Rozdział 40

3.5K 312 29
                                    



Wiem, że to głupio zabrzmi, ale po miesiącu nauki w tej dziwnej szkole postanowiłam zadzwonić do rodziców. Na początku byłam strasznie zła, że to oni tego nie zrobili pierwsi. Zupełnie tak jakby wysłali mnie na sam koniec świata i już więcej się mną nie przejmowali. Zanim wybrałam w komórce numer, kilka razy przemyślałam wszystko.

- Cześć mamo - zaczęłam.

- Alicja? - wypowiedziała zaskoczona moje imię - Dlaczego dzwonisz? Czy coś się stało?

- O to samo chciałam zapytać, ponieważ długo się nie odzywaliście - odpowiedziałam obojętnie nasłuchując nastałej ciszy po drugiej stronie.

- Tak nam przykro Alu - powiedziała autentycznie zasmucona mama, a ja spaliłam się ze wstydu.

- W porządku, sama się też przecież nie odzywałam. Przepraszam.

- Nie przepraszaj, ponieważ nie o to chodzi - odpowiedziała pospiesznie, a ja niemal oczami wyobraźni widziałam jak płacze.

- Mamo, co się dzieje? - spytałam zaniepokojona.

- Niestety nie mogę ci tego powiedzieć - powiedziała, a potem wyraźnie straciła nad sobą panowanie i rozpłakała się na dobre. Byłam w szoku.

- Mamo, powiedz mi co się dzieje - zażądałam stanowczo, mimo że cała dygotałam.

Nagle popłakiwanie mojej matki ucichło i zamiast tego usłyszałam spięty głos swojego ojca:

- Cześć Alicja.

- Tato! Natychmiast powiedz mi co się dzieje.

- Chodzi o to, że odkąd jesteś w tej szkole, sytuacja trochę się zmieniła – wyjaśnił, nie wyjaśniając nic.

- Jaka sytuacja? - spytałam marszcząc brwi, a potem mnie olśniło - Macie problemy finansowe? - usłyszałam ciche westchnienie w słuchawce - Tato, jeżeli jest taka potrzeba, zaraz wsiadam w pociąg i do was jadę. Pomogę wam.

- To nie my jesteśmy w tarapatach, Alu - odpowiedział - To ty je masz, a my nie możemy ci pomóc i to nas najbardziej boli.

Chwilę się zastanawiałam, o jakie problemy im chodzi, a potem przypomniałam sobie o incydencie z Dorotą.

- Tato, jeżeli chodzi o ten wypadek na imprezie to nie musicie się martwić - poinformowałam go - Jestem w końcu dużą i dzielną dziewczynką. Już prawie zostawiłam to za sobą i idę dalej.

- Wierzę, że jest tak jak mówisz Ala. - zapewnił mnie ojciec - Jesteś silna, sprytna, odważna i potrafisz walczyć o swoje. W to nigdy nie wątpiliśmy, ale teraz chodzi o coś zupełnie innego. Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo i nawet nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić, bo wciągnięto cię w sam środek tego bagna bez twojej zgody – powiedział ojciec już też ledwo kontrolując swoje zdenerwowanie i złość.

Chwilę oboje milczeliśmy, a ja zastanawiałam się nad właśnie usłyszanymi słowami, a potem nie mogłam się zdecydować, czy chcę usłyszeć więcej.

- Tato - podjęłam ponownie - Jeżeli coś wiecie, to powiedzcie mi o tym. Skoro ktoś zadecydował o moim życiu to proszę, abyś pozwolił mi chociaż tym razem dokonać wyboru. Chcę wiedzieć, co się dzieje.

Ojciec chwilę myślał nad moim żądaniem, gdy wreszcie westchnął.

- Chodzi o to, że nie możesz do nas już nigdy dzwonić - wyjawił, a ja poczułam jak krew gęstnieje w moich żyłach - Nie możesz nas też nazywać swoimi rodzicami, ponieważ pod względem genetycznym nimi nie jesteśmy. Twoi prawdziwi, biologiczni rodzice to Aneta i Daniel Dostojewscy - po wypowiedzeniu tego nazwiska, wciągnął gwałtownie oddech i niemal widziałam jego łzy, które tak rzadko miewał - Wybacz nam Alu.

- Nic nie rozumiem! - wykrzyknęłam do telefonu - Przestań żartować, bo ja tego nie rozumiem! - zawyłam rozpaczliwie, mimo tego że w głębi duszy wiedziałam, że on nie żartuje, a już na pewno nigdy nie płacze.

- Wybacz nam Alu. Całe życie próbowaliśmy cię chronić, dać ci normalne życie, ale nie przewidzieliśmy tego, że jesteś tak niezwykłym dzieckiem.

- Proszę, nie rozłączaj się...

- ... kochamy cię jak własne dziecko, ale teraz nie możemy się już kontaktować. Pamiętaj, że bardzo cię kochamy i nigdy o tobie nie zapomnimy.

- Ani się waż! - wrzasnęłam.

- Żegnaj Alu i pamiętaj: nie daj się złamać... - wypowiedział swoją ostatnią ojcowską radę i zakończył rozmowę.

- Powiedziałam, że masz się nie rozłączać!!! - ryknęłam i zwaliłam lampę na ziemię. Podbiegłam do biblioteczki i zaczęłam zrzucać wszystkie książki na ziemię, niektóre posyłając jednym kopniakiem w drugi kąt pokoju.

Gdy na półkach został ten jeden, poszukiwany przeze mnie tom, chwyciłam go i otworzyłam na stronie osiemnastej (mój ulubiony numer) i wyciągnęłam moją rodzinną fotografię.

Usiadłam na podłodze gładząc i wodząc palcami po twarzach moich rodziców na fotografii, którą wykonał nam jeden z turystów nad morzem, gdy miałam może z dziesięć lat.

Nie było nas wówczas stać na podróże za granicę, dlatego podróżowaliśmy po pobliskich miasteczkach. Mimo to moim największym marzeniem tego czasu był widok i dotyk polskich, morskich fal. Nawet miałam w swoim pokoju słoik z napisem „Na wyjazd nad może!" ( Dobrze, że wy w moim wieku byliście jastrzębiami ortografii! )

Oczywiście, nie wpadało tam zbyt wiele, ponieważ jako dziesięciolatka nie miałam dużych pieniędzy oprócz miesięcznego kieszonkowego wysokości dziesięciu złotych (po co takiemu brzdącowi jak ja więcej?) .

Pewnego razu rodzice powiedzieli, że mają dla mnie niespodziankę i gdy byliśmy całkiem niedaleko, mama zawiązała mi przepaskę na oczach, której nie zdejmowałam dopóki nie stanęłam na najprawdziwszym plażowym piasku.

Na samo wspomnienie mojego uradowanego pisku i tego jak w ubraniach wbiegłam do morza; ale dzięki szybkiej reakcji mojej matki zdążyłam pomoczyć tylko skarpetki i sandałki, poczułam ogromny ból.

„To niemożliwe. Oni muszą być moimi rodzicami"- myślałam wtedy.

Jednakże wiedziałam, że mój ojciec nie kłamał. W moim życiu zaczęło się dziać coś naprawdę złego, a on mi to wreszcie powiedział.

Wtedy zrozumiałam jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu.

Zrozumiałam, że to nie więzy krwi, genetyka czy drzewo rodowe decyduje o tym, że stajemy się rodziną.

Aby pokochać drugiego człowieka jak rodzinę potrzebujemy miłości, o której często świadczą nasze czyny i poświęcenie.

Chwyciłam telefon i napisałam:

Mogę spełnić waszą prośbę, aby się z wami więcej nie kontaktować, jednakże nie mogę przestać nazywać was rodzicami. Kocham was i nie obchodzi mnie to, czy jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Dziękuję wam za wszystko. Do zobaczenia.

Wasza córka na zawsze - Alicja

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz