Rozdział 12

4.7K 367 4
                                    



Na zewnątrz padał deszcz. Zrobiło mi się zimno, dlatego objęłam się rękoma i podreptałam ścieżką, w kierunku ogrodu. Na końcu drogi znajdował się tunel, który oplatały pąki róż. Westchnęłam z ulgą, albowiem krople deszczu już nie spadały na mnie tak obficie.

Szłam nim wciąż rozmyślając o tym, co się właśnie wydarzyło.

Cały dzień powstrzymywałam łzy, ale tym razem nie dałam rady i ponownie popłynęły.

"Myślałam, że Kacper mnie polubił, a teraz już wiem, jak bardzo się pomyliłam."

Jedynym pocieszaniem w tamtej chwili była dla mnie reakcja Szymona. Co prawda była jak dla mnie zbyt ostrożna, ale doceniłam jego odwagę.

„I po co zmieniłam szkołę, skoro tutaj spotka mnie to samo?"- pomyślałam rozżalona.

Najbardziej bolało mnie to, że zaufałam komuś i tego samego dnia się rozczarowałam.

 "Czy tak już będzie zawsze?"

Doszłam do końca korytarza i moim oczom ukazały się różnobarwne kwiaty i drzewa, którym deszcz nadawał nostalgicznego wyglądu. 

"A może to przez mój podły dzień?

Tydzień?

Miesiąc?

Rok?"

Przemknęłam w deszczu i schroniłam się pod altaną. Kiedy zaburczało mi w brzuchu, pożałowałam że tak wcześnie wyszłam. Powinnam  się wtedy po prostu przesiąść, ale czasu już nie mogłam cofnąć. Wyjęłam telefon, aby sprawdzić godzinę i postanowiłam, że za trzydzieści minut wrócę do pokoju.

W Warszawie też była kiedyś taka altanka. Pamiętam jak chodziłam tam z Eweliną, Dorotą i Grzegorzem pić. Cieszyłam się, że miałam wtedy przy sobie Ewelinę, ponieważ kiedy Dorota i Grzegorz zostawiali mnie dla chwil „sam na sam", czułam się samotna.

Pamiętam też jak Dorota przemierzała świat zawsze pewnym siebie krokiem i sięgała po to, co chciała. Nigdy nie pomyślałabym, że taka „królowa życia" jak ona, mogła mi czegoś zazdrościć, a przez to nienawidzić do szpiku kości.

Czasami, gdy wracałam myślami do chwil sprzed tamtej tragicznej nocy, uświadamiałam sobie jaka byłam naiwna i głupia.

Tamtej okropnej nocy, gdy zamknęła mi drzwi i zgasiła światło, ledwo żywa zdałam sobie sprawę że nie ma czegoś takiego jak przyjaźń.

Miałam cztery przyjaciółki i żadna z nich nie przyszła mi na ratunek. Wybrały Dorotę i pomogły jej w zdobyciu tego, czego chciała- krwawego odwetu.

"I tego im nigdy nie wybaczę."

Siedziałam tam jeszcze chwilę, do czasu aż zrobiło się ciemno. Już nie padało. Wstałam i podeszłam do fontanny, aby obmyć wciąż bose i obłocone stopy. Kiedy to zrobiłam, założyłam obcasy i skierowałam się w stronę różanego korytarza. Wychodząc, minęłam jakąś rozchichotaną parę w mroku, po czym przekroczyłam próg internatu.

Weszłam cicho po schodach i odetchnęłam z ulgą dopiero po zamknięciu swoich drzwi do pokoju. Zdjęłam buty i położyłam się na łóżku, przymykając oczy.

Nagle rozległo się ciche pukanie do moich drzwi.

Podniosłam się i nasłuchiwałam. Zastanawiałam się, kto to mógłby być, ale zagadka się rozwiązała w momencie, gdy zauważyłam kurtkę Kacpra w przedpokoju.

Wstałam i z wściekłością zerwałam kurtkę z wieszaka. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Nie czekając na wyjaśnienia chłopaka, rzuciłam mu kurtką w twarz i zamknęłam za sobą drzwi, a potem oparłam się o nie plecami. Rozległo się ponownie pukanie.

Zignorowałam je.

Poszłam do łazienki, aby przygotować się do snu. Kiedy z niej wróciłam, zostałam tylko głuchą ciszę.

NieprzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz