Rozdział 30

2.5K 217 58
                                    

Spędziłam jeszcze jakiś czas w sali chorych, a potem Wiktor zaprowadził mnie do klasy, w której nocowała Tori i Marii.

Kiedy zobaczyłam ich uśmiechnięte, całe i zdrowe twarze, to ucieszyłam się jak głupia.

- Tak się cieszę, że wam nic nie jest! – zawołałam na powitanie.

- Dobra, dobra już nie udawaj! – odpowiedziała żartobliwie Marii.

Tak jak wszyscy, najpierw wypytały mnie o powód mojego przyjazdu oraz o postępy w poszukiwaniu testamentu.

- Czyli już prawie wygraliśmy? – spytała Tori.

- Tego jeszcze nie wiem – odpowiedziałam całkowicie szczerze.

- Ale jesteśmy bliżej końca czy początku całej przygody? – dołączyła Marii, a ja się uśmiechnęłam.

- Wydaje mi się, że bliżej końca.

Tori od razu okazała swoją radość po usłyszeniu tej wiadomości, a Marii się roześmiała.

- Tak bardzo chciałabym zobaczyć minę tego dupka, gdy się okaże, że go pokonałaś!

- Uwierz mi, że też na to czekam.

Nastał wieczór, a ja przypomniałam sobie jak bardzo tęskniłam za naszymi wieczornymi rozmowami. Po raz pierwszy od dawna poczułam się jak normalna dziewczyna.

Można nawet powiedzieć, że byłam szczęśliwa.

Ale szczęścia (jak zresztą prawie wszystko) jest zbyt ulotne, aby zostało z nami do końca naszych dni.

Jedyne co jest stałe w życiu, to chyba miłość i śmierć.

Marii spojrzała na zegarek i westchnęła z żalem.

- Chętnie bym się jeszcze z ciebie pośmiała, ale muszę iść na wartę. Zostajesz na noc?

- Sądzę, że tak.

- No to zobaczymy się jutro rano!

- Chwila, chwila! – zatrzymała ją Tori – Czy ty przypadkiem nie idziesz na wartę z Krzysztofem?

Dziewczyna spłonęła rumieńcem, a my wybuchłyśmy głośnym śmiechem.

- Nie twoja sprawa, smarkulo.

- Oczywiście, że nie! To jest sprawa tylko ciebie i Krzyśka! – zawołała i znowu się roześmiała.

Marii coś mruknęła pod nosem i opuściła pokój.

Obie jeszcze sobie żartowałyśmy z naszej ulubionej pary, a potem zrobiło się nieco poważniej:

- I jak się czujesz, po tym wszystkim?

- To bardzo ogólne pytanie – zauważyłam z uśmiechem – To zależy, co masz na myśli.

- Pytam o tę całą sprawę z Robertem.

Zanim jej odpowiedziałam, przemyślałam wszystko dokładnie.

- Jest mi źle, że to wszystko się w ten sposób skończyło, ale nie mogę się nad sobą wiecznie rozczulać. Muszę iść dalej.

- Bardzo dobrze robisz – starała się mnie pocieszyć – A jak tam ci się układa z Szymonem?

- Raczej się nie lubimy – parsknęłam śmiechem.

- Dlaczego?

- Chyba denerwuje mnie jego bezwzględna lojalność wobec Egidy. Zadowolenie Wankwaczorów jest ważniejsze od jego własnego szczęścia.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz