Rozdział 1

22.1K 777 189
                                    


- Jak się nazywasz? - spytał pyszałkowatym głosem mężczyzna z nadmiernym trądzikiem na twarzy.

- Nie muszę panu podawać moich danych osobowych - odpowiedziałam gapiąc się na przejeżdżający tramwaj.

- Słucham? - spytał jego gruby kolega, poprawiając druciane okulary. Przewróciłam oczami.

- To, co pan słyszał - odparłam.

- Nie pyskuj, tylko wyjmij legitymację! - rozkazał ten pierwszy.

Nie zdążyłam kupić biletu w automacie (uwierzcie mi na słowo, długa kolejka działa jak wehikuł czasu) i tylko mnie wyrzucili z autobusu. Natomiast pana, który na pewno nie próżnował na siłowni i też nie miał biletu zostawili. Nie pozwolę wygrać ludziom, którzy znęcają się nad słabszymi od siebie.

- Nie muszę podawać wam mojego imienia i nazwiska, a o adresie nie wspominając, ponieważ chroni mnie ustawa o ochronie danych osobowych - odparłam obojętnym tonem.

- Nie wygłupiaj się! - zawołał grubasek w okularach.

- Jak panowie nie wierzycie, to proszę zadzwonić na policję i napisać podanie o udostępnienie moich danych osobowych.

Sprzeczałam się z nimi już którąś godzinę, aż tu nagle ktoś chwycił moje ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę, który mógłby mieć około dwudziestu lat. Był wysoki, miał kręcone włosy i kilkudniowy zarost. Był całkiem przystojny.

- Proszę jej wybaczyć! Ma wybuchową naturę i też często się kłócimy - wytłumaczył facet, a ja odruchowo się cofnęłam. Pierwszy raz widziałam tego mężczyznę na oczy - Ile dostała mandatu? - spytał i spojrzał na mnie znacząco.

- Nie potrzebuję...

- Sto pięćdziesiąt złotych - odparł pryszczaty, przerywając mi.

- Proszę bardzo! - podał grubaskowi banknot - Reszty nie trzeba. Miłego dnia panowie! - objął mnie ramieniem i zaprowadził mnie daleko od kanarów.

Przez kilka minut byłam spokojna i dałam się prowadzić, ale jak tylko zniknęliśmy z pola widzenia sympatycznych panów, wyrwałam się z jego objęć.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, a on zachichotał.

- Jesteś bardzo wdzięczną osobą - zauważył, nie kryjąc rozbawienia.

- Nie potrzebowałam pomocy. Nie zasługiwałam na ten mandat!

- Każdy tak mówi.

Westchnęłam ze złością.

"Gdybym była na jego miejscu, pewnie powiedziałabym to samo."

- Dobra, nie będę się z tego tłumaczyć. To nie ma sensu - odpuściłam - Dziękuję. Możemy podejść do bankomatu, to oddam ci pieniądze? - zaproponowałam.

- Wolałbym wspólną kawę - oznajmił zalotnie.

- Wybacz, ale nie jestem zainteresowana - odpowiedziałam i podbiegłam do najbliższego bankomatu.

- A może jednak? - podążył za mną.

- Jak bardzo ci na tym zależy? - spytałam lekko poirytowana.

- Tak bardzo, że jestem gotów zapłacić mandat, nie znając wcześniej jego wysokości - odpowiedział, a ja westchnęłam.

- Zgoda - zgodziłam się po dłuższej chwili zastanowienia.

- Miło mi to słyszeć - oznajmił i podał mi swoje ramię, lecz nie zareagowałam.

- To do której kawiarni chcesz iść? - spytałam obojętnie.

- Podaj mi rękę, to się dowiesz - odpowiedział i uniósł brew. Zrobiłam to, o co poprosił, rzucając tylko.

- Stąpasz po kruchym lodzie.

Tajemniczy i jednocześnie denerwujący nieznajomy zaprowadził mnie do starej, eleganckiej kawiarenki z wysokimi, czarnymi fotelami. Odsunął dla mnie jeden z nich, po czym usiadł na swoim naprzeciwko. Rozpięłam czarny płaszcz, po czym wzięłam do ręki menu i niespiesznie przeglądałam jego treść, mimo że wiedziałam od samego początku, co wybrać.

- Wybrałaś już? - spytał mój towarzysz. Dopiero wtedy zauważyłam, że przygląda mi się już od dłuższego czasu.

- Mam trudny wybór - skłamałam.

Nic nie odpowiedział. Wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku i uśmiechał się pod nosem.

Kiedy zauważył, że czytam już po raz trzeci tę samą stronę, westchnął.

- Jak masz na imię?

„Jak masz na imię"- obiło mi się w myślach.

- Alicja - mruknęłam pod nosem.

- Bardzo ładne imię. Ja jestem Robert.

- Fajnie - bąknęłam.

Był bardzo czarujący, ale z reguły nie ufa się ludziom, którzy ot tak po prostu płacili za kogoś mandat.

Zastałą ciszę przerwała kelnerka:

- Co podać? - spytała wyciągając notatnik.

- Dla mnie zwykłe espresso - zamówił Robert.

- A dla pani?

Podniosłam speszona wzrok.

- Dla mnie? - spytałam głupio - A tak, poproszę waniliowe latte.

- Dobrze, to wszystko?

Pokiwaliśmy głową, a kelnerka podziękowała i odeszła od stołu. Zostaliśmy sami.

Nie wiedziałam, na czym mam skupić wzrok, więc zaczęłam się wpatrywać w okno.

- Zawsze jesteś taka nieufna? - zagaił.

- Wolę nazywać to czujnością - odpowiedziałam - Praktycznie nic o tobie nie wiem.

- A co byś chciała wiedzieć? - spytał i ułożył się wygodnie w fotelu.

Już miałam odpowiedzieć, że tak naprawdę to nic, ale zrezygnowałam. Pomyślałam, że skoro już tu siedzę, to może o czymś porozmawiamy zamiast niezręcznie milczeć.

"Tym bardziej, że nie jest brzydki"

Rozluźniłam się i spytałam:

- Ile masz lat? Studiujesz coś? Dlaczego zwróciłeś na mnie uwagę? Dlaczego zapłaciłeś za mnie mandat? - wyrzuciłam z siebie prędko wszystkie nurtujące mnie pytania, które nieświadomie uciszałam, aż do tej chwili.

Robert uśmiechnął się pod nosem i zaczął recytować:

- Robert Pawłowski, lat dwadzieścia dwa, nie studiuję, jestem nauczycielem i zaintrygowała mnie twoja uroda, więc nie mogłem się oprzeć i zapłaciłem mandat - odpowiedział rozbawiony, widząc moją reakcję na przedostatnie słowa - Czy taka odpowiedź ci wystarczy?

- Na razie tak - odparłam dumnie, nie pozwalając mu przejąć kontroli. Parsknął śmiechem.

- A ty?

- A co ja?

- Opowiesz mi coś o sobie, czy dalej będziesz zgrywała niedostępną? - spytał unosząc jedną brew, a mnie coraz trudniej było zgrywać obojętność.

- Nazywam się Alicja Zalewska i mam 18 lat. Jestem tutaj tylko przejazdem, ponieważ zaczynam naukę w szkole z internatem. Wychowałam się w Warszawie.

Uśmiechnął się pobłażliwie.

- Widzisz? To nie było takie straszne, prawda? - spytał, a ja w końcu odpowiedziałam uśmiechem.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz