodego chłopca. Jego oczy nie były smutne ani wystraszone, tylko dumne. Można byłoby powiedzieć, że odważnie spoglądał śmierci w oczy.
Ale to nie na nią patrzył, ani nawet na obiektyw informatora.
On patrzył na mnie.
Chciał mnie zapewnić, że wiedział, co robi.
Znał ryzyko i konsekwencje, ale był gotowy za tę sprawę umrzeć.
To była moja armia, a ja byłam ich nowym Napoleonem. Nie mogłam zabronić im walczyć – powinnam zarządzać nimi w taki sposób, aby ich śmierć nie poszła na marne.
- Mam pomysł – oznajmiłam wszystkim i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Dokąd idziesz? – spytał Kacper.
- Zaraz zobaczysz – odparłam tylko i opuściłam gabinet.
Dotarłam do Wandorów i szybko przedstawiłam im mój plan. Bez większych oporów – ale z niechęcią – postanowili zgodzić się na moje żądanie.
Uruchomili mikrofon, a następnie głos Stelli rozbrzmiał w całej kwaterze:
- Prosimy wszystkich o stawienie się na zebranie, w sali głównej. Mamy dla was bardzo ważny komunikat.
Przygotowano dla mnie mikrofon, a następnie udaliśmy się na balkony z widokiem na salę główną – chciałam, aby wszyscy mnie widzieli.
Pod sobą miałam ogromny, buzujący w niepokoju i ekscytacji tłum. Kiedy tylko nas dostrzeżono, wszyscy zamilkli.
- Witam was wszystkich! – powiedziałam do mikrofonu i cały tłum skinął mi głową – Nazywam się Alicja Dostojewska – Zalewska. Przepraszam, że przerwałam wam pracę, ale chciałabym abyście mogli usłyszeć, co mam wam do powiedzenia, skoro po tylu latach w końcu trafiłam do Egidy – zrobiłam przerwę – Prawdopodobnie już o tym wiecie, ale chciałabym wam to osobiście powiedzieć –mamy wojnę z Araj, w wyniku której straciliście na pewno wiele bliskich osób – spojrzałam na tłum i zobaczyłam jak niektórzy pochylają głowy w cichym milczeniu – Wiem też, że wielu z was oddałoby za tę sprawę swoje życie - i słusznie, bo macie rację. Nie ma takiego prawa, które pozwala na to, co zrobił nam wszystkim Slawkowicz. Mamy prawo czuć się bezpiecznie, mamy prawo do własnych poglądów, do podejmowania własnych decyzji oraz do życia - Slawkowicz złamał je wszystkie i nie możemy mu tego puścić płazem. Nie pozwolę mu się więcej terroryzować - ani siebie ani następnych Araj. O wolność trzeba ciągle walczyć i tak będzie w tym wypadku, ponieważ żadna istota nie dała mu takiej władzy! Nie ma żadnego wytłumaczenia, które usprawiedliwiłoby jego czyny - zło, którego się dopuścił, trwa już zbyt długo. Bardzo doceniam wasze poświęcenie oraz lojalność w walce dla Egidy – dotknęłam prawą ręką swojego serca -  Dlatego tu i teraz biorę sobie was za świadków mojej obietnicy, że Stowarzyszenie Araj upadnie. Jestem w stanie oddać za to życie – tak samo jak i wy. Bardzo dziękuję, że walczycie dla sprawy, za którą umarli moi rodzice – naprawdę to doceniam i wierzę, że razem uda nam się wywalczyć sen o wolność i pokoju.
Ukłoniłam się i nastąpił długi aplauz. Ludzie wiwatowali na moją cześć.
- Niech żyje Alicja, a dla Slawkowicza szubienica! – ryknął Krzysiek i wszyscy od razu podłapali jego hasło.
Poczułam bijącą od nich siłę oraz nadzieję, że ten ogromny mord kiedyś się skończy. Od tamtej pory dźwigałam ogromne brzemię, wymagające dużej odpowiedzialności.
Ale tak naprawdę nie bałam się tego.
Mimo wielu chwil załamania, wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać.
Paulina miała rację – wiedziałam, że miałam rację, więc potem już nic nie mogło mnie powstrzymać.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz