Bardzo długo myślałam nad dzisiejszą fryzurą, ale zdecydowałam się na pozostawienie rozpuszczonych włosów. Wyciągnęłam granatową koszulę, czarną spódnicę i zawiązałam na niej krawat. Tak wyglądał mój strój do szkoły według regulaminu. Założyłam baleriny z niewysokim obcasem, albowiem wyższe są surowo karane. Przynajmniej tak było napisane.
Przełożyłam torbę przez ramię oraz zgarnęłam ściągę z planem lekcji, po czym opuściłam pokój.
Po drodze, zahaczyłam o stołówkę. Wchodząc, zauważyłam śniadającą paczkę Kacpra. Zignorowałam jego spojrzenie i podeszłam do szwedzkiego stołu. Chwyciłam rumianego rogalika, nalałam sobie kawy do kubka na wynos, a następnie opuściłam stołówkę.
Kacper i jego „przyjaciele" obserwowali mnie ukradkiem i nie odezwali się do siebie nawet słowem, od momentu mojego przybycia. Zauważyłam, że nie ma wśród nich Szymona. Nagle poczułam pragnienie odkrycia, co mnie wczoraj ominęło, ale prędko je stłamsiłam. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Wyszłam w końcu na korytarz i wyciągnęłam mapkę. Według niej, musiałam przejść tym samym korytarzem, którym tędy przyszłam, aby dostać się do skrzydła szkolnego. Schowałam karteczkę do kieszeni i wdrapałam się schodami na pierwsze piętro, po czym skręciłam w kierunku łącznika.
Z rana wystrój szkoły nie wydawał się już taki przytłaczający, a mimo to gdzieś w środku mnie został niepokój. Przez całą noc nie zmrużyłam oka, zastanawiając się, czy wczoraj naprawdę zobaczyłam Roberta, czy to były tylko zwid spowodowany nadmiarem skrajnych emocji.
Trafiłam do głównego holu, z szerokimi schodami i szłam cały czas na przód. Kiedy przekroczyłam próg kolejnych masywnych i wysokich drzwi, zmieniła się atmosfera. Po korytarzu niosły się echa, co w reszcie budynku zostało wyeliminowane. Na podłogach już nie było dywanów tylko kamienne kafelki. Okna nie miały zasłon, tylko szerokie parapety, na których gdzieniegdzie siedzieli uczniowie powtarzający materiał na lekcję. Pod ścianami stały ławeczki, które były masowo okupywane przez całe wesołe gromadki lub śpiochów.
Wyciągnęłam swoją ściągawkę i sprawdziłam numer sali, po czym zaczęłam sprawdzać numery klas na tym piętrze. Zajęło mi to trochę czasu, ale po wczorajszych przeżyciach nie miałam odwagi nikogo prosić o pomoc.
Kiedy dotarłam na koniec korytarza, weszłam schodami do góry, a następnie sprawdziłam numer pierwszej klasy, na którą natrafiłam.
„Numer 159"
Moja klasa musiała być już blisko. Szłam dalej, starając się zapamiętać rozmieszczenie sal na tym piętrze. W końcu odnalazłam swoją klasę na końcu korytarza. Przeczytałam szyldzik na drzwiach.
„Sala matematyczna"
To chyba tutaj. Sprawdziłam godzinę na telefonie. Miałam jeszcze pięć minut.
Usiadłam na parapecie i szukałam oznak nadchodzącej jesieni z przerwami na rzucanie ukradkowych spojrzeń na uczniów czekających na korytarzu.
Każdy z nich wyglądał tak, jakby nosił jakiś ciężar i wcale nie chodziło mi o torby z książkami , czy wertowane naręcza notatek. Mimo swojego perfekcyjnego wyglądu, widać było ich zmęczenie i wory pod oczami. Mimowolnie pociągnęłam łyk kawy z termosu.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy lekcja się zaczynała. Otrząsnęłam się z odrętwienia dopiero, gdy ktoś zastukał w moje ramię. To Szymon. Uśmiechnęliśmy się do siebie oboje.
-Cześć- przywitałam się.
-Cześć.- odparł, po czym wskazał na otwarte drzwi do klasy- Zaraz przyjdzie nauczyciel, mamy czekać w klasie.
-Dobrze- oznajmiłam i zeszłam z parapetu.
Klasa wyglądała jak sala z wykładami. Zamiast ławek były niewysokie trybuny, a na samym dole biurko nauczyciela i dwie, ogromne tablice.
Szymon pokierował mnie do odpowiedniego rzędu i siedzieliśmy obok siebie. Wypakowałam zeszyt, książki i długopis na blat i z wyczekiwaniem wpatrywałam się w krzesło nauczyciela.
-Ala- szturchnął mnie delikatnie Szymon- Przepraszam za tę kolację...
-Nie przepraszaj, nie gniewam się na ciebie. Zachowałeś się porządnie.- uspokoiłam go, a on odetchnął z ulgą.
-Bałem się, że cię skrzywdziłem.
-Niby jak?- spytałam, ale tak naprawdę zrobiłam to, aby nie zauważył mojej reakcji na to zdanie. Wzruszyło ono we mnie dawno uśpioną część, a mianowice tę, która wierzy w przyjaźń.
"Ale tak naprawdę przyjaźń nie istnieje. Już się o tym kilka razy przekonałam i już nie zniosę więcej rozczarowań."
-Kacper i Krzysztof zachowują się czasami jak buraki- zauważył błyskotliwie Szymon- i będą się tak zachowywali pod warunkiem, że im na to pozwolisz. Postawiłaś im się już dwa razy i wywarłaś na wszystkich ogromne wrażenie.
-Cieszę się niezmiernie- odparłam znudzona.
-Pamiętasz Wiktora? Od razu po powrocie do stołu, usłyszałem jak strofuje Krzysia swoim chłodnym tonem. Bronił cię też przed dziewczętami.
-Akurat na ich sympatii ani trochę mi nie zależy.- bawiłam się długopisem- Wróciłeś do stołu?
-Tak, zaraz po tym jak się poszarpałem z Kacprem i rozdzielił nas matematyk.
-Nie mów, że się szarpaliście dlatego, że tupnęłam nóżką i opuściłam stołówkę.- powiedziałam żartobliwie, a on zachichotał.
-Tak mniej więcej.- odpowiedział, a drzwi do klasy zatrzasnęły się. Wszyscy uczniowie wstali, a Szymon złapał mnie za ramię i pociągnął do góry.
-Witajcie, siadajcie.- przywitał się krótko Robert. Kiedy wychwycił moje spojrzenie, uśmiechnął się szeroko.- Witam również pannę Alicję.
Przełknęłam ślinę. Chwilę przytrzymywał moje spojrzenie, a po chwili usiadł na krześle. Rozpiął mankiety białej koszuli podciągnął je pod łokcie i zawołał:
-Zapiszcie temat lekcji. Alicjo!- zawołał mnie ponownie, a ja niechętnie podniosłam głowę do góry- Zostań dzisiaj po lekcji, dobrze? Dam ci dodatkowe materiały, abyś dogoniła klasę.
-Dobrze, panie profesorze.- odpowiedziałam i ponownie pochyliłam głowę.
On nie chciał dać mi żadnych materiałów dydaktycznych. W poprzedniej szkole, na lekcjach matematyki konstruowałam samoloty z patyczków po lodach, ponieważ ten przedmiot miałam w małym palcu. I on o tym wiedział, tak samo tak jak ta cholerna szkoła. Chodziło o coś innego.
O coś, co wywoływało u mnie nieprzyjemne skurcze żołądka.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
Action|Jestem w trakcie poprawy błędów| betuje: HAAAAX, za co bardzo dziękuję. "Chodzi o to, że wciąż uważasz, że mamy wybór w kwestii dobra i zła. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, chcemy tego samego. Skrycie pragniemy potęgi i władzy. Ty też jej...