Rozdział 27

4.6K 296 7
                                    

Marika gadała przez całą podróż jak najęta i wciąż coś szeptała do Sabiny. Natomiast siostra rudej w milczeniu patrzyła przez okno. Po kilku minutach postanowiłam zrobić to samo.
Nie byłam całkiem świadoma tego, jak szybko mijał mi czas. Nie mrugnęłam nawet okiem, a już wjeżdżaliśmy do centrum Szczecina.
-Hej nudziary!- zawołała do nas Marii- Wstawajcie! Już jesteśmy prawie na miejscu.
-Która godzina?- spytała ziewając Tori.
-23:25- odpowiedziała uprzejmie Sabina.
-Naprawdę?- ożywiłam się.
-Tak, a to oznacza że spokojnie zdążymy jeszcze poszaleć i wykonać zadanie.- odpowiedziała podekscytowana Tori.
-To dokąd najpierw jedziemy?- zapytałam.
- Kaskada*.- odparła lakonicznie Sabina wjeżdżając na główną drogę, którą oświetlały chyba wszystkie kolory tęczy.
Z tego co pamiętałam z mojego krótkiego pobytu w Szczecinie, to Kaskada nie powinna być już czynna.
-Jak my się tam dostaniemy o tej porze?
-Za dużo zadajesz pytań, wiesz? Może pożyj sobie jeszcze chwilę w niepewności i nieświadomości?- zaproponowała Marii.
-Nie zadawałabym tylu pytań, gdybyście mi udzieliły trochę więcej informacji.
-Trzeba było się spytać Kacpra zanim się zgodziłaś na wypad. Coś ci mówi przysłowie o kupowaniu kota w worku?- spytała złośliwie.
-Albo się obie w tym momencie zamykacie, albo wysadzam was w tej chwili i resztę nocy spędzicie włócząc się po mieście.- zagroziła Sabina i nastała cisza.
Marii zrobiła obrażoną minę i odwróciła się demonstracyjnie plecami do Sabiny. Westchnęłam i powróciłam do obserwacji nocnych ulic.
Niektórzy się śmieją, że Szczecin to wioska z tramwajami. Osobiście uważam, że nie mają racji. To miasto ma naprawdę niepowtarzalny charakter i nieważne czy w tej chwili pada deszcz, śnieg, grad czy też świeci słonce- to w tym mieście czuję się bezpiecznie.
Już pierwszego dnia upodobałam sobie stare kamienice i najprzeróżniejsze parki. Na świecie jest wiele miast, którego budynki sięgają nieba, ale czy to jest najważniejsze? Jak wiele z nich ma duszę? Szczecin nie dorównuje wysokością i szlachetnością Warszawie, czy innemu miastu, ale czy to sprawia że jest brzydkie? Myślę, że nie.
Sabina przejechała przez skrzyżowanie i moim oczom ukazała się Kaskada. Tak jak przewidywałam, wyglądała już na pustą.
Nasz kierowca pojechał wzdłuż prostej i skręcił w wjazd na parking galerii handlowej. Po zatrzymaniu się przed szlabanem, zaciągnęła hamulec i wyjęła telefon z kieszeni kurtki. Wybrała prędko jakiś numer i przyłożyła aparat do ucha. Wszystkie czekałyśmy w ciszy.
-Jesteś już?- spytała Sabina swojego rozmówcę. Nastała cisza.
Ku mojemu zaskoczeniu szlaban nagle się uniósł, jakby za inicjatywą jakiejś tajemniczej zjawy. Ruda zakończyła bez słowa rozmowę i wjechała na parking.
Puste miejsca parkingowe zawsze napełniały mnie grozą, a to wszystko wina filmowców, którzy zawsze wykorzystują je jako miejsca gangsterskich potyczek i mrożących krew w żyłach morderstw.
Dziewczyna przyśpieszyła i chwilę ślizgała się po pustym parkingu. Przy jednym z ostrych zakrętów poczułam, jak mój żołądek pragnie się czegoś pozbyć. Czym prędzej złapałam za drzwi i z niecierpliwością wyczekiwałam końca tych popisów. Spojrzałam na resztę moich towarzyszek i okazało się, że jestem jedyną osobą której zrobiło się niedobrze.
Po kilku minutach, które wydawały mi się trwać wieki, Sabina zaparkowała krzywo na jednym z parkingowych miejsc. Z niemałą ulgą przywitałam ziemię wysiadając z samochodu.
Sabina obejrzała dokładnie całego Land Rovera, poklepała po masce i poprowadziła nas do drzwi galerii. Jeżeli wcześniej uważałam, że parking wygląda niepokojąco, to widok pustej i nieoświetlonej Kaskady jest bardziej przerażający.
-To dokąd najpierw?- spytała radośnie Tori, która zachowywała się co najmniej tak, jakby tutaj mieszkała i nie oglądała ani jednego filmu o psychopatycznych mordercach.
-Dzisiaj ty wybierasz.- oznajmiła Sabina, a oczy Tori rozbłysły.
-Za mną!- zawołała i pobiegła w kierunku martwych, ruchomych schodów.
Marii spojrzała na Sabinę rozbawiona, a ta tylko wzruszyła obojętnie ramionami. Złośnica spojrzała wymownie w niebo i dołączyła do Tori.
-Widzę, że bardzo ci smakowały papierosy.- oznajmiła Sabina, gdy jej przyjaciółki oddaliły się na bezpieczną odległość. Mimo to poczułam jak policzki mi płoną. Ruda zauważając moją reakcję rozchichotała się.
-Mam dla ciebie pewną radę. Mianowicie jeśli chcesz być tutaj szanowana, to bądź sobą, a nie kimś zupełnie innym.- doradziła dziewczyna zeskakując na piętro ze schodów.
-Staram się jak mogę.- odpowiedziałam na swoją obronę.
-Kiedy tutaj trafiłam, byłam prawie taka jak ty- nikomu nie ufająca, wybuchowa, ale odważna.
-Nie wiesz o mnie wszystkiego.
-Ty o mnie też nie.- odbiła piłeczkę- Nikt nie jest w stanie przejrzeć człowieka tak dobrze, jakby tego chciał. Zawsze będzie istniał ten jeden element, który będzie niszczył cały idealny obrazek tej osoby. Dlatego rozumiem ludzi, którym trudno komuś zaufać.
-Chciałabym komuś zaufać, ale przychodzi mi to z wielkim trudem.- wyznałam.
-Przede wszystkim musisz zaufać sobie. Musisz sobie zaufać, że jesteś w stanie postąpić słusznie.
-Idziecie, czy nie?- zawołała Marii tupiąc niecierpliwie nogą przed jakimś sklepowym wejściem.
-Boisz się ciemności, że na mnie czekasz?- spytała ruda unosząc jedną brew do góry.
-Upewniam się, że cię nikt nie porwał i nie wycina gdzieś w rogu nerki.
-Jakaś ty rozkoszna.- odpowiedziała posyłając dziewczynie buziaka. Złapała za moją rękę i wciągnęła mnie do środka, gdzie panował straszny mrok.
-Chodź Alicja!- zawołała Tori znikając gdzieś wśród półek i wieszaków, a Marii wybuchła okropnym śmiechem.
Zatopiłam się niepewnie w ubraniach, muskając dłońmi miękkie tkaniny. Nie widziałam nic, lecz reszta moich zmysłów uległa wyraźnemu wyostrzeniu. Słyszałam ciężki oddech Tori i chichot Marii dobiegający z drugiego końca sklepu.
Nagle wszystko ucichło. Zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać. Po mojej prawej stronie coś mi mignęło, dlatego spojrzałam w tamtym kierunku i dostrzegłam wspinającą się postać na sklepową ladę z kasami.
-Chowajcie się ślicznotki, chowajcie! I tak was znajdę!- zawołała Sabina i zeskoczyła zgrabnie z lady. Ponownie rozległ się chichot Marii i Tori. Postanowiłam czym prędzej znaleźć sobie kryjówkę.
Pamiętam jak kiedyś w dzieciństwie bawiłam się w chowanego. Byłam wtedy najniższa na podwórku i w każdej zabawie byłam najgorsza. Ale nie w tej. W tej grze to ja miałam przewagę. Potrafiłam się wcisnąć nawet w najmniejszą dziurę i kąt oraz nie wychodzić z niego do czasu, gdy szukający się nie poddał.
Teraz było podobnie, tylko z tą różnicą, że już nie byłam taka zaraz mała i sklep z ubraniami za nic w świecie nie przypomniał podwórka. Mimo wszystko dziecięca radość z tej gry pozostała niezmienna.
Przykucnęłam na moment i przyłożyłam dłoń do podłogi. Sabina była dość wysoka i wysportowana, dlatego, dosłownie, stąpała twardo po ziemi. Kiedy nie wyczułam żadnych wibracji, zaczęłam nasłuchiwać.
Usłyszałam jak ktoś przetrząsa wieszaki zaledwie kilka metrów ode mnie i tenże dźwięk wciąż się wyciszał. To oznaczało, iż Sabina oddalała się ode mnie. Nie mogłam zmarnować takiej okazji.
Odczekałam kilka sekund i ruszyłam w kierunku sklepowej lady, czyli miejsca z którego Sabina zaczynała. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy, aby sprawdzić tę kryjówkę.
-Słyszę twój oddech, Marii- zawołała Sabina z oddali. Wyjrzałam dyskretnie zza lady i zauważyłam Sabinę stojącą twarzą do przymierzalni.
-To masz bardzo słaby słuch, kochaniutka!- odkrzyknęła brunetka z przeciwnego końca pokoju. Sabina, jak rażona gromem, ruszyła w kierunku głosu dziewczyny, a ta ledwo powstrzymując śmiech pobiegła w kierunku działu męskiego.
Ponownie skryłam się za ladą, aby sprawdzić godzinę na wyciszonym telefonie, według którego było już po północy. Zaczęłam się zastanawiać, czy chłopcy zdążyli już dojechać do Szczecina i czy wiedzą, gdzie mają nas szukać.
„Za dużo myślisz - skarciłam samą siebie - Zacznij się wreszcie cieszyć chwilą! Już pora, aby żyć"
Kiedy upewniłam się, że to nie jest mój kolejny głupi pomysł, zamknęłam oczy i wyskoczyłam zza lady, a potem przyłożyłam dłonie do ist, aby mnie lepiej słyszała i zawołałem:
- Sabina! Woła ciebie twoja zwierzyna!
Nagle wszystko ucichło, lecz po krótkiej chwili usłyszałam głośny i spazmatyczny śmiech Marii. Ta dziewczyna to dosłownie jedyna osoba, której śmiech ma tak różne znaczenie. Najczęściej używała go, aby ze mnie drwić, ale nie tym razem. Teraz śmiała się razem ze mną.
-Bardzo dobrze świeżaczku! Tak trzymaj, już dorastasz!- pochwaliła mnie wciąż się dławiąc powietrzem, a sylwetka Sabiny wystrzeliła dosłownie kilka metrów obok mnie, więc ja także się zerwałam do biegu chichocząc.
Dziękowałam Bogu za to, że zapomniałam zmienić trampki na szpilki, dzięki czemu miałam stanowczą przewagę nad dziewczyną. Przeskakiwałam półki i kręciłam ostre slalomy między wieszakami.
-I tak cię dopadnę, nie łudź się!- zawołała za mną.
-Ta, jasne!- odpowiedziałam i zanurkowałam wśród wieszaków.
Niestety to był jeden z tych moich głupszych pomysłów, albowiem ledwo znalazłam się wśród swetrów i runęłam na ziemię wraz z całym wieszakiem. Sabina zdążyła wyhamować zaledwie kilka metrów przede mną i wyglądała tak, jakby zastanawiała się, dlaczego ja do cholery przed nią nie uciekam.
Kiedy już oprzytomniała, osunęła się na podłogę i zaczęła się tak spazmatycznie śmiać, że nawet Tori wyszła na moment ze swojej kryjówki, by zobaczyć co odbiło jej siostrze.
- Jesteś debilką! - oświadczyła ledwo oddychając, a potem opadając na ziemię.
Czerwona twarz Sabiny wyglądała tak komicznie w połączeniu z jej kasztanowymi włosami, że ja także nie byłam w stanie opanować śmiechu. Chwilę potem przybiegła Marii.
-Czego się tak chichracie?- spytała patrząc na nas podejrzliwie.
-Bo ona jest głupia!- odpowiedziała Sabina unosząc głowę i ponownie upadając na podłogę.
-A ona się śmieje jak głupia!- odpowiedziałam i ukryłam twarz w rozrzuconych swetrach, próbując się opanować.
-Uspokójcie się obie, bo was tu zamkniemy!- zawołała Marii i rzuciła swetrem w koleżankę. Tori pochyliła się nade mną i zaczęła mnie łaskotać, co sprawiło, że zaczęłam się tarzać na podłodze.
Sabina spojrzała w moją stronę i mogłabym przysiąc, że zaczęła płakać ze śmiechu.
-Wyglądasz jak węgorz!- zawołała.
-A ty jak burak!- odgryzłam się.
Marii popatrzyła na
przyjaciółkę i, chcąc, nie chcąc, przyłączyła się do grupowej głupawki.

*Takie info dla tych, którzy nigdy nie byli w Szczecinie i myślą, że leży nad morzem- a więc nie leży nad morzem, a Kaskada to takie centrum handlowe.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz