Rozdział 34

3.8K 308 6
                                    

Głupio było mi się przyznać, że czułam się niespokojna w tunelu dlatego wciąż się nerwowo rozglądałam dookoła i niemalże każdy dźwięk doprowadzał mnie do zawału. Prawie przez większość czasu szłam na końcu naszego pochodu, a przede mną był Krzysztof i na początku stał Wiktor. W momencie gdy Wiktor kopnął puszkę, wrzasnęłam tak głośno że moi towarzysze nie mogli opanować śmiechu przez ponad pół godziny.
- Bardzo śmieszne - burknęłam pod nosem zła, że boję się tak błahych rzeczy.
- Dobra, już chyba wystarczy - powiedział w pewnym momencie Krzysiek wciąż łapiąc się za brzuch - Chodź przede mnie to może będziesz mniej strachliwa.
- Po prostu boję się tuneli i prawie każdego miejsca, gdzie jest ciemno - wyjaśniłam odrobinę speszona.
- Każdy się czegoś boi - pocieszył mnie Wiktor - Odwagą nazywamy cechę, która pozwala nam pokonywać swoje lęki i je akceptować. Gdyby ludzie się niczego nie bali, nasza rasa już dawno by wyginęła.
- Wielka głowa ma rację - wtrącił się Krzysztof.
- A wy czego się boicie? - zagaiłam.
- Ciebie - odpowiedział żartobliwie Krzysztof, a ja się uśmiechnęłam.
- Szczerze? Ja mam lęk wysokości - wyznał Wiktor- Kiedyś próbowałem go zwalczyć, ale skończyło to się moim omdleniem na szczycie wieży Eiffla - przypomniał sobie, a my wybuchliśmy śmiechem.
Bardzo byłam im wdzięczna za tę rozmowę. Dzięki niej przestałam się skupiać na wszystkim dookoła tylko po prostu szłam do przodu.
- Mogę mieć do ciebie Krzysztof pytanie? - spytałam nagle.
- Co tylko zechcesz - odpowiedział.
- Co ty tam robiłeś? W sensie, w okolicy klubu?
- No cóż - zaczął nie chętnie - jako pierwszy pojawiłem się przy samochodach, ale przypomniałem sobie, co obiecałem twojemu Kacperkowi...
- Chwila, jakiemu mojemu Kacperkowi? - przerwałam mu zdezorientowana.
- Pamiętasz jak o mały włos nie pobił Markosa za to, że cię z nim rozdzielił w szkole? Obiecałem mu, że będę cię miał na oku i to go uspokoiło.
To co powiedział Krzysztof, strasznie mnie zaskoczyło, ponieważ myślałam, że Kacper ma dość mojej nieporadności.
- Gdy ty pobiegłaś po Wiktora, wszyscy zbiegli na niższe piętro i tam się rozdzieliliśmy - kontynuował - Ja uciekłem jako jeden z pierwszych, ale że ciebie i Wiktora wciąż nie było, to postanowiłem po was wrócić. W przejściu minąłem się z Markosem, a potem usłyszałem krzyk Wiktora i postanowiłem zawrócić.
- Czyli widziałeś, jak nas zostawił? - zapytałam, a potem zapadła niezręczna cisza - Co jest? Dlaczego milczycie?
- Prawdopodobnie mnie nie posłuchasz, - zaczął Wiktor- ale jak wrócimy to nawet o tym nikomu nie wspominaj.
- Niby dlaczego? Przecież jakby nas złapali, to schrzaniłby całą akcję! Przecież jakby zaczekał, odjechalibyśmy bez kłopotów...
- Wiktor ma rację - powiedział ponuro Krzysiek - Markos jest najstarszym uczniem i naszym liderem, a my jesteśmy mu winni lojalność.
- Wy jesteście, ja jestem tutaj w gości - przypomniałam.
- Owszem, ale jeżeli nie chcesz mieć go za wroga...
- A uwierz mi, że nie chcesz... - wtrącił Wiktor.
- To przemilcz po prostu tę sprawę.
- Ale to jest niesprawiedliwe - oburzyłam się.
- Wiem, że nie jest, - przyznał mi rację- ale nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość. Każdy prawnik po studiach ci to powie.
Westchnęłam tylko i pokiwałam pokornie głową.
- Dobrze, w takim razie nic nie powiem.
- Mądra dziewczynka - pochwalił Krzysiek i ponownie zapadła głucha cisza.
Podróżowaliśmy jeszcze w ciemności może z półtorej godziny, a przynajmniej tak mi się wydawało. Mimo, że zdeklarowałam się do przemilczenia zdrady Markosa, to trudno mi będzie nie żywić do niego urazy. Zastanawiało mnie też, kim byli ci ludzie, którzy otworzyli do nas ogień. Przecież tak nawet policja nie postępuje, a o ochroniarzach już nie wspominając. Kiedy już chciałam o to spytać, zrozumiałam że chłopcy by mi nie odpowiedzieli, ponieważ nie jestem jedną z nich.
W pewnym momencie Wiktor się zatrzymał.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Nie, wszystko w najlepszym porządku. Chyba znaleźliśmy koniec tunelu - wyjaśnił chłopak.
Na tę wieść o mało co nie pofrunęłam pod sam sufit.
- Potrzebujesz latarki? - zaoferował Krzysiek, gdy Wiktor zaczął obmacywać przed sobą ścianę.
- A masz?
- Się wieb- odpowiedział po czym podał chłopakowi włączoną latarkę.
- Świetnie - odpowiedział Wiktor i naszym oczom ukazał się wielki komin zakończony włazem. Gdy zobaczyłam, że wyjście znajduje się w miarę wysoko, jęknęłam bo byłam wykończona po całej nie przespanej nocy.
Wiktor też nie był zadowolony, biorąc pod uwagę to, że ma lęk wysokości. Postanowiłam dodać swojemu przyjacielowi otuchy i położyłam mu dłoń na ramieniu mówiąc łagodnie:
- Wszystko w porządku? Może pójdziesz po Krzysztofie i posiedzisz ze mną tutaj chwilę?
Chłopak już chciał potrząsnąć głową, ale Krzysztof poparł mój pomysł.
- Tylko będę musiał wziąć latarkę - spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głową.
- Wytrzymam te kilka minut w ciemności - odparłam z uśmiechem.
Krzysztof przyglądał mi się chwilę, tak jakby chciał się upewnić, że wiem co mówię, a potem zapalił latarkę, włożył ją sobie między zęby i zaczął się wspinać do góry. Ja oparłam się o ścianę i usiadłam. Wiktor uczynił to samo.
- Spokojnie, - zaczęłam rozmowę - jak spadniesz to cię złapię.
- Czekałem, aż to powiesz - zażartował, a ja zachichotałam.
Siedzieliśmy tak w ciemności milcząc, gdy nagle usłyszeliśmy jak Krzysztof na przemian klnie i siłuje się z włazem. Jednakże udało mu się go otworzyć i do tunelu zawitała smuga światła.
- Dobra, teraz ty Wielka Głowo! - zawołał do nas z góry Krzysiek.
Wiktor nie chętnie podniósł się z ziemi, a ja zrobiłam to samo.
- Po prostu nie patrz w dół i skup się na tym, jak cudownie się będziesz czuł gdy wrócisz do swojego łóżka po tak ciężkiej nocy - poinstruowałam chłopaka.
- Lubię cię, kiedy jesteś taka optymistyczna - wyznał.
- Spokojnie, poczekaj jeszcze chwilę, a znowu zacznę narzekać - zażartowałam, a on się wyszczerzył. Po chwili odwrócił się do szczebli, westchnął i zaczął się wspinać. Skorzystał z mojej rady i ani razu nie spojrzał w dół. Kiedy udało mu się już wdrapać na samą górę, z ulgą weszłam na pierwszy szczebel.
Za każdym razem, gdy musiałam się podciągnąć do góry, mięśnie przypominały mi że już wyczerpałam limit mojej sprawności fizycznej i będę miała takie zakwasy, że się nie pozbieram. Potem sobie jeszcze przypomniałam o jutrzejszym treningu tańca i o mało nie zwymiotowałam.
„ Dasz sobie radę. Po prostu wyjdź z tego cholernego tunelu "
Na samym końcu Krzysztof i Wiktor podali mi ręce i wciągnęli do góry. Potem zamknęli właz, a ja zaczęłam się rozglądać dookoła. Byliśmy na leśnej polanie i już dawno było po świcie.
- Wiecie może, w którą stronę teraz mamy iść? - spytałam swoich towarzyszy.
- Ty się rozejrzyj i mi powiedz - odpowiedział Krzysiek - To tutaj mieliśmy zajęcia z orientacji.
Zrobiłam obrót o kilka stopni, a gdy to mi nie pomogło, podeszłam do jednego z drzew.
„Sosna" - pomyślałam. Nie mogliśmy być daleko. Spojrzałam na korę drzewa i za pomocą rosnącego mchu, znalazłam północ i tym samym rozpoznałam kierunek, w którym musimy iść by dojść do szkoły.
- Tędy? - wskazałam kierunek, a Wiktor pokiwał uśmiechnięty głową.
Krzysztof poklepał mnie po plecach.
- Brawo świeżaczku - pochwalił mnie - Właśnie przetrwałaś swoją pierwszą nocną akcję koncertowo.
- Dzięki - powiedziałam uśmiechnięta i skierowaliśmy się dumnym krokiem w stronę szkoły.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz