Rozdział 2

10.9K 558 55
                                    

W ogóle nie spodziewałam się, że spędzę tamtego wieczora tyle czasu z Robertem. Posiedzieliśmy trochę w kawiarni, a następnie wybraliśmy się na spacer. Gdy zrobiło się ciemno, postanowiliśmy rozpocząć poszukiwania mojego przystanku autobusowego, bym mogła wrócić do hotelu.

Nawet nie pamiętam do końca, o czym rozmawialiśmy. Ale wiedziałam jedno - Robert był typową duszą towarzystwa. On nie wiedział, co to wstyd lub skrępowanie.
Nawet był taki moment, gdy szedł i wyśpiewywał „Tańczące Eurydyki".

A mimo to, nie była to rzecz, która mnie zaniepokoiła. Bardziej zadziwiał mnie fakt, że znał tę piosenkę na pamięć.

Patrząc na niego, jak tańczy i śpiewa, z głową odrzuconą do tyłu, nigdy bym nie pomyślała, że to mógłby być czyjś nauczyciel.

A jednak.

Akurat trafiliśmy na przystanek w momencie, gdy skończył wyśpiewywać ostatnią zwrotkę. Wtedy odwrócił się do mnie i zobaczył mój uśmiech.

- Dlaczego nie śpiewałaś? - spytał.

- Bo nie znam tekstu.

Jeżeli wcześniej uważałam go za poukładanego i eleganckiego, to teraz stało przede mną jego alter ego. Patrzył na mnie lekko zamglonym wzrokiem (może to naszych piw wina), a na jego szyi wisiał poluzowany krawat. Miał jeszcze bardziej niepoukładane włosy, niż wcześniej.

- Zawsze jesteś taka ostrożna? - spytał, podchodząc bliżej.

- Ostrożna z czym? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Z ludźmi. Nie ufasz im, więc nie chcesz im o sobie nic powiedzieć. To sprawi, że nigdy nie nawiążesz z nikim silnej więzi. Aby to zrobić, musiałabyś się z nimi sobą podzielić - odpowiedział, a mnie coś w środku ukłuło. Nie dlatego, że mnie uraził, tylko dlatego że miał rację.

Już miałam udzielić odpowiedzi, gdy nagle, akurat w takim momencie, o godzinie 21:37, w centrum Szczecina, anonimowy mieszkaniec kamienicy wyszedł na balkon i zaczął grać na gitarze. Do dzisiaj się zastanawiam, kto normalny by tak zrobił. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku i dostrzegliśmy zarys mężczyzny, grającego ze świerszczami.

"Czyżby boża opatrzność?"

Miałam ochotę się roześmiać i pogratulować autorowi mojego życiowego scenariusza pomysłowości, ponieważ czułam się tak, jakbym grała w jakiejś cholernej komedii romantycznej.

Robert spojrzał na mnie, po czym skłonił się nisko i zaprosił do tańca. Podałam mu swoją dłoń i zaczęliśmy się kiwać w rytm tańca wolnego.

Po kilku godzinach znajomości.

Nigdy nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się wtedy zachowywałam. Zawsze stawiałam na jego urok osobisty, ale teraz wydaje mi się, że to mogło być coś zupełnie innego.

 Magia? Przeznaczenie? Przypadek? Głupota i naiwność? A może byłam po prostu zmęczona samotnością i chciałam porozmawiać z kimś, kogo tak naprawdę miałam w życiu już nigdy więcej nie spotkać? Nie wiem, czy potrafię wskazać jedną, prawidłową odpowiedź na to pytanie.

Czułam się przy nim swobodnie. Nie ukrywam, cieszyło mnie to, że mnie adorował, przez co robiłam się coraz śmielsza. Po jakimś czasie, zdecydowałam się wreszcie na oparcie brody na jego barku, tym samym się do niego przytulając. Zaczął się śmiać.

- Brawo, robisz postępy - wyszeptał do mojego ucha.

- To się jeszcze okaże.

Znowu się roześmiał i zakręcił mną piruet.

- Nie sądzę - odpowiedział.

Gitarzysta nagle skończył grać i zaczął nam się przyglądać. Robert się uśmiechnął i zaprowadził mnie bliżej kamienicy. Skłoniliśmy się oboje, w ramach uszanowania kunsztu muzyka balkonowego. Gitarzysta się uśmiechnął i odkiwał nam głową.

Zaczął grać nowy utwór, ale daleko, na sygnalizacji świetlnej, zatrzymał się mój autobus. Podeszliśmy pod samą wiatę. Mój towarzysz obrócił moją twarz ku sobie i zaczął patrzyć na mnie tak, jakby próbował zapamiętać każdy jej detal.

- Spotkamy się jeszcze? - spytał.

- Nie wiem - skłamałam.

Na jego twarzy już nie było uśmiechu. Jego oczy, mimo że przymglone, patrzyły na mnie tak czule. Byłam zaskoczona tym, jak łatwo przywiązywał się do obcych ludzi. 

"Kiedyś też taka byłaś"

- Czy mogłabyś dla mnie złamać choć raz zasadę? - spytał, a ja zrozumiałam o co mu chodziło.
Przez ten czas, zdążył mnie wypytać o moją ostrożność. Wyjawiłam mu moje zasady, które kategorycznie zabraniały wielu rzeczy - w tym pocałunków.

Jego oczy wciąż mnie obserwowały, więc podjęłam już decyzję.

- W sumie, dlaczego nie? - odszepnęłam i zaryzykowałam. 

Stanęłam na palcach i sięgnęłam jego ust bez ostrzeżenia. Był zaskoczony moją decyzją, ale nie narzekał. Dotknął mojej szyi i zaczął ją gładzić i przytrzymywać blisko swojej twarzy. Całował inaczej niż chłopcy, których wcześniej znałam. Całował pewniej i lepiej. Podobało mi się to.

Gdy zrozumiałam, co się dzieje i co zrobiłam, przeraziło mnie to.

Odsunęłam się od niego. Drugą ręką obejmował mnie w talii i ciężko dyszał. Był cały czerwony i miał rozszerzone źrenice.

Kątem oka dostrzegłam autobus. Ten facet miał na mnie ogromny wpływ i na chwilę wywrócił mój świat do góry nogami. Spanikowałam, więc posłuchałam instynktu, który nakazywał mi ucieczkę.

- Cześć Robert - wyszeptałam, po czym wycofałam się do drzwi autobusu.

- Alicja! - zawołał, a ja się odwróciłam - Nie mam twojego numeru.

Już podchodził do mnie bliżej, ale w ostatniej chwili oddzieliły nas drzwi autobusu. Maszyna ruszyła, zostawiając go samego na przystanku. Dotknęłam dłonią chłodnej szyby, pragnąc poczuć ciepło jego dłoni z drugiej strony. Skarciłam się za tę myśl.

Byłam zdruzgotana i wściekła na samą siebie.

"Tchórz"

- I o to chodziło - wyszeptałam, próbując powstrzymać nabiegające łzy.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz