Rozdział 13

3.1K 228 36
                                    

Przecinaliśmy ciemną warszawską noc. Jechaliśmy zwykłym, cywilnym wozem, ponieważ wciąż pamiętaliśmy o rosnącym pożądaniu na moją głowę.

Ani razu się do siebie nie odezwaliśmy. Borys, to Borys – jak nie musi, to się nie odzywa, a z Szymonem nawet nie mieliśmy tematów do rozmowy. W tamtym momencie, tak bardzo żałowałam, że nie miałam dużo czasu dla swoich przyjaciół. Razem walczyliśmy na wojnie, ale na dwóch innych frontach i musieliśmy się z tym pogodzić.

W radio ktoś czytał „Świętoszka", a ja myślałam że kierowcy urwę za to łeb.

- Możesz zmienić stację? – spytałam Szymona.

- Dlaczego?

- Bo chciałabym odpocząć.

- A rodzice ci nie czytali bajek przed snem?

- Jesteśmy na misji, więc wybrałaś sobie kiepski moment na odpoczynek – skarcił mnie nagle Borys, a ja przewróciłam oczami.

- A róbcie, co chcecie! Skręć w prawo – zwróciłam mu uwagę, gdy już miał minąć zjazd do lasu.

Wjechaliśmy w leśną gęstwinę i wydeptaną ścieżką uciekliśmy przed resztkami cywilizacji. Patrząc przez okno na las, odczuwałam lęk. Wciąż bałam się ciemności i z całej siły próbowałam zachować spokój. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś nas obserwował zza drzew.

Póki siedziałam jeszcze w samochodzie, tajemnicze i przerażające kształty, częściowo wykreowane przez nocny oczopląs, były jeszcze do wytrzymania.

Bardziej przerażała mnie perspektywa zatracenia się w ciemności niż sam jej widok.

Jechaliśmy tak jeszcze może z dziesięć minut, aż trafiliśmy na mały, drewniany domek wśród gęstwiny drzew.

- Trochę jak w „Drodze bez powrotu", prawda? – spytał Szymon, a ja chciałam go za ten komentarz zabić, ponieważ to sprawiło, że bałam się jeszcze bardziej.

Szymon zgasił reflektory samochodu i serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej. Moi towarzysze już byli na zewnątrz, a ja tymczasem jeszcze walczyłam z wszechogarniającym mnie paraliżem.

„ Nic nie jest takie, jakie się wydaje, ponieważ widzisz je takim, jakim chcesz je widzieć" – przypomniałam sobie otrzymaną lekcję, zaraz po analizie moich umiejętności w stowarzyszeniu.

Już Szymon miał o coś spytać, gdy udało mi się wysiąść z samochodu i przy tym nie zemdleć. Borys wyjął z bagażnika latarki, ale ich nie zapalił.

Z bijącym sercem ruszyłam za chłopakami w kierunku drewnianego domku. Weszliśmy po skrzypiących schodkach na werandę (nie obyło się bez nerwowego rozglądania się wokoło) i dopiero wtedy włączono latarki.

Borys podał mi jedną, a następnie podszedł do drzwi. Pociągnął klamkę w dół i drzwi się po prostu otworzyły.

Weszliśmy za nim do środka i poczuliśmy stęchły zapach starości i wilgoci. Byłam całkowicie pewna, że od dawna nikt tam nie zaglądał, co mnie trochę uspokoiło.

Skąpałam snopem latarki cały salon, na który składała się: zielona kanapa, kominek na którym stały puste ramki po fotografiach, kredens; czteroosobowy, okrągły stolik oraz zawieszona na ścianie gitara. Po naszej prawej znajdowała się prosta, niewielka kuchnia.

- To co? Rozdzielamy się? – spytał ku mojemu przerażeniu Szymon a Borys pokiwał głową. 

Szymon został przeszukać salon, Borysowi przypadła sypialnia, a mnie gabinet. Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia, w którym meble przykryto (kiedyś na pewno) białymi prześcieradłami. Postawiłam latarkę na komodzie i zabrałam się za odkrywanie mebli. W powietrze wzniosły się kłęby kurzu, a moim oczom ukazało się: śliczne, ręcznie rzeźbione biurko, dwa stojące przed nim fotele oraz półki na książki.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz